Babia Góra. Nie mógł kontynuować wędrówki. Na pomoc ruszyli ratownicy

Ratownicy z beskidzkiej grupy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego mają w ostatnich dniach pełne ręce roboty. W czwartek wieczorem ewakuowali z Babiej Góry turystę, który podczas wędrówki doznał urazu nogi.

Dyżurni ratownicy otrzymali w czwartek w godzinach południowych zgłoszenie od turysty, który w masywie Babiej Góry doznał urazu kończyny dolnej. Polecono mu zainstalowanie aplikacji Ratunek i po otrzymaniu jego dokładnej lokalizacji, ruszono na ratunek.

Zobacz wideo Luksus made in Poland. Te jachty robią furorę na świecie

Na miejsce został wysłany zespół ratowników ze stacji ratunkowej Markowe Szczawiny. Dodatkowo na Przełęcz Brona został wysłany śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego z trzema ratownikami na pokładzie.

"Po zlokalizowaniu z powietrza miejsca zdarzenia, w rejonie wypadku desantowało się dwóch ratowników (w tym ratownik medyczny). Po zabezpieczeniu poszkodowany został śmigłowcem ewakuowany z miejsca zdarzenia" - czytamy na Facebooku Grupy Beskidzkiej GOPR.

W akcji wzięło udział siedmiu ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR, dodatkowo w odwodzie wyprawy był zespół instruktorów GOPR odbywających szkolenie unifikacyjne. Na miejscu zdarzenia był obecny również ratownik z Grupy Podhalańskiej GOPR.

49 ratowników ratowało Polaka

To ostatnio pracowity czas dla goprowców. Tylko w miniony weekend GOPR wyruszało czterokrotnie na wyprawy ratunkowe. Jednak najtrudniejsza akcja wydarzyła się w dniach 3 i 4 lutego.

Narciarz skiturowy postawił na nogi 49 ratowników. Poszukiwany najprawdopodobniej obawiał się wezwania pomocy ze Słowacji. Na szczęście mężczyzna został znaleziony i uratowany. "Wyprawa była jedną z trudniejszych, którą przyszło nam prowadzić w ostatnich latach" - piszą ratownicy Grupy Beskidzkiej GOPR. 

Jak opisują ratownicy w mediach społecznościowych, akcja ratunkowa prowadzona była w ekstremalnych warunkach pogodowych. Intensywne opady śniegu, wiatr wiejący z prędkością do 80 km/h, ograniczona widoczność do kilku metrów czy głębokie zaspy to wszystko sprawiało, że rezultat akcji był dużą niewiadomą. 

"Z informacji pozyskanych przez ratowników na jednej z grup w mediach społecznościowych wynikało, że mężczyzna wcześniej szukał pomocy wśród społeczności narciarzy i tam za pośrednictwem kolegi udostępnił swoją aktualną lokalizację oraz informację o tym, że bateria w jego telefonie jest na wyczerpaniu. Mężczyzna obawiał się kosztów akcji ratunkowej po stronie słowackiej, ponieważ nie wykupił ubezpieczenia od takich działań. W wyniku braku kontaktu telefonicznego zaniepokojeni znajomi zgłosili problemy kolegi ratownikom Grupy Beskidzkiej GOPR" - czytamy na Facebooku.

Ratownicy poinformowali Słowaków o Polaku, który potrzebuje pomocy, a Horská záchranná služba poprosiła GOPR o wsparcie. Na pomoc ruszyło 49 ratowników. W końcu narciarza udało się odnaleźć.

"W pewnym momencie usłyszeliśmy desperacką odpowiedź (subiektywne odczucie ratownika, potęgowane przez zamieć śnieżną) i po pewnym czasie słaby błysk czołówki. Była 02:30 w nocy. Zobaczyliśmy mężczyznę stojącego w zagłębieniu terenu, w śniegu do połowy uda. Był przemoczony, wychłodzony i skrajnie wyczerpany torowaniem w głębokim śniegu przez ponad 10 h"- przekazał jeden z ratowników.

Gdy po 30 minutach na miejscu pojawili się ratownicy ze skuterami śnieżnymi, jeden z nich się zepsuł, a drugi miał problemy techniczne. Ratownicy więc na specjalnych sankach musieli transportować narciarza do Hali Miziowej. Dotarli tam o godzinie 4 nad ranem. Mężczyzna został przekazany ratownikom medycznym.

Akcja ratunkowa zakończyła się o godz. 7.00, ale nie dla goprowców. Musieli jeszcze wrócić po zostawiony sprzęt, naprawić skutery. Podczas wyprawy urazów doznało także kilku ratowników.

W razie wypadku GOPR można zaalarmować dzwoniąc pod bezpłatny numer telefonu alarmowego: 985 lub 601 100 300.

Źródło: GOPR Beskidy 

Więcej o: