W środku nocy PKP Intercity odprawiło go z kwitkiem. Pan Jan musiał wracać na rowerze. "To 70 kilometrów"

- Trzeba zatrudniać prawdziwych, rasowych idiotów, by wiernego pasażera zamienić w swojego wroga - napisał Jan Psota po tym, jak PKP Intercity i czeskie RegioJet w Katowicach nie pozwoliły mu wsiąść do pociągu. W środku nocy został na peronie, 70 kilometrów od domu. A wszystko z powodu roweru.

Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

10 listopada w nocy Jan Psota, rodowity Ślązak i miłośnik kolei chciał dostać się z Katowic do Chałupek, a następnie dojechać do domu w Bełsznicy na rowerze - woli go używać niż samochodu, jest taniej i ekologicznie. Niestety nie zawsze takie rozwiązania znajdują zrozumienie. Z powodu roweru ani PKP Intercity, ani czeski RegioJet nie wpuściły go do swoich pociągów - mimo że wolnych miejsc nie brakowało. Relację ze swojej podróży Jan Psota spisał po Śląsku i zatytułował: "(A)frontem do pasażera".

Polska gościnność

Problemy zaczęły się już na początku podróży, w rozmowie z kasjerką, o czym wspomina Jan Psota w relacji:

– Nie mogę panu sprzedać biletu na rower.

– Trudno, poprosza dlo mie, zgłosza sie do konduktora.

Po północy pociąg przyjechał do Katowic. Pan Jan wsiadł do przedostatniego wagonu i czekał na odjazd w kierunku Chałupek - stamtąd miał dotrzeć do domu na rowerze. W środku było jeszcze sporo wolnych miejsc, a zatem przewóz dodatkowego bagażu nie stanowiłby problemu. Chwilę później zjawił się ochroniarz. 

– Wysiadać, już! Z rowerem pan nie pojedzie.

– Konduktor z ostatnigo wagona ni mioł nic przeciw.

– On tu jest tylko gościem. My tu stanowimy prawo. Jak zapomni, to my mu przypomnimy.

Między młotem a kowadłem

Po krótkiej wymianie zdań obaj udali się do konduktora, aby rozstrzygnąć sporną sytuację. Pan Jan zwrócił uwagę na to, że ma ważny bilet do Chałupek i wolałby nie kontynuować dalszej podróży na rowerze: "To 70 kilometrów, a jo nawet czopki dzisio ni mom!" - wspomina w relacji. Konduktor po krótkim namyśle zgodził się na dalszy przejazd, kiedy nagle do rozmowy dołączył oburzony ochroniarz:

- Nie jedzie! - krzyknął. 

Na nic zdał się protest konduktora, który wydawał się zawstydzony zachowaniem pracowników ochrony - jak wynika z relacji Jana Psoty. Ważny bilet również nie wystarczył. Pociąg pełen wolnych miejsc odjechał, a w środku chłodnej, listopadowej nocy mieszkaniec Bełsznicy pozostał na peronie. 70 kilometrów od domu, chociaż niezupełnie sam; przynajmniej miał ze sobą rower. Po chwili udał się do kasy, aby odzyskać pieniądze za niewykorzystany bilet. Tam jednak usłyszał:

Za 15 minut, bo teraz mamy system nieczynny. Ale to i tak potrącimy panu 15 procent.

Zdenerwowany mężczyzna postanowił, że nie ma takiej potrzeby, a bilet zostawił sobie "na pamiątkę" absurdalnej sytuacji. 

To może Czesi?

Rzut okiem na rozkład - ostatni promyk nadziei. Jan Psota dostrzegł, że o 1:44 z Katowic odjeżdża jeszcze RegioJet. Miał nadzieję, że Czesi okażą więcej zrozumienia i dojedzie do Bogumina, skąd bez problemu mógłby dostać się na rowerze do domu w Bełsznicy. Kiedy pociąg zjawił się na peronie, pan Jan pobiegł do konduktora na końcu składu z prośbą. Ten odmówił. Spróbował szczęścia w pierwszym wagonie. Usłyszał: "Z rowerem nie wolno. Tym waszym se jedź". I pojechał, ale na rowerze. Nie był jednak dobrze przygotowany na taką podróż.

Nie miał czapki, więc głowę owinął szalikiem i ruszył z Katowic drogą krajową nr 81. Dla zwiększenia bezpieczeństwa "pożyczył" elektryczny znicz, który znajdował się przy przydrożnym krzyżu (...)

- podaje "Gazeta Wyborcza". Po dotarciu do Orzesza postanowił kontynuować podróż pociągiem Kolei Śląskich o 5:02. Po godzinie marznięcia wreszcie mógł wsiąść do niego z rowerem. 

Trzeba zatrudniać prawdziwych, rasowych idiotów, by wiernego pasażera zamienić w swojego wroga

- podsumowuje Jan Psota. 

"(A)frontem do pasażera" Jana Psoty - oryginał

Dojechani z Bełsznice do Gliwic bez użycio auta (dlo mie powodem je chęć przioszczyndzynio środowiska) je daleko prostsze, jak droga Nalberczaka do roboty ("Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz", reż. Stanisław Bareja) - siodosz na koło, za 20 minut eś je w Chałupkach, godzina późnij wysiodosz na miejscu. I mosz ze sobą koło, więc cołki miasto je w zasięgu kolejnych 20 minut niezależnie od pory dnia!

