Wakacje w Gruzji: w kraju wina i róż

Gruzja to nie tylko bogata historia, zabytki, uroda krajobrazu. To przede wszystkim niezwykła gościnność mieszkańców - ?Gość w dom, Bóg w dom? stało się ich narodową ideologią

Na lotnisku czekał na nas Georgij. Zanim trafiliśmy do jego domu, musieliśmy - bez słowa sprzeciwu - objechać wszystkie najważniejsze zabytki Tbilisi: katedrę Sioni, kościoły Anczischati i Metechi, twierdzę Narikała oraz pomniki - króla Wachtanga, założyciela miasta i "Matkę-Gruzję" - kobietę trzymającą w jednej ręce miecz z przeznaczeniem dla wrogów, w drugiej czarę z winem dla przyjaciół.

Na koniec Georgij zawiózł nas na ulicę Rustawelego, która nazwę zawdzięcza jednemu z największych gruzińskich poetów, a sławę wydarzeniom z historii najnowszej Gruzji. To tu w listopadzie 2003 roku ludzie z różami w rękach przyczynili się do przemian w kraju - wydarzenie to ochrzczono potem Rewolucją Róż. Na tej głównej arterii miasta zobaczymy budynki rządowe, ale także sklepy, ulicznych handlarzy i restauracje z gruzińskimi specjałami.

***

Następnego dnia czekała nas 150-kilometrowa przejażdżka wysłużonym fordem Georgija słynnym transkaukaskim szlakiem - Gruzińską Drogą Wojenną. - Wzdłuż drogi budowano kamienne wieże w takiej odległości, by z jednej do drugiej móc przekazać sygnał o nadciągającym niebezpieczeństwie - tłumaczył Georgij. Niektóre zachowały się do dzisiaj, jedne w lepszym, inne w gorszym stanie. Największe wrażenie robi jednak twierdza Ananuri, średniowieczna forteca z XVI w. broniąca dostępu do stolicy. Przypomina, że historia Gruzji pełna jest najazdów sąsiednich państw, ale i napadów jednych klanów na drugie czy nieporozumień mieszkańców odizolowanych od siebie dolin, często różniących się dialektem, kulturą, zwyczajami. Górująca nad jeziorem Żinwali (sztucznym zbiornikiem powstałym w wyniku budowy zapory) najefektowniej wygląda z mostu nad rzeką Aragwą. Zwiedzamy ruiny kościołów, baszt i murów, mroczne wnętrza oświetlają tylko nikłe promienie światła.

Wjeżdżamy w przepiękne góry - Kaukaz jest naturalną północną granicą kraju. Pokonujemy Przełęcz Krestową (2395 m n.p.m.), z przerażeniem patrząc na rozbite, widoczne w przepaściach samochody. Tego samego dnia nocujemy w bajkowo pięknym miejscu - pod kościółkiem Cminda Sameba u stóp ośnieżonego szczytu Kazbeka (5047 m n.p.m.). Nie znam osób niewrażliwych na niezwykłe zestawienie różnych odcieni zieleni traw i drzew, brązu ziemi, szarości skał, bieli śniegu i błękitu nieba.

Zachwyciła nas dolina Sno, która robi wrażenie oazy spokoju. Na zboczach, na niemalże pionowych polach gospodarze kosili siano lub okopywali ziemniaki. Pszczelarz obchodził ule, a świnie chodziły wzdłuż potoku. Raj na ziemi? Tego wrażenia nie burzyła nawet świadomość, że tuż za widocznym u wylotu doliny grzbietem górskim znajduje się granica z Czeczenią.

***

Do Chewsuretii jedziemy z Tbilisi autobusem. Chociaż to tylko kilkadziesiąt kilometrów, podróż w trudnym górskim zajmuje niemal cały dzień. Przyciągnęła nas tutaj legenda przeczytana w starym przewodniku po Kaukazie. W odróżnieniu od ciemnowłosych i czarnookich mieszkańców Gruzji, dolinę tę mieli zamieszkiwać jasnoocy blondyni, ponoć potomkowie rycerzy z Północy, krzyżowców, którzy uciekając po klęsce w Ziemi Świętej, osiedlili się w niedostępnej kaukaskiej krainie. Chewsurowie uchodzą za jednych z najbardziej walecznych i niepokonanych ludów Gruzji. Podobno nigdy nie zostali zwyciężeni ani przez panów feudalnych, ani przez wrogów. Łatwo w to uwierzyć, patrząc na pozostałości fortyfikacji w wiosce Szatili. Zwykłe domy robią wrażenie trudno dostępnych warowni, wiele gospodarstw otaczają kamienne murki. Kiedyś wyglądały tak wszystkie wsie w Chewsuretii. W razie niebezpieczeństwa gospodarze chronili się z całym dobytkiem (kurami, świniami, krowami), zapasami zboża, ziemniaków i innych dóbr w kamiennych budowlach, gdzie mogli przetrwać wiele tygodni. Do dziś z epoki wypraw w obronie Grobu Pańskiego dotrwał wzór krzyża na czapkach (kupiliśmy sobie na pamiątkę) i uroda mieszkańców. Pierwszy napotkany przez nas Chewsur był blondynem o niebieskich oczach. Jak wszyscy Gruzini od razu zaprosił nas na poczęstunek, nie możemy więc nic powiedzieć o waleczności tego ludu.

