O problemach Wrocławia ze szczurami mówi się od dawna. Mimo regularnych deratyzacji miasto nie radzi sobie z gryzoniami, które w centrum miasta mają idealne warunki.
"Łatwy dostęp do resztek jedzenia, dokarmianie zwierząt w niewłaściwy sposób, nieprawidłowe przechowywanie odpadów komunalnych sprawia, że Wrocław boryka się z plagą szczurów. Pomimo terminów obowiązkowej deratyzacji, do której zobowiązani są zarządcy i właściciele nieruchomości, zakładów usługowych, sklepów, hoteli niestety gryzonie doskonale sobie radzą i potrafią przystosować się do zaistniałych warunków. Szczury rozmnażają się w bardzo szybkim tempie, łatwo się przemieszczają, wiedzą gdzie dokarmiane są ptaki i wyrzucane resztki jedzenia z okolicznych restauracji. Potrafią prześliznąć się rurami kanalizacyjnymi bezpośrednio do mieszkań, piwnic, hoteli i sklepów. Są roznosicielami wielu chorób, z których największym problemem jest wścieklizna. Pojawienie się osobników tego rodzaju w okolicy wiąże się z dużym dyskomfortem, dlatego warto wiedzieć jak skutecznie i najszybciej uporać się z gryzącym problemem" - czytamy w poście Straży Miejskiej we Wrocławiu na Facebooku.
Mieszkańcy denerwują się zaistniałą sytuacją. "Urzędnicy radzą, a populacja szczurów w okolicy fosy miejskiej i przyległych ulic rośnie w tempie zastraszającym. Szczury śmieją się z pułapek, pięknie je obchodzą, w biały dzień nie można przejść podwórkiem Kniaziewicza - Dworcowa - Kościuszki -Dąbrowskiego. Mieszkam we Wrocławiu 66 lat. Takiej plagi nie było nigdy" - pisze pani Ewa.
"Miasto daje ludziom rady, jak powinni walczyć i zapobiegać pladze szczurów, ale nie reaguje na prośby i pisma. Jeden z listów od zdesperowanej mamy, trafił nawet na biurko Jacka Sutryka. Jak zareagował prezydent? Nie odpisał" - podaje portal gazetawroclawska.pl
Wrocławianie na łamach lokalnej gazety wskazują, że "problem na Wąskiej zaczął się latem 2022 roku, kiedy mieszkańcom założono - kratkę deratyzacyjną. Od tamtej pory szczury chodzą po rurach, po których ślizgają się pazurkami, piszczą i wyprowadzają na spacerki młode w ogóle" - alarmują mieszkańcy.
"Ten problem trwa już kilka lat. Kiedy otworzy się okno wieczorem, słychać szczury szalejące na podwórku. W krzakach leży pełno szczurzych zwłok, które sprząta pracownik miasta" – mówią.
Grzegorz Rajter z urzędu miejskiego w rozmowie z "Gazetą Wrocławską" przyznaje, że w ostatnim czasie liczba zgłoszeń w sprawie szczurów wyraźnie wzrosła. Urzędnik informuje, że incydenty ze szczurami można zgłaszać do Wydziału Środowiska przy magistracie lub bezpośrednio do straży miejskiej. Poucza jednak, że kwestia deratyzacji leży w gestii zarządców budynków.
TVN24 podaje, że jeszcze kilka lat temu szacowano, że na jednego mieszkańca Wrocławia przypada jeden szczur. Dziś są to trzy szczury na każdą osobę.
Jak miasto chce zwalczyć plagę gryzoni? "By skuteczniej rozwiązać problem, nawiązaliśmy współpracę z naukowcami z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Usłyszeliśmy, że szczury lubią szukać jedzenia i takie na tackach wydaje się dla nich nieatrakcyjne - relacjonuje Rajter w "Gazecie Wrocławskiej". Dlatego rozłożone w ten sposób trutki mogą być nieskuteczne. Szczury mogą je omijać, bo nie muszą ich zdobywać. Cały czas uczymy się walczyć ze szczurami. Ta deratyzacja będzie trwała przez 10 miesięcy" - zapewnia Rajter.
Źródła: RMF FM / "Gazeta Wrocławska" / Straż Miejska Wrocław / TVN24