Trafiłam do ośrodka w Południowym Tyrolu pod skrzydła niezwykle cierpliwego instruktora – Manfreda Adami ze szkoły narciarskiej Schlern3000. – Alpe di Siusi / Seiser Alm to idealne miejsce dla początkujących. Są tu rozległe, łagodne stoki, 70 km łatwych tras. W sam raz dla osób oswajających się z nartami – zachęca mężczyzna, który od ponad sześciu dekad uprawia narciarstwo. Gdy w czasach pandemii COVID-19 zamknięto stoki i nie mógł oddawać się swojej pasji, nie mógł też znaleźć dla siebie miejsca. – Myślałem, że oszaleję – wspominał. Bo narty to ważna część jego życia, jeśli nie najważniejsza.
Południowy Tyrol jest idealnym miejscem na naukę jazdy na nartach Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Kolejka do ośrodka Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Patrzę na peleton maluchów, cztero- i pięciolatków, które w króciutkich nartach ustawiają się w kolejce do wyciągu i bez strachu z szeroko rozstawionymi rękoma zjeżdżają na dół. Zastanawiam się, czy ja też poczuję się tak beztrosko na stoku? Czy wręcz przeciwnie? I kiedy najlepiej nauczyć się jeździć?
– Nie ma idealnego wieku, w którym powinniśmy zacząć naukę na nartach – słyszę od Krzysztofa Portasiewicza, właściciela firmy, który organizuje wyjazdy do Południowego Tyrolu. – Można zacząć od trzeciego roku życia. To wówczas bardziej zabawa niż nauka, oswajanie dzieci z nartami, zimą i stokiem. Można też później. Wiek nie jest żadnym ograniczeniem.
– Jeśli chcesz nauczyć się jeździć na nartach, to nawet w wieku 60 lat będziesz mógł to zrobić – wtrąca instruktor, Marco.
– Oczywiście im wcześniej zaczniemy, tym lepiej, ale wiek nie powinien stanowić przeszkody – dodaje Manfred. – Jeżdżenie na nartach nie jest trudne. Ośmielę się stwierdzić, że nawet łatwe. Problemem dla wielu turystów jest głowa. Wielu z nich wręcz paraliżuje lęk.
Zanim jednak postawię pierwsze kroki na stoku, trafiam do wypożyczalni sprzętu. Odpowiednie wyposażenie to podstawa. Trzeba pamiętać, żeby wcześniej założyć zimową kurtkę, wygodne spodnie, wodoodporne rękawiczki, zaopatrzyć się w gogle. Nie zapomnijmy też o termoaktywnej bieliźnie i długich sięgających do kolan skarpetach. Kask i pozostały sprzęt: narty, buty i kijki możemy wypożyczyć.
– Narty dobieramy do wzrostu narciarza, a siłę wiązań do jego wagi – mówi Andrzej Grabowski, którego spotykam w wypożyczalni sprzętu. Od sześciu lat mieszka we Włoszech z żoną i córką. To właśnie z powodu swojej pięciolatki zatrudnił się w tym miejscu, aby jego pociecha jak najszybciej mogła oswoić się z jazdą na nartach.
– To jest wspaniały widok, gdy szczęśliwa Natalia macha do mnie ze stoku. Ostatnio uczyła się jeździć tyłem – uśmiecha się.
W wypożyczalni sprzętu spotykam Andrzeja Grabowskiego Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Andrzej Grabowski na co dzień mieszka nad jeziorem Garda. – Różnorodność tego miejsca jest oszałamiająca – nie kryje zachwytu.
Polak w sezonie letnim pracuje jako instruktor kitesurfingu i windsurfingu. Wcześniej nie szukał dodatkowego zajęcia, ponieważ sezon potrafi trwać tutaj od połowy marca do połowy listopada, więc miał pełne ręce roboty. Żona podsunęła mu pomysł, żeby zimą zatrudnił się w kurorcie narciarskim. Dlaczego? Po to, żeby córka mogła zacząć szusować na nartach. A on jako dobry mąż i ojciec tak zrobił. Gdy widzi swoją ukochaną jedynaczkę całą w skowronkach, nie ma wątpliwości, że to była dobra decyzja.
Czy rozważa powrót do Polski? – Raczej nie. Czasem myślę, że biurokracja w języku polskim byłaby łatwiejsza, ale nie mam do czego wracać. Pozostały jedynie wspomnienia.
Języka polskiego też mu nie brakuje, ponieważ jego żona jest Polką, a do Alpe di Siusi nasi rodacy przyjeżdżają nader często. – Mają tu swoje ulubione miejsca. Przyjeżdżają tu od lat. Kto pozna to miejsce, to już tutaj zostaje – dodaje. – Na pewno odnajdą się tutaj osoby, które nie lubią szybkiego życia. I też takie, które znają włoski, bo Włosi nie są skłonni do nauki języków obcych, choć akurat w Południowym Tyrolu głównym językiem jest niemiecki, a większość osób mówi po angielsku, więc na pewno się porozumiesz – podpowiada.
Seiser Alm / Alpe di Siusi jest położony na największej wysokogórskiej hali w Europie Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
To jeden z najpiękniejszych rejonów Dolomitów, nad którym króluje słynny masyw Sassolungo Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
To jeden z najpiękniejszych rejonów Dolomitów, nad którym króluje słynny masyw Sassolungo Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Narty dobrane, kijki dopasowane, buty wybrane i odpowiednio zawiązane. Trzeba jeszcze się z nimi oswoić, bo czuję się tak, jakbym miała na nogach dwie drewniane kłody.
Czas na lekcję. Trafiam pod skrzydła Manfreda, dla którego narty są całym życiem. Najpierw krótka rozgrzewka, potem nauka wpięcia i wypięcia wiązań. Zanim ruszę na stok, instruktor uczy mnie zjazdów na jednej narcie. Potem dopinam drugą i ruszam na wyciąg taśmowy. Pierwszego zjazdu nie wykonuję sama – Manfred trzyma mnie za ręce. Uczy hamowania. Jest cierpliwy, pozwala mi na oswojenie ze stokiem i z nartami, których wciąż nie potrafię opanować. Gdy mojej koleżance, która wprawdzie wcześniej jeździła na snowboardzie, dwie godziny wystarczyły, aby opanować instrukcje Manfreda i teraz śmiga po niebieskim szlaku, ja ustawiam się w kolejce do wyciągu pomiędzy maluchami. Jutro spróbuję znowu – myślę.
Muszę przyznać, że trafił mi się wyjątkowo cierpliwy instruktor. Manfred następnego dnia wita mnie ze spokojem. Bez zniecierpliwienia ćwiczy ze mną kolejny zjazd, kolejny i kolejny. Jego opanowanie w pewnym momencie udziela się w końcu mnie. Wraz z kolejnymi zjazdami strach mija, a gdy pojawia się krótki przebłysk przyjemności, słyszę, że czas lekcji już się skończył. Nie ma czego się bać – mówię do siebie w duchu. I wiem, że choć potrzebuję trochę więcej czasu, na pewno spróbuję jeszcze raz.
Zresztą Manfred wierzy we mnie i szczerze mi kibicuje. – Strach najlepiej przełamywać małymi kroczkami. Dać sobie więcej czasu i wykonywać kolejne ćwiczenia. Gdy zobaczycie, że potraficie coraz więcej, wtedy strach zaczyna się zmniejszać. Wraz z udoskonaleniem techniki, również wzrasta pewność siebie. Nie denerwujmy się, że nie robimy postępów w takim tempie jak inni. Trzeba dać sobie czas i na spokojnie oswajać się z nartami. Nie porywajmy się też od razu na czerwony szlak, tylko poruszajmy się na niebieskich – tłumaczy instruktor narciarstwa.
– Trzeba znać swoje ograniczenia. Najpierw trzeba dobrze opanować technikę, nauczyć się dobrze skręcać, panować nad ciałem i kontrolować narty. Najlepiej umiejętność tę doskonalić na trasach, które są dopasowane do naszych możliwości. Ambicje najlepiej zawiesić na kołku. Na czarny szlak jeszcze przyjdzie czas – dodaje Marco.
– Jak się przełamać? Trening i jazda z instruktorem – słyszę od właściciela firmy.
– Praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka – przekonuje Marco.
– Jesteś w miejscu, w którym krok po kroku możesz rozwijać swoje umiejętności. W Alpe di Siusi turyści mają do dyspozycji 70 km tras. W tym ponad 10 niebieskich. W sam raz dla nieopierzonych narciarzy – śmieje się Oswald. – W samym Południowym Tyrolu jest ok. 1,2 tys. km stoków. Osoby bardziej zaawansowane mogą spróbować swoich sił na Val Gardenie, która jest połączona z ośrodkiem Seiser Alm / Alpe di Siusi. Dzięki temu na jednym skipassie możemy jeździć po 181 km tras – także licznych czerwonych i czarnych.
W Dolomitach Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Na trasach biegowych trenowała tutaj Justyna Kowalczyk Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
– Dla wielu moich klientów, którzy wracają na stok po długiej przerwie od nart, Val Gardena może być już zbyt dużym wyzwaniem. Człowiek patrzy w dół i włącza mu się blokada. Na łagodniejszych trasach w Alpe di Siusi, możemy bez tak dużego stresu doskonalić technikę jazdy – dodaje Krzysztof.
W samym Południowym Tyrolu jest ok. 1,2 tys. km stoków Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
– W Alpe di Siusi trasy są łatwe i rozbudowane. Nawet jeśli ktoś nie ma zbyt dużych umiejętności narciarskich może spędzić tu cały dzień, zapuszczając się w kolejne rejony. A poza tym w Południowym Tyrolu słońce świeci 300 dni w roku – uśmiecha się Manfred.
– Sezon we włoskich Dolomitach trwa zdecydowanie dłużej niż w Polsce – tłumaczy Portasiewicz. W Alpe di Siusi można jeździć nawet do kwietnia.
Poza tym Seiser Alm słynie nie tylko z szerokich łagodnych tras, ale także z licznych kilometrów tras biegówkowych, na których ćwiczyła Justyna Kowalczyk. Nie brakuje też tras wędrownych!
Narciarze przygotowują się do zjazdu czarnym szlakiem Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Narciarze na czarnym szlaku Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Gdy po całym dniu na nartach uznamy, że w tym sezonie nie osiągniemy mistrzowskiej formy, możemy wziąć głęboki oddech, podziwiać masyw Sassolungo, który króluje nad Dolomitami i rzec, trawestując słowa Scarlet O'Harra z filmu "Przeminęło z wiatrem": Spróbuję jutro.
A gdy jutro nadchodzi, Oswald, nasz przewodnik odbiera kolejną grupę dziennikarzy. Zaczynają ambitnie. Ruszają na czarny szlak.
***
Ile kosztuje jazda na nartach? W Alpe di Siusi za dwudniowy skipass osoba dorosła zapłaci ok. 136 euro, a za sześciodniowy skipass na Seiser Alm i Val Gardenę poniżej 300 euro. Przy zakupie online otrzymamy 5 proc. upust. Na wypożyczenie sprzętu trzeba przeznaczyć ponad 20 euro.