Mniej wiyncy tak ech sie dostoł do Gliwic we strzoda - ledwa ech sie wyrobiył przez szukani szczewików, a~cug wyjątkowo lecioł o czasie... Po odwiedzinach u kumpli na Polibudzie i skończone robocie wskoczyli my (jo i koło ;-)) w cug KŚ 23:07 do Katowic, bo szybkigo połączenio Gliwice - Chałupki nie było o tym czasie, stąd z przesiadką o 0:02 z Katowic.

Kupuja bilet na dworcu, a pani kasjerka:

- Nie mogę panu sprzedać biletu na rower.

- Trudno, poprosza dlo mie, zgłosza sie do konduktora.

Dostołech piykny bilet, cug przijechoł, wskoczyłech do przedostatnigo wagona (ostatni był sypialny, więc bez przejścio), a za chwila ochroniarz, jak szafa wielki, woło do mie z peronu:

- Wysiadać.

- Czamu?

- Wysiadać, już! Z rowerem pan nie pojedzie.

- Konduktor z ostatnigo wagona ni mioł nic przeciw - padom.

- On tu jest tylko gościem. My tu stanowimy prawo. Jak zapomni, to my mu przypomnimy.- ochroniarz do mie (uż na peronie). - Rewizor [abo "rewident" to leciało] zakazał.

Prziszli my do konduktora stojącego przi piyrszym wagonie.

- Dzień dobry! Nie chcą mie puścić z kołym. Bilet mom.

- Daleko pan chce jechać?

- Do Bełsznice. To znaczy do Chałupek, wiadomo. To 70 kilometrów, a jo nawet czopki dzisio ni mom!

- Wodzisław - zauważył konduktor, mając na myśli okolica - niech pan wsiada. Na to włączył się ochroniarz.

- Nie jedzie!

W międzyczasie pojawiył sie łysy chłop z obsługi i reszta ochroniarzy. Godom im, kaj chca jechać, że mom bilet, a ci swoje.

- Pomyślcie, co robicie... - padoł im yny tyn drobne postury konduktor, co mie chcioł zabrać i poznać było, jak mu głupio za cołki tyn cyrk.

Ida oddać bilet, a tam (kasjer tym razem):

- Za 15 minut, bo teraz mamy system nieczynny. Ale to i tak potrącimy panu 15 procent.

- W pustym cugu na 10 wagonów nie znejdliście miejsca dla moigo koła, a~teroz mi chcecie potrącać za zwrot bileta?! - padom - Smola to! Stać mie! Telewizjo to kupi.

Dziwom sie na rozkład: nieużyty IC mo 25 minut spóźnienio, a o 1:44 leci RegioJet do Pragi. No to se z Bogumina wróca, pomyślołech i~poszełech zwiedzać okolice dworca w Katowicach. Czyli baraki szeroko otoczone płotami, z brakiem perspektywy i jakigokolwiek zamysłu urbanistycznego. Do tego rynek równie szpetnie zagracony.

Około 1:44 podjechoł żółty, zmazany RegioJet. Leca do zadnigo konduktora, a tyn, chyba po czesku, pado, że mie s~kołym nie wpuści.

No to leca do przednigo i wołom, że do Bogumina, a on "Z kołym nie wolno. Tym waszym se jedź."

W środku nocy na kole z Katowic

Z braku czopki owiązołech łeb wełnianym szalem i pognołech na kole drogą na Skoczów. Pożyczyłech se "subito" [znicz led - red.] który od jakigoś nieszczęśnika, po kierym zostoł yny krziż przi drodze, wychodząc z założenio, że tako latarka bardzi sie przisłuży żywemu... Braki cukru we krwi uzupełniyłech na BP (marże, to tam majóm ze 100% chyba...) i jak po 30 km w Orzeszu zaczła mi sie ta podróż mierznyć, uznołech, że czas zaś poszukać cuga.

Tym sposobem o 5:02 zabrołech sie cugiym KŚ, kierym, jak sie okozało, powoziył kolega. To bardzo nietypowe i bardzo miłe, jak po godzinach marznycio podjeżdżo cug, a z kabiny dolatuje radosne "Jasiu, co ty tu robisz?"

Podsumowując: w Katowicach wert było nie zostać zabranym przez tego piyrszego "icka", bo spotkołech dzięki temu pora ludzi, dla kierych poznanio wert było tyn czas poświęcić: m.in. DJ-a i fotografa, a nawet zostołech zaproszony do skansenu.

Wniosek ważniejszy: by nie to, że akurat wyjątkowo wzion ech se koło bez napędu elektrycznego, to bych sie w tych Katowicach ani nie znojd, bo prosto z Gliwic bych pognoł na kole i za 1,5h był doma (cugiem przewidywane ponad 2h przy tamtych połączeniach). Przy zużyciu 0,8 kWh/100 km, jaki odnotowuja w swoim kole jeżdżąc w granicach 40 km/h, ni ma nic łacniejszego i bardzi obojętnego dla klimatu (chodzyni piechty mo większy wpływ - poważnie!), a w mieście - szybszego. Trocha wieje. A cołko kolej pasażersko, niech sie wali! Nowe, lepsze, nejlepszy rośnie na zgliszczach.

Słowo do IC: trzeba zatrudniać prawdziwych, rasowych idiotów, by wiernego pasażera zamienić w swoigo wroga.

Źródła: Jan Psota: "(A)frontem do pasażera", Gazeta Wyborcza

Więcej o: