Pani Michalina ma 90 lat i ciągle pracuje. "Gdy odwiedziła ostatnio doktora, ten się zdziwił, że jeszcze żyje"

Od trzydziestu lat mogłaby już być na emeryturze, przestać pracować i błogo spędzać czas w domu i ogrodzie. Michalina Sówka 90-letnia krawcowa z Gdańska nie chce jednak słyszeć o takim scenariuszu. Codziennie wstaje rano i jedzie do pracy. "Czekają na mnie moi klienci, nie mogę ich zawieść" - mówi w rozmowie z Podróże Gazeta.pl.

Maszyna do szycia ani przez chwilę nie milknie w pracowni krawieckiej mieszczącej się w Gdańsku przy ulicy Jana z Kolna 7 (wejście znajduje się od ulicy Gdyńskich Kosynierów, za sklepem rybnym i warzywniakiem), którą od ok. 50 lat prowadzi Michalina Sówka, 90-letnia krawcowa z wykształcenia i powołania.

Zobacz wideo Siedzieliśmy na najsłynniejszej ławce w kraju [wideo sprzed muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku]

Stukot maszyny od maleńkości towarzyszył jej córkom w domu – Krysi, Ani i Gosi – dziś dorosłym kobietom. Krystyna mieszka w Toronto, Anna w Pruszczu Gdańskim, a Małgorzata – razem z mamą na gdańskim Jasieniu. Gdy igła idzie w ruch, a pomieszczenie wypełnia znajomy dźwięk, pani Michalina czuje, że panuje nad światem, zbyt długie nogawki spodni pani Moniki przestają się ciągnąć po ulicy, a spódniczka pani Emilii wreszcie eksponuje jej długie, zgrabne nogi. Spodnie pana Tomka wreszcie przestały opadać i może wyrzucić szelki do kosza, a pan Darek ma wymarzoną czapkę z miękkim daszkiem idealną pod kask do pracy. Mistrzyni krawiectwa ma wrażenie, że część świata dzięki niej wraca na właściwe tory, a dla pani Basi, która od czterech dekad korzysta z jej usług, jest symbolem stałości.

Michalina Sójka 7 lutego skończyła 90 latMichalina Sójka 7 lutego skończyła 90 lat Urszula Abucewicz / Gazeta.pl

"Co mam robić w domu?"

Gdańszczanka 7 lutego świętowała 90. urodziny, ale nie chce zwolnić. – Co mam robić w domu? – pyta. – Tutaj, w moim zakładzie, nawet kawa smakuje inaczej – mówi. – Klienci mnie lubią, przynoszą mi ciasta, a nawet czasem i obiad – śmieje się. – Lubię szyć i sprawia mi to przyjemność – dodaje. – Szycie to moje życie.

Dlatego dzień w dzień wstaje o 6.00 rano, wsiada w autobus, a potem w tramwaj i po godzinnej podróży otwiera swój zakład. Pracownia przyjmuje klientów od godz. 9.00, ale właścicielka lubi być na miejscu dużo wcześniej przed otwarciem.

Podziwu dla mamy nie kryje jej córka. – Ja czasami nie mam siły, żeby wstać rano, a ona o godz. 6, a nawet i wcześniej, jest już na nogach. Mówi, że zamiast leżenia w łóżku woli pojechać do pracy. Krawiectwo to całe jej życie – opowiada pani Ania, która skończyła ekonomię, prowadziła przez wiele lat sklep spożywczy, a teraz od kilku lat jest już na emeryturze, bo skończyła 67 lat i czasem pomaga mamie. 

- Lubię szyć i sprawia mi to przyjemność - mówi Michalina Sójka- Lubię szyć i sprawia mi to przyjemność - mówi Michalina Sójka Urszula Abucewicz / Gazeta.pl

Z Krakowa do Gdańska

Pani Michalina urodziła się w 1933 roku. II wojna światowa zastała ją i jej rodzinę w Woli Nieszkowskiej pod Bochnią. Dorosłe życie spędziła w Krakowie, tam zdobyła zawód i tytuł mistrza krawieckiego, tam poznała męża, tam przyszły na świat jej dwie córki: Krysia i Ania. On pracował na kolei, ona szyła kurtki i dziecięce kombinezony. Sielanka trwała jednak bardzo krótko.

– Mąż mnie poniewierał, bił i maltretował. Po dziesięciu latach małżeństwa powiedziałam: dość. Pamiętam, że akurat Krysia, moja najstarsza córka, była nad morzem na koloniach. Przyjechałam ją odwiedzić, zobaczyłam, jak tu jest pięknie i wtedy podjęłam decyzję. Przeprowadzamy się do Gdańska – wspomina 90-latka.

To było pod koniec lat 60. Wkrótce poznała Wacława Sówkę, który poprosił ją o rękę i został jej drugim mężem. W latach 70. wybudowali dom na Jasieniu, a na świat przyszła córka Gosia. Pani Michalina szyła, ale już na własny rachunek. On pracował na koparce. To był dusza człowiek, ale nie wylewał za kołnierz. Odszedł za szybko, w wieku 57 lat.

– Nie udali mi się mężowie, ale za to udały mi się córki – mówi z dumą w głosie.

W czym tkwi sekret długowieczności?

Na co dzień pani Michalina mieszka z Małgorzatą, która poszła w ślady swojej rodzicielki. Szyje sukienki, kurtki i płaszcze dla projektantów mody. Podczas rozmowy trzy razy chwali się osiągnięciami swojego najmłodszego dziecka, które kilka dni temu świętowało 50. urodziny.

– Gosia ma mamę na co dzień, ale ja staram się celebrować każdą wspólnie spędzoną chwilę. Cieszę się, że możemy jeszcze wypić razem kawę i porozmawiać. Czego się od niej nauczyłam? Cierpliwości do szycia i szacunku dla innych ludzi – zauważa pani Ania.

Po czym dodaje: – Zazdroszczę mamie, że nie rozpamiętuje przeszłości. Gdy wydarzy się coś trudnego, ona ten problem przepracuje i już o nim nie pamięta. Nie każdy tak potrafi. Ja niestety każdą sprawę rozbieram na czynniki pierwsze. Niepotrzebnie. I gdy coś wspominam albo roztrząsam, słyszę od mamy: Rób swoje. Po co myśleć niepotrzebnie. To, co było minęło. Po co do tego wracać? Przypuszczam, że w tym tkwi właśnie sekret długowieczności mojej mamy.

- Nie udali mi się mężowie, ale za to udały mi się córki - mówi Michalina Sójka- Nie udali mi się mężowie, ale za to udały mi się córki - mówi Michalina Sójka Urszula Abucewicz / Gazeta.pl

Przyjemność? To moja praca

Siła charakteru i żelazna dyscyplina bije od nestorki rodu, która nawet z pięćdziesięcioletnim stażem w pracy ani myśli o zasłużonej emeryturze. Zastanawiam się, czy pozwala sobie na słabości albo drobne przyjemności. – Lubię ogród – słyszę. Po czym szybko dodaje: – Lubię grabić liście – tak jakby chwila relaksu była już grzechem.

– Nie wiem, czy kiedykolwiek mama była w kinie – dodaje pani Ania, a Michasia zaczyna się śmiać. – My wszyscy tak mamy. Praca u nas wszystkich jest na pierwszym miejscu. I myślę, że to kolejna tajemnica sprawności intelektualnej i długowieczności mojej mamy. Nad maszyną cały czas trzeba myśleć.

– Odkąd pamiętam mama zawsze coś robiła, zawsze była aktywna. Gdy byłam dzieckiem, ciągle szyła po nocach. Stukot maszyny dzwoni w moich uszach od urodzenia. Trzeba było uszyć sukienki dla klientek na czas, skrócić spodnie, naprawić usterkę. Terminy święta rzecz. Inna sprawa jest taka, że ta krucha kobieta utrzymywała całą naszą rodzinę z szycia i jeszcze wybudowała dom – nie kryje dumy z mamy córka.

90-latka sama szyje, sama jeździ autobusem, podpiera się wprawdzie laseczką, ale w domu nie zostanie i już. Czy często zagląda do lekarza? Wcale nie. – Gdy odwiedziła ostatnio doktora, ten się zdziwił, że mama jeszcze żyje – śmieje się córka. – Mama przyjmuje leki na serce i na nadciśnienie, ale trzy miesiące temu bardzo nas przestraszyła. Spędziła dwa tygodnie w szpitalu. Myśleliśmy, że to już koniec – wspomina pani Ania. – Na szczęście mama się nie poddała. Ma wolę życia. Mówiła, że chce wrócić do pracy. Wyzdrowiała i dalej szyje. I świetnie sobie sama radzi.

– Całe życie szyłam i nie wyobrażam sobie inaczej. Sprawia mi to wiele przyjemności – powtarza jak mantrę seniorka.

– Mamę napędza praca, tylko i wyłącznie praca. Kiedyś pytam: Może urlop byś wzięła? A ona mi na to: Tutaj mam urlop – śmieją się obie panie.

Praca to ważny napęd do życia, ale czy w przypadku pani Michaliny jedyny? Na pytanie, czy jest spełniona w życiu, odpowiada: – Jestem. Dobrze mi jest, ale najbardziej jestem dumna z córek. Udały mi się moje dziewczyny.

Po czym wraca do szycia. Przed chwilą przyszedł klient i przyniósł spodnie do poszerzenia. – Przytyłem na emeryturze – mówi. Pani Michalina szybko więc chwyta zlecenie, po czym rozlega się znajomy dźwięk maszyny. Już wkrótce spodnie będą leżeć idealnie. Cząstka świata została naprawiona. Kto następny?

Więcej o: