Enrique Varsi-Rospigliosi leciał razem z partnerką do miasta Juliaca na południu kraju, położonego w pobliżu granicy z Boliwią. Poza nimi na pokładzie było jeszcze 100 pasażerów, a także członkowie personelu latającego i pokładowego. Lot liniami Latam realizowany był przez maszynę Airbus A-320. Nagle podróżni tuż przed startem usłyszeli przeraźliwy huk i zobaczyli płomienie. Samolot uderzył w wóz lotniskowej straży pożarnej, który akurat znajdował się na pasie startowym.
Na miejscu zginęło dwóch strażaków. A jedna osoba znajduje się w stanie krytycznym.
Samolot zaś stracił prawy silnik, uszkodzone zostało podwozie, a prawe skrzydło stanęło w płomieniach. Linia lotnicza poinformowała, że 108 osób bezpiecznie ewakuowano i nikt z nich nie odniósł obrażeń.
Natychmiast odwołano wszystkie loty i zamknięto pas startowy do godziny 00:00 w niedzielę 20 listopada. Osiem lotów, które były już w drodze do Limy, zostało przekierowanych na inne lotniska. Ponadto FlightRadar24.com poinformował, że do tej pory z powodu wypadku odwołano ponad 400 lotów do i z Limy.
Sytuacja była poważna. Enrique Varsi-Rospigliosi nie wiedział, że podczas wypadku zginęło dwóch strażaków, a trzeci mężczyzna walczy o życie. Cieszył się jak dziecko, że bez szwanku wyszedł z kolizji.
Enrique chwycił za telefon i zapozował ze swoją partnerką na tle wraku samolotu. Na twarzach mają pianę gaśniczą, a w oczach radość, że niemal doznali cudu, bo wychodzą z kraksy bez niemal żadnego draśnięcia. I z tą właśnie świadomością mężczyzna opublikował na Twitterze zdjęcie i opatrzył je wymownym komentarzem: "Kiedy dostajesz drugą szansę". Niektórzy uznali tę fotografię selfie roku. Inni natomiast ją skrytykowali, zarzucając im, że nie dostrzegają tragedii innych.
Źródła: Simple Flying / Onet