Zakazana wyspa koło Islandii. Wstęp mają tam tylko wybrańcy. Polakowi się udało

60 lat temu z Atlantyku w wyniku erupcji wulkanu nagle wyłoniła się wyspa. Od sześciu dekad jest przedmiotem pożądania turystów, bo wstęp mają tam tylko nieliczni.
Zobacz wideo Cud Podlasia wygląda jak wyspa na Pacyfiku

Gdy 14 listopada 1963 roku o godz. 7:17 załoga ze statku rybackiego Ísleifur II zobaczyła na Atlantyku ciemny dym, pomyślano, że to płonie łódź. Gdy podpłynięto do tego miejsca, szybko zorientowano się, że kłęby dymu wydostają się z wody i właśnie trwa podwodna erupcja wulkanu. Cztery godziny później słup dymu wznosił się na wysokość kilku kilometrów. Magma wypływała na głębokości 130 metrów. Po kilku dniach zaczęła się formować wyspa. Nadano jej nazwę - Surtsey. Od imienia boga ognia Surtra w mitologii nordyckiej.

"Tam nie wolno lecieć"

Wyspa, która najpierw osiągnęła wielkość 2,65 km, po ponad 50 latach zaczęła się kurczyć. Dzisiaj ma zaledwie 1 km kw. Od początku była oczkiem w głowie naukowców, którzy bacznie obserwowali rozwój życia na tej wulkanicznej wyspie, która powstała w sąsiedztwie Islandii. Aby nie zakłócać naturalnych procesów rozwoju roślinności czy osiedlania się zwierząt, na Surtsey wpuszczanych jest rocznie tylko kilku naukowców.

Gdy dwanaście lat temu Kristín Jóhannsdóttir – mieszkanka Wysp Westmana i dyrektorka muzeum Eldheimar znalazła się w helikopterze, który wraz z grupą badaczy leciał na wyspę, interweniowały władze w Reykjavíku. "Tam nie wolno jej lecieć" – wspominała na łamach "Die Welt" 62-latka. 

Surtsey jest najdalej na południe wysuniętym punktem Islandii. Siedem lat po jej powstaniu utworzono tu rezerwat przyrody, a w 2008 roku wpisano ją na listę UNESCO.  

Jednym z nielicznych, który dostąpił zaszczytu i znalazł się na wyspie, był dr Paweł Wąsowicz, botanik, który pracuje w islandzkim Instytucie Historii Naturalnej.

- Od początku wyspa ma służyć badaczom jako naturalne laboratorium, pozwalające na obserwowanie tzw. sukcesji pierwotnej. To kolonizacja lądu przez organizmy żywe - tłumaczył dr Paweł Wąsowicz na antenie radiowej Czwórki.

Botanik opowiadał, że początkowo teren Surtsey był zupełnie pozbawiony roślinności, a pierwszą rośliną była rukwiel nadmorska. Potem zaczęły tam mieszkać ptaki, które zaczęły przynosić ze sobą azot i dzięki temu mogły się na wyspie pojawić rośliny. - Azot to źródło białka – tłumaczył ekspert.

Raj dla badaczy 

Naukowcy na Surtsey rzeczywiście mogą prowadzić ciekawe obserwacje. Od początku jej istnienia pojawiło się 60 gatunków roślin, z których przetrwała połowa. Obecnie badacze znajdują do pięciu nowych gatunków rocznie. W latach 80. teren zamieszkało pierwsze stado fok. Dziś coraz częściej biolodzy znajdują tu ślimaki, pająki, owady czy dżdżownice.

Jednym z naukowców, który był na wyspie dziesiątki razy, jest Borgthor Magnússon. Obecnie 70-letni, emerytowany biolog z Reykjavíku. Na początku według niego ścisła izolacja Surtseya była uzasadniona. Badacze cieszyli się z pierwszej mewy, pierwszego jaja, pierwszego owada czy storczyka. "W 2009 roku na Surtsey po raz pierwszy pojawiły się trzmiele, jak się mówi – święto!" - wspomina. "Wtedy tego, czego nauka potrzebowała najmniej, to byli turyści. Dziś jednak sytuacja się zmieniła" – zauważa biolog.

Wyspiarskie safari

Dziennikarz "Die Welt" wskazuje, że to zakazane miejsce cieszy się ogromną popularnością wśród turystów. Jest kilka firm, które organizują wyspiarskie safari. Za taką wycieczkę szybką łodzią po wyspach z widokiem na Surtsey trzeba zapłacić od 155 euro (728 zł), a chętnych nie brakuje. Są nawet listy rezerwowe. Sam autor reportażu wziął udział w takiej wyprawie i relacjonował, że 24 ochotników płynęło razem z nim, aby z perspektywy wody poobserwować życie na tej niedostępnej wyspie. 

Oto część jego relacji: "Wszyscy wpatrują się teraz z nabożną czcią w czarną masę lądową, która właśnie pojawiła się, niemal namacalnie, na horyzoncie: Oto Surtsey. Zakazana wyspa!" - pokazuje przewodniczka. I gdy jeden z turystów prosi, żeby podpłynąć jeszcze bliżej, a nawet pyta o możliwość postawienia stopy na Surtsey, opiekunka grupy zdecydowanie odmawia. "Wyjątków nie ma. Wstęp surowo wzbroniony" - mówi. 

Jaka przyszłość czeka tę "sześćdziesięciolatkę"? - W perspektywie stu lat prawdopodobnie Surtsey w większości przestanie istnieć z powodu erozji i działania wody. Zostanie twardy trzpień, znajdujący się w samym centrum krateru i on przetrwa jeszcze wiele lat - mówił w radiowej Czwórce dr Paweł Wąsowicz.

Źródła: "Die Welt" / WP / Polskie Radio Czwórka 

Więcej o: