Odpoczywając na Bali wielu turystów decyduje się odwiedzić Nusa Penida. Wyspa zaczęła rozwijać się w 2016 roku i od tamtego czasu powstało już wiele udogodnień dla turystów, którzy szukają pięknych widoków, rajskiej plaży, ale i komfortu wypoczynku. Niestety, nie wszyscy, którzy wybierają się na tę wyspę, mają okazję wrócić z niej żywi.
Nusa Penida to wyspa, której Balijczycy unikają od wieków. Zgodnie z ich wierzeniami jest domem Mekalinga - demonicznego króla Bal oraz jego armii demonów i wyspiarzy, praktykujących czarną magię. Jak podaje portal news.com, Europejczycy już przed laty wiedzieli, że z wyspą jest coś nie tak. Na starych mapach symbole czaszki i skrzyżowanych piszczeli oznaczały Nusa Penida.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
W 2012 roku "National Geographic" okrzyknęło wyspę Nusa Penida "biologicznym i kulturowym skarbem, w zasadzie odpornym na wszelkie pułapki zachodniej kultury". Od tamtej pory wszyscy chcieli ją odwiedzić, by móc opublikować w mediach społecznościowych zdjęcie tych zapierających dech w piersiach wysokich klifów, czy śnieżnobiałych plaż.
Ta z pozoru rajska wyspa skrywa jednak mroczną tajemnicę i nie bez powodu okrzyknięta została przeklętym miejscem. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca zmarło tam pięcioro zagranicznych turystów.
Jak podaje news.com, ostatnią ofiarą jest 26-letni indyjski turysta Vamshi Krisha Ramuni, który zmarł podczas nurkowania. Tego samego dnia 27-letni francuski turysta Lancelot Aurelien Sper, który zignorował zakaz kąpielina plaży Kelingking, złamał biodro. 32-letnia turystka z Rosji zwichnęła ramię, a 53-letni obywatel Wielkiej Brytanii Nicholas Yates zmarł w swoim pokoju dzień po tym, jak skarżył się na ból głowy i wymioty.
Dochodzi tu do wielu wypadków. Turyści doznają obrażeń, a jak widać, ponoszą nawet śmierć. Przez kilka lat rozegrało się tu wiele dramatycznych wydarzeń.