Rytualne stuknięcie się kieliszkami jest niezwykle popularne w Polsce. Zanim przystąpimy do spożywania napojów, zwykle wcześniej unosimy je w górę i zderzamy się, wypowiadając charakterystyczne "na zdrowie". Podobnie jest w innych krajach. Włosi wykrzykują "salute" lub "cin cin", z kolei angielską wersją toastu jest proste i wyrażające życzliwość "cheers". Jednak kiedy my biesiadujemy, Węgrzy mogą spoglądać na nas krzywym wzrokiem. Dlaczego?
Jak się okazuje, podejście Węgrów do stukania się szkłem ma związek z makabryczną i krwawą historią sprzed 175 lat. Złe skojarzenia sięgają przegranej wojny o niepodległość z Habsburgami w 1848 roku. Mówi się, że wówczas Austriacy mieli świętować egzekucję 13 węgierskich generałów, wznosząc toasty napojami i stukając się kieliszkami. Od tamtej pory wielu obywateli zaczęło uważać podobny gest za obraźliwy i niegrzeczny. Jednak jak sytuacja wygląda w dzisiaj?
Czy Węgrzy wciąż trzymają się zasad? Pochodzący z Budapesztu András tłumaczy nam, że odkąd pamięta, stukanie się szkłem zawsze było mile widziane... z wyjątkiem kufli piwa.
Zderzanie się kieliszkiem wina, szampana czy szota były nie tylko w porządku, ale wręcz konieczne. A dzisiaj, cóż, nikogo to już nie obchodzi. Zwykle słyszymy o tym od obcokrajowców, którzy gdzieś to przeczytali
- mówi 25-latek.
Dodaje, że obecnie jedynie starsze pokolenia, entuzjaści historii lub młodzi konserwatyści wciąż unikają tego zwyczaju i uważają go za nieodpowiedni. Węgrzy mają jednak inną ważną zasadę dotyczącą wznoszenia toastów. Chodzi o utrzymywanie kontaktu wzrokowego w trakcie stukania się szkłem.
Zauważyłem, że wiele narodowości tego nie robi, ale my uważamy to za ważne. Jeśli tego nie robisz, oznacza to, że albo jesteś niekulturalny, albo chcesz pokazać, że nie szanujesz drugiej osoby
- podsumowuje.
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.