Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
25 sierpnia 2010 roku doszło do katastrofy samolotu Filair Let L-410 w miejscowości położonej na terenie Demokratycznej Republice Konga - w Bandundu