***

Po górskich ostępach nadszedł czas na zwiedzanie miast. Miejscem, z którego Gruzini są najbardziej dumni (zaraz po Tbilisi), jest ich dawna stolica Mccheta (skrzyżowanie Wawelu z Jasną Górą). W najwspanialszej i największej w Gruzji katedrze Sweti Cchoweli z XI w., uchodzącej za arcydzieło architektury, chowano królów, koronowano ich następców, żeniono i chrzczono potomków. Miasto jest ośrodkiem władzy duchowej, siedzibą katolikosa (zwierzchnika autonomicznego ortodoksyjnego kościoła gruzińskiego). Gruzinki z namaszczeniem obchodzą kościół, całując mury. Dla nich to miejsce jest święte, więc turystów w krótkich spodenkach i z odkrytymi ramionach grzecznie wypraszają na zewnątrz. Same noszą długie suknie w stonowanych kolorach, a włosy zasłaniają chustką. W Mcchecie są trzy zabytkowe kościoły: opisywana już katedra Sweti Cchoweli (jej budowniczemu ucięto rękę, by nie mógł wznieść już nic piękniejszego), niepozorny, nierzucający się w oczy, choć XI-wieczny kościół Samtarwo i bazylika Dżwari na wzgórzu, legendą związana ze świętą Nino, krzewicielką chrześcijaństwa w Gruzji. Widać ją z daleka, niemal już od rogatek Tbilisi (15 km od Mcchety). By do niej dotrzeć, trzeba pokonać kilkanaście zakrętów pnącą się serpentyną wśród drzew. Kościół zbudowano na ruinach świątyni Afrodyty w końcu VI w., zachowując klasyczne proporcje i ozdabiając przepięknymi reliefami.

Kilka dni później w Gori wspominamy sakralne zabytki Mcchety, spoglądając na panoramę miasta ze wzgórza obwarowanego murami twierdzy Goris-Ciche. - W Gori zachował się tylko jeden kościół, resztę kazał wyburzyć Stalin - mówią nam młodzi mieszkańcy. - Urodził się tu w 1878 r. i za jego życia na wzgórzu znajdował się z daleka widoczny napis: "Sława Stalinu". Gdy zmarł w marcu 1953 r., następnego dnia rano już go nie było. My nic do Stalina nie mamy, dla nas to postać historyczna - dodają po chwili.

Gruzini mają ambiwalentny stosunek do generalissimusa. On przecież rozsławił Gruzję (Gruzini są dumni z urody i historii swego kraju), wielu uważa, że za jego czasów żyło się lepiej. Zwiedzając muzeum Stalina w Gori i oglądając jego pomnik przed Magistratem, mamy wrażenie, że czas stanął w miejscu. W gablotach wiszą kopie świadectw szkolnika Stalina (z samymi piątkami). W sali z darami z całego świata dla wodza narodów mieliśmy wrażenie, że lada chwila ktoś postawi następne. Dom, w którym się urodził, chroni daszek wsparty na kolumnach, a otacza park zaprojektowany na miejscu wyburzonych domów dzielnicy biedoty, w której się urodził.

Będąc w Gori, nie można zapomnieć o odwiedzeniu pobliskiego Uplisciche, kamiennego miasta z X w p.n.e. Spaceruje się starożytnymi uliczkami, podziwiając pozostałości wykutych w piaskowcowych skałach amfiteatru, biblioteki, aptek, kamiennych kadzi na wino i komnat z rzeźbionymi kolumnami i ozdobnymi sufitami. Trudno rozpoznać przeznaczenie poszczególnych skalnych pomieszczeń, dlatego miasto pieczar warto zwiedzać z przewodnikiem lub miejscowym, który swoją opowieścią wyczaruje pełen gwaru obraz życia mieszkańców sprzed 3 tys. lat!

