Lawina porwała 24 turystów, 19 z nich nie przeżyło. "Góry zachęcały, żeby tam wejść"

Dziś mija dokładnie 55 lat od tragedii, która wstrząsnęła całą Polską. 20 marca 1968 roku 24 turystów wędrowało dnem Białego Jaru w Karkonoszach, kiedy w pewnym momencie ich drogę przecięła ogromna lawina. 19 z nich nie wróciło do domu, a ostatnie ciała odnaleziono ponad dwa tygodnie później.

Początek wiosny 1968 roku sprzyjał wycieczkom w góry, dlatego też wielu turystów postanowiło wyruszyć na wznoszącą się 1378 m n.p.m. Kopę w Karkonoszach. W związku z zamknięciem wyciągu krzesełkowego zdecydowali się przejść czarnym szlakiem wzdłuż Białego Jaru, lekceważąc ostrzeżenia lawinowe. Na miejscu znajdowało się 13 Rosjan, czterech Niemców oraz dwóch Polaków. 

Zobacz wideo Stopnie zagrożenia lawinowego

Lawina zabrała ich życie. 19 turystów zginęło

Teraz 55 lat później uczestnicy akcji ratowniczej wspominają tragiczne wydarzenia w Karkonoszach w rozmowie z RMF24. Doskonale ten dzień pamięta wciąż Andrzej Brzeziński, ratownik GOPR, który pomagał na miejscu po przejściu lawiny. 

Pogoda była ładna, słoneczna. W Karpaczu było ciepło. Na dole się siedziało w krótkich rękawkach. Góry zachęcały, żeby tam wejść

- relacjonował Andrzej Brzeziński na łamach RMF24.

Chociaż dzień zapowiadał się pięknie, to w górach wiał silny wiatr. Potężna lawina, której masa śniegu wynosiła 50 tys. ton, zeszła na rozdrożu Śląskiej Drogi w Białym Jarze. Na jej drodze znalazły się 24 osoby. Udało się uratować pięciu z nich, których żywioł odrzucił w bok. Reszta nie przeżyła. 

Tragedia się stała nie z ich winy. Po prostu oni weszli w takie miejsce, gdzie nie powinni wejść. Ale nie mieli wiedzy też, bo nie było przewodnika

- dodał ratownik GOPR. 

Akcja ratunkowa trwała kilka dni 

Do szpitala natychmiast przetransportowano piątkę turystów - dwóch Niemców, dwóch Polaków oraz jednego Rosjanina, którzy przeżyli tragedię. Akcja ratunkowa trwała od 20 marca aż do 5 kwietnia i uczestniczyło w niej nawet tysiąc osób.

Lawina miała ponad 800 metrów długości. Jak te masy śniegu zastygły, to czoło lawiny miało ponad 30 metrów wysokości. To była potężna lawina

- wspominał ratownik Marian Sajnog.

Szukanie poszkodowanych nie było łatwym zadaniem. Chociaż chętnych było wielu, to ludziom brakowało sprzętu.

Pamiętam te dni jako takie odrętwienie. Nie było czasu na żadne rozmyślenia, tylko cały czas kopaliśmy. Kopało też wojsko. Zdecydowano, żeby przekopać lawinisko

- dodał. 

Dzisiaj są odpowiednie sprzęty elektroniczne rzeczy, które bardzo szybko namierzają człowieka pod śniegiem, ale wtedy tego nie było. Szukanie osób w tak potężnej lawinie to było jak szukanie igły w stogu siana

- zakończył Sajnog. 

Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Więcej o: