Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
"Pociąg (...) przyjedzie z opóźnieniem około 10 minut. Opóźnienie może ulec zmianie". Tylko 10 minut? Miła niespodzianka. Wchodzę do wagonu numer 13 z pogodnym nastawieniem, które po dłuższej chwili zderza się z falą chłodu. Dwa fotele dalej - całkowity mróz. "Proszę pana, ja się nie patyczkuję. Po co były te podwyżki cen biletów - żebyście teraz oszczędzali na ogrzewaniu?". Konduktor odchodzi. Pani Anna zakłada kurtkę. Pasażerowie milczą.
23 styczeń, katowicki dworzec PKP. Wchodzę do pociągu, spodziewając się spokojnej, porannej podróży. Chwila na książkę i niespokojny sen. Podróżni o tej porze najczęściej są wyciszeni, niektórzy sennym wzrokiem wypatrują barwnych widoków za oknem. Ale nie pani Anna, która po 7:00 rano w bojowym nastroju stara się doprosić członka drużyny konduktorskiej o okiełznanie lodowatego nawiewu, który hula po pociągu PKP Intercity i mrozi ludziom dłonie. Kiedy wysiadamy we Wrocławiu, dopinam ciaśniej kurtkę, rozgrzewam skostniałe palce i pytam ją o kulisy tej "zimnej wojny".
- Weszłam do wagonu numer 13, miejsce 16. Siedzę przy oknie i nagle czuję napływ zimnego, wręcz lodowatego powietrza. Minęło kilka chwil, zaczęło mnie boleć całe ramię od tego zimna, kichałam. W którymś momencie poszłam poszukać konduktora - podniesionym głosem oznajmiłam, że jest zimno. I co? Ten pan najpierw wszedł, później celowo zawrócił na mój widok i za kilka minut dopiero przyszedł ponownie. Zawołałam go i znowu zwróciłam uwagę na zimny nawiew. "Przecież cały czas tak jest", "Następnym razem można wybrać inne miejsce - taka rada na przyszłość" - powiedział. Mimo to na jakiś czas chłód ustał - opowiada pani Anna.
No właśnie. Na jakiś czas.
- Później to samo - lodowate powietrze. Narzuciłam na siebie kurtkę i kiedy konduktor znowu przechodził, zwróciłam mu uwagę. Nie wiem, co odpowiedział, bo nawet się nie zatrzymał, tylko coś mruknął pod nosem i poszedł. Później na chwilę zrobiło się cieplej.
"Mogła pani wybrać inne miejsce" - powiedzieliby niektórzy, na co pani Anna odpowiada:
Przepraszam bardzo, ale idąc do kasy, nie wybieram sobie miejsca. A nawet jeśli - może ja lubię siedzieć przy oknie? Co nie oznacza, że kupując bilet - jeszcze po takich wysokich podwyżkach cen - mam być chora tylko dlatego, że oni oszczędzają na ogrzewaniu.
Cała ręka mnie boli z zimna. W którymś momencie musiałam się przykryć kurtką, bo nie dało rady, już tak mnie zawiało. Brak słów. Nawet na sam fakt, że kiedy drugi raz zwracam uwagę, to on [konduktor - przyp. red.] idzie i nie zatrzyma się, nie sprawdzi, tylko burknie coś pod nosem. Tak jest traktowany klient. Klient płaci za bilety i klient ma siedzieć cicho - podsumowuje.
Pani Anna nie była jedyną osobą w wagonie, która toczyła nierówną walkę z lodowatym nawiewem - jak widać, bez wsparcia drużyny konduktorskiej. Wystarczyło się rozejrzeć; w prawo - starsza pani zdjęła kurtkę, by okryć się nią jak kocem. Na lewo - podobna sytuacja. Nad błękitnymi siedzeniami zarys puchowych czapek, których większość pasażerów nie ośmieliła się zdjąć.
Skontaktowałam się z rzecznikiem prasowym PKP Intercity z prośbą o wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Zapytałam również o to, czy niska temperatura w pociągach spowodowana jest próbą znalezienia kolejnych oszczędności na ogrzewaniu, czy może stoją za tym inne przesłanki.
- Wagon 13. w składzie pociągu (...), który podróżna za stacją Kędzierzyn-Koźle zgłosiła jako wychłodzony, był sprawny. Konduktor poinformował pasażerkę o działaniu systemu ogrzewania, a także o możliwości zmiany miejsca. Nie otrzymaliśmy innych zgłoszeń ze strony pasażerów dotyczących komfortu podróżowania - tłumaczy Agnieszka Serbeńska z zespołu prasowego PKP Intercity. - Każdy pasażer ma prawo i możliwość złożenia reklamacji - dodaje.
Na prośbę bohaterki tekstu imię zostało zmienione.