Zaginiony bagaż to koszmar każdego pasażera, dlatego też staramy się umieszczać cenne rzeczy tuż nad głową. Często jednak zapominamy o właściwym przewożeniu urządzeń elektronicznych. Niezachowanie ostrożności może wiązać się z dużym niebezpieczeństwem na pokładzie samolotu.
Zdaniem Federalnej Administracji Lotnictwa w Ameryce (FFA) cytowanej przez "The Sun" linie lotnicze muszą mierzyć się z co najmniej jednym pożarem tygodniowo. Wszystko to za sprawą niewłaściwego przechowywania urządzeń na pokładzie samolotów. Często umieszczamy je bez zabezpieczeń w schowkach nad głowami, gdzie akumulatory z łatwością mogą ulec przegrzaniu lub uszkodzeniu. To z kolei może doprowadzić do pożaru, który oczywiście wiąże się z ogromnym ryzykiem w przypadku przebywania tysiące kilometrów nad ziemią.
Co ciekawe w samych Stanach Zjednoczonych doszło do co najmniej 54 podobnych incydentów. Amerykańskie linie lotnicze musiały gasić na pokładach m.in. laptopy, telefony czy e-papierosy. Wiele z nich została wykryta wcześnie i nie niosła za sobą poważnych skutków. Zdarzało się jednak, że wiązało się to z zakłóceniami lotu.
Pojawia się więc pytanie, jak możemy zadbać o maksymalne bezpieczeństwo na pokładzie samolotu. Według FFA urządzenia zawierające baterie litowo-metalowe lub baterie litowo-jonowe, takie jak tablety, smartfony, laptopy czy aparaty fotograficzne powinny być przewożone w bagażu podręcznym.
Jeśli są zapakowane w bagażu rejestrowanym, powinny być całkowicie wyłączone, zabezpieczone przed przypadkowym uruchomieniem i zapakowane tak, aby były chronione przed uszkodzeniem
- informuje FFA na łamach Forbesa.
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.