Po ogłoszeniu częściowej mobilizacji wojskowej, wielu Rosjan zaczęło obawiać się, że trafi na front. Setki tysięcy mężczyzn, zwłaszcza młodych, zaczęło więc masowo opuszczać kraj, uciekając m.in. do Finlandii, Estonii, Litwy, Gruzji czy Kazachstanu. Jak się okazuje, niektórzy postanowili osiedlić się w także bardziej odległych i egzotycznych miejscach.
Jak donosi telewizja informacyjna Al Jazeera, w zeszłym roku na Bali przyleciało prawie 60 tysięcy. Rosjan. Obecnie, odkąd Kreml ogłosił częściową mobilizację, na wyspę przybywa ich 20 tysięcy... miesięcznie. Ogromny napływ przybyszów spotyka się z niezadowoleniem mieszkańców, którzy skarżą się na zabieranie im pracę. Zatrudniają się jako fryzjerzy, taksówkarze, opiekunki do dzieci, a nawet seksworkerki. Co ważne, często nie posiadają prawnie wymaganej wizy pracowniczej.
Gubernator Bali, Wayan Koster poinformował na początku tygodnia, że zwrócił się do centralnej agencji imigracyjnej o zniesienie przywilejów wizowych nie tylko dla obywateli Rosji, ale i Ukrainy. Miało to związek z rosnącymi skargami ze strony miejscowych.
Dlaczego akurat te dwa kraje? Obydwa są w stanie wojny i jest tam niebezpiecznie, więc gromadzą się na Bali. Wielu z nich przyjeżdża nie w celach wypoczynkowych, ale w celu znalezienia komfortu, w tym do pracy
- mówił Koster lokalnym mediom.
Na miejscu zaczęła działać już specjalna grupa zadaniowa, która w pierwszym tygodniu aresztowała sześciu turystów. Deportowano trzy nielegalne seksworkerki, dwóch instruktorów jazdy na motocyklu i trenera tenisa.
Wielu miejscowych uważa, że przybysze stanowią zagrożenie także zagrożenie dla branży turystycznej. Rosjanie organizują wycieczki dla innych obywateli Rosji po popularnych atrakcjach, np. na szczyt wulkanu Mount Agung.
Wydaje się, że Rosjanie wiedzą o tej górze wszystko. Myślę, że wcześniej wspinali się na górę z lokalnymi przewodnikami i pamiętali wszystkie trasy, kwestie bezpieczeństwa, czynniki związane z wiatrem, czas i niebezpieczeństwa. To smutne, ponieważ wielu lokalnych przewodników nie ma pracy
- mówił Zee Putro, współwłaściciel firmy turystycznej w rozmowie z Al Jazeerą.
Obcokrajowcy często pracują na plaży bez pozwolenia. Kiedy pytamy ich, czy pracują, twierdzą, że są ze znajomym, więc lekcja surfingu jest bezpłatna. Ale wiemy, że zarabiają na tym pieniądze. To niesprawiedliwe, ponieważ nie płacą podatków. Władze muszą się tym zająć
- potwierdziła Juda Purba, instruktorka surfingu.
To niesprawiedliwe, ponieważ nie płacą podatków. Władze muszą się tym zająć
- dodała.
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.