Feralny lot miał odbyć się w czwartek, 15 grudnia o godzinie 8:55. Pasażerowie TUI fly wybierali się na wakacje z Manchesteru w Wielkiej Brytanii do Szarm el-Szejk w Egipcie, jednak na lotnisku czekała ich niemiła niespodzianka. Po godzinach oczekiwań okazało się, że ich zagraniczny urlop rozpocznie się dopiero kolejnego dnia.
Samolot z Manchesteru do Sharm el-Sheikh wystartował dopiero w piątek, 16 grudnia o godzinie 11:45, czyli prawie 26 godzin później. Początkowo na lotnisku panował chaos informacyjny, a pasażerowie nie wiedzieli, z czego wynikają opóźnienia. Mówiło się o złych warunkach atmosferycznych, jednak pilot przyznał, że powód był zupełnie inny. Firma zaopatrująca linię lotniczą dostarczyła na pokład napoje owocowe, zamiast papieru toaletowego i ręczników do rąk. Rejs mógł się odbyć dopiero po uzupełnieniu braków.
Sytuację udało opanować się dopiero około godziny 16:30, ale wówczas pojawił się inny problem. Jak się okazało, lot nie mógł się odbyć, ponieważ załoga przekroczyłaby limit godzin pracy. Pasażerowie zostali więc zakwaterowani w jednym z hoteli, a rejs przełożono na kolejny dzień.
Rzecznik TUI przeprosił pasażerów, których spotkały utrudnienia na brytyjskim lotnisku. Jednak w oficjalnym komunikacie firma nie przyznała się do prawdziwego powodu opóźnienia.
Bardzo przepraszamy pasażerów lotu TOM718, których spotkało opóźnienie o cały dzień z powodu warunków pogodowych, zatłoczenia lotniska i drobnego problemu technicznego, który spowodował, że załoga lotnicza osiągnęła maksymalny dopuszczalny czas pracy
- poinformował rzecznik TUI cytowany przez portal aviation24.
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.