Na południu Gruzji czekała nas Wardzia, młodsza siostra Uplisciche z XII w. - wyryta w skale wielopiętrowa sieć komnat, przejść, świątyń i tajemnych pomieszczeń mogących pomieścić 20 tys. osób. W razie najazdu chronili się tu królowie i dworacy. Ze ścian oświetlone płomieniami świec spoglądają twarze królowej budowniczych Wardzi Tamary i jej ojca Georgiosa.

***

W Adżarii (rejon, w którym znajduje się sławne z plaż Batumi) jedliśmy najdziwniejsze z dotąd próbowanych przez nas chaczapuri (podstawowe danie w każdej gruzińskiej restauracji). Jest to po prostu placek z serem o różnym smaku w zależności od regionu. W Batumi dostaliśmy ciepłe placki z dziurą w środku, a w niej kawałki sera i surowe jajka. Utrzepując je, przyrządzało się już na talerzu jajecznicę z serem, która ścinała się dzięki ciepłu idącemu od ciasta, wyciągniętego chwilę wcześniej z pieca. Inne godne polecenia tradycyjne gruzińskie potrawy to chinkali - pierogi z mięsem czy kababi - przyprawione ziołami mielone mięso zawinięte w naleśnik.

W Gruzji na pewno będziemy częstowani doskonałym gruzińskim winem, najczęściej własnej roboty (małe ogródki z winoroślami są nawet na osiedlach w Tbilisi). Toasty wznosi tamada , czyli najstarsza lub najwyższa rangą osoba w towarzystwie, często gospodarz domu. Zanim wypije wzniesiony do toastu kieliszek, ze śmiertelną powagą wygłasza co najmniej dziesięciominutową przemowę. - Wypijmy za Polszu i Gruzju, za to, że się tu spotkaliśmy, za nasze dzieci, które dopiero mają przyjść na świat i za zmarłych, których już dawno między nami nie ma - słyszeliśmy nieraz przy okazji uczt na naszą cześć.

- Za nasz powrót do Gruzji! - gwałcąc wszelkie reguły gruzińskiej kultury picia, wtrąciliśmy na zakończenie podróży nasz toast. Gospodarze spojrzeli na nas jednak z uznaniem. - Za wasze kolejne powroty do naszego pięknego kraju!

Republika Gruzji

Obszar - 69 tys. 700 km kw.

Ludność - 5,4 mln, z czego 56 proc. w miastach

Stolica - Tbilisi (1,4 mln mieszkańców)

Większe miasta: Kutaisi - 240 tys., Rustawi - 158 tys., Batumi - 137 tys., Gori - 70 tys., Poti - 50 tys.

Język urzędowy - gruziński

Religia - prawosławie, a także katolicyzm, protestantyzm, islam, judaizm

Święta narodowe - 26 maja Dzień Niepodległości, 7 stycznia Boże Narodzenie, 19 stycznia Święto Trzech Króli, 28 sierpnia Święto maryjne, 14 października Święto Mcchety, dawnej stolicy, 23 listopada Dzień świętego Jerzego (Giorgoba)

Dojazd

Samolotem z przesiadką w Moskwie, Kijowie lub Mińsku - 1400-2000 zł; promem z Soczi - ok. 70 dol., z Odessy do Batumi lub Poti - 130 dol.;

autokarem, samochodem - tylko przez Turcję (przejście graniczne Rosja-Gruzja na północy zamknięte dla obywateli spoza WNP)

Od niedawna jeździmy bez wizy

Waluta

Lari (GEL), 1 lari = 100 tetri, 1 dol. = 1,8 lari, 1 euro = 2,85 lari

Transport

Gruzja jest niewielka, więc nawet w odległe miejsca można dostać się w ciągu jednego dnia lub paru godzin. Oprócz tanich autobusów jeżdżą kilkunastoosobowe marszrutki , czyli minibusy, np. marszrutka Tbilisi-Batumi 20 lari, Tbilisi-Kazbegi 8; opłaca się wynajęcie taksówki nawet na cały dzień - 20 dol.

Ceny (w lari)

chleb 50 tetri, chaczapuri w restauracji 1,5-5 lari, piwo - 1, obiad w restauracji ok. 3-5, nocleg na kwaterze 10

Gruzja w sieci

http://www.internet.ge - m.in. rezerwacja hoteli, agencje turystyczne, zabytki, transport

http://www.polonia.org/gruzja.htm - strona polonii gruzińskiej

http://www.tontio.ge - agencja turystyczna organizująca m.in. trekkingi

Więcej o: