Posiłki na pokładzie samolotu często pozostawiają wiele do życzenia, a pasażerowie z pewnością nie mają co liczyć na poziom restauracji z gwiazdką Michelin. Wielu z nich postanawia więc zaoszczędzić (pieniądze i zawód), zabierając ze sobą własny prowiant. Jednak zdaniem stewardesy powinniśmy zastanowić się dwa razy, zanim spakujemy do plecaka niektóre produkty.
Dyskusję na ten temat postanowili podjąć członkowie personelu pokładowego - B i Uncle J. W jednym ze swoich podkastów ujawnili produkty, które są ich zdaniem największym grzechem na pokładzie samolotu. B przyznała, że na jej czarnej liście znajdują się przede wszystkim ryby, brokuły i słynne, znienawidzone przez wielu podróżnych jajka na twardo.
Te trzy rzeczy są najgorsze. Zwłaszcza brokuły. Kiedy otwierasz pojemnik z ugotowanymi warzywami, o mój Boże, chcę się wymiotować. Jest tak źle
- zgodził się Uncle J w "The Flight Attendant Podcast".
Na liście znalazły się także dwie inne sugestie, które mogą śmiało konkurować z brokułami.
Uwielbiam kimchi, ale proszę, nie jedzcie tego w moim samolocie. Gotowany kalafior jest niemal taki sam jak brokuły
- dodała B.
Co ciekawe, pewne produkty są tak intensywne, że niektóre linie lotnicze postanowiły... zakazać ich w samolotach. Należy do nich m.in. durian, czyli ceniony i popularny owoc w krajach Azjatyckich. Jego zapach jest tak intensywny i trwały, że wiele osób okrzyknęło go najbardziej śmierdzącym jedzeniem na świecie. Z początku przypomina gnijące mięso, a później dołączają do tego także inne nuty. Aby oszczędzić nieprzyjemności sobie i pasażerom, China Southern Airlines oraz Air New Zealand zdecydowały się na poważny krok.
Owoce duriana nie mogą być przewożone ani przy sobie, ani w bagażu podręcznym, ani w bagażu rejestrowanym
- czytamy na stronie Air New Zealand.
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.