W piątek, 17 lutego na siedmiu niemieckich lotniskach - we Frankfurcie, Bremie, Monachium, Hamburgu, Dortmundzie, Stuttgarcie i Hanowerze - rozpoczął się 24-godzinny strajk. W ten sposób związek zawodowy Verdi domagał się 10,5-procentowej podwyżki płac dla pracowników, aby zrekompensować wysoką inflację obserwowaną obecnie w wielu krajach. Związkowcy przyznali, że jeżeli ich postulaty nie zostaną spełnione, czeka nas kolejne "chaotyczne lato".
Według stowarzyszenia portów lotniczych ADV w wyniku strajku odwołano około 2340 lotów, co mogło dotknąć nawet 295 000 pasażerów. Jak donosiła agencja Reutersa, to ogromny cios dla branży lotniczej. Lufthansa była zmuszona skasować ponad 1300 rejsów i zawiesić przesiadki we Frankfurcie oraz Monachium. Wcześniej przewoźnik informował, że podobne sytuacje kosztują go od 10 do 15 mln euro dziennie.
Akcja zbiegła się w czasie z rozpoczęciem spotkania światowych przywódców i ekspertów ds. obronności na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Jak informowała ambasada Rumunii, minister spraw zagranicznych Bogdan Aurescu był zmuszony polecieć do Austrii, a następnie odbyć ponad czterogodzinną podróż samochodem do Monachium.
Na temat wypowiedzieli się także przedstawiciele Wizz Aira, którzy uważają, że "ciężko pracowali, by uniknąć odwołań". Połączenia z Katowic do Dortmundu były wówczas przekierowywane do Paderborn i Kolonii.
Pomimo iż Wizz Air nie ponosi odpowiedzialności za powyższe zmiany, przepraszamy pasażerów za wszelkie niedogodności spowodowane strajkiem
- powiedziała Anna Robaczyńska z biura prasowego Wizz Aira w rozmowie z Wprost.pl.
Polski przewoźnik PLL LOT odwołał w sumie 20 rejsów do Frankfurtu, Monachium, Hanoweru i Stuttgartu. Z kolei Ryanair mówił o "dynamicznej sytuacji".
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.