Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
- Gdybym dostał coś, co wymaga ode mnie pracy raz w tygodniu, byłbym zachwycony - powiedział Dermot Mills przed Komisją ds. Stosunków w Miejscu Pracy. - Pracuję z domu lub z biura. Przychodzę na godzinę 10, kupuję dwie gazety i kanapkę. Włączam komputer, przeglądam e-maile. Zazwyczaj żadnej korespondencji związanej z pracą. Siedzę, czytam gazetę i jem kanapkę. Około godz. 10:30, jeśli jest mail, który wymaga odpowiedzi, odpowiadam.
Po 10:30 Dermot Mills idzie na lunch, zajmuje mu to około godziny. Następnie spacer po Inchicore w Dublinie i powrót do firmy. - Jeśli nie ma nic do zrobienia, idę do domu - zeznaje mężczyzna. Jego roczne wynagrodzenie wynosi obecnie ok. 121 tysięcy euro, co w przeliczeniu na złotówki daje pensję w wysokości ok. 47 tys. zł miesięcznie. Przez wiele osób taki tryb pracy może być postrzegany jako błogosławieństwo, jednak, jak podaje "Daily Mail", pracownik kolei irlandzkich twierdzi, że to rodzaj zemsty za wydarzenia sprzed prawie 10 lat.
Według "Daily Mail" Dermot Mills w 2010 roku objął stanowisko menedżera finansowego w przedsiębiorstwie kolejowym Irish Rail w Dublinie. Wówczas odpowiadał za budżety kapitałowe o wartości kilkuset milionów euro, brał również udział w posiedzeniach zarządu. Cztery lata później zauważył pewne nieścisłości i zgłosił swoje obawy dotyczące kwestii księgowych w firmie. Sporządził nawet raport wewnętrzny - i wtedy zaczęły się pierwsze komplikacje. Jak twierdzi, został powstrzymany przed objęciem większej odpowiedzialność w firmie, a osoby prowadzące rekrutację w 2018 roku na wyższe stanowisko nie wzięły nawet pod uwagę jego kandydatury. Zeznał również, że był zastraszany, a zakres jego obowiązków znacząco się zmniejszył.
Irish Rail nie kwestionuje, że pan Mills ujawnił chronione dane firmy, ale twierdzi, że nie był za to w żaden sposób ukarany
- podaje "Daily Mail". Sprawa przed komisją została odroczona do lutego.
Źródło: Daily Mail