Przeludnienie i anarchia. To osiedle było azylem dla przestępców, hazardzistów i narkomanów

Kryminaliści, pracownice seksualne, narkomani, hazardziści i brak policji. Brzmi jak koszmar? Dla niektórych jeszcze blisko 30 lat temu tak właśnie wyglądała codzienność. Kowloon Walled City było azylem dla przestępców i miastem w mieście, którego mieszkańcy musieli walczyć o przetrwanie.

Minęły prawie trzy dekady od zburzenia otoczonego murami osiedla Kowloon, a wpływ, jaki wywarło to na Hongkong, i obrazy, które po sobie pozostawił, wciąż są żywe. Lokalizacja ta swego czasu była najgęściej zaludnionym miejscem na świecie - do tego stopnia, że trafiło do księgi rekordów Guinnessa. Znajdowało się tu blisko 2 mln ludzi na km kwadratowy. 

Zobacz wideo Cud Podlasia wygląda jak wyspa na Pacyfiku

Kowloon Walled City wiązało się z piratami

Kowloon Walled City było pewnego rodzaju miastem w mieście, improwizowaną enklawą. Początkowo, w XIX wieku, miało ono chronić przed piratami, później zostało przejęte przez Brytyjczyków. Sprawa zaczęła wymykać się spod kontroli, gdy na miejscu zaczęli osiedlać się imigranci nielegalnie przebywający na terenie kraju. Nikt nie mógł poradzić sobie z pozbyciem się przyjezdnych, więc... postanowiono, by zostawić ich samych sobie. 

Miasto ciemności - przestępstwa i brak kontroli

Osiedle stało się miejscem pozostającym poza jakąkolwiek kontrolą, które zaczęło być nazywane Hak Nam, co w języku kantońskim oznacza złowieszczo Miasto Ciemności. Na próżno było szukać tam policji, sądownictwa, wody czy nawet prądu. Warunki te sprawiły, że chętnie osiedlali się tam narkomani, pracownice seksualne, hazardziści i różnego rodzaju przestępcy, którzy zaczęli tworzyć własne zasady. Rozkwitały tu więc domy publiczne, palarnie opium i kasyna. Wnoszono tu również ogromne, wysokie budynki z betonu, a ulice stawały się coraz ciemniejsze i brudniejsze. 

Normalne życie

Mimo niesprzyjających i niebezpiecznych warunków mieszkańcy starali się prowadzić tu jednak normalne życie. Wodę czerpano ze studni, tworzono szkoły, małe biznesy czy zakłady opieki medycznej prowadzone przez nielicencjonowanych lekarzy.

Mieszkańcy montowali prowizoryczne instalacje wodociągowe i elektryczne, które często nie wytrzymywały, a na przechodniów lała się woda. Później przestrzegano jedynie dwóch zasad - pierwszą były sprawne instalacje elektryczne, do czego przyczynił się tragiczny pożar z 1950 roku. Druga dotyczyła limitu wysokości budynków, który wynosił maksymalnie 14 pięter. 

W połowie lat 70. postanowiono jednak rozwiązać problem. Policja robiła naloty na osiedle, przechwycała narkotyki i aresztowała tysiące osób. W latach 90. zapadła decyzja, by przesiedlić mieszkańców i zburzyć miasto. Na jego miejscu znajduje się dziś piękny park.

 

Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Więcej o: