W poniedziałek na lotnisku Lehigh Valley w Allentown w Pensylwanii doszło do niebezpiecznego zdarzenia. 40-letni Mark Muffley próbował wnieść na pokład samolotu bombę ukrytą w bagażu nadawanym. Ładunek wykryto podczas rutynowej kontroli bagażowej.
Gdy tylko odnaleziono ładunek wybuchowy w walizce, natychmiastowo powiadomiono odpowiednie służby, a część lotniska zamknięto na czas wyjaśnienia sprawy. Przez głośniki poproszono mężczyznę o zgłoszenie się do pracowników ochrony. Gdy ten zignorował kilkukrotnie powtarzane polecenie, przeszukano monitoring. Jak się okazało, Mark Muffley opuścił teren lotniska. Znaleziono go później we własnym domu. Według wstępnych założeń, niedoszły pasażer samolotu nie zamierzał wejść na pokład, lecz jedynie nadać zagrażający innym bagaż.
Według relacji MSN ochrona lotniska skontaktowała się z FBI oraz ich specjalistą ds. materiałów wybuchowych. Ten stwierdził, że znaleziony podejrzany ładunek jest wypełniony mieszanką proszku błyskowego, używanego do produkcji fajerwerków. Wewnątrz znajdowało się także urządzenie, które miało mieć także zapalnik spalający się wolniej niż tradycyjny.
Proszki były podatne na zapłon od ciepła i tarcia, więc stanowiły znaczne zagrożenie dla samolotu i pasażerów
- przyznał agent FBI.
W bagażu znaleziono również puszkę butanu, zapalniczkę, fajkę z pozostałościami białego proszku, bezprzewodową wiertarkę z akumulatorami oraz dwa połączone taśmą gniazdka. Na ten moment prowadzone jest śledztwo, a oskarżony mężczyzna przebywa w areszcie i czeka na sprawę sądową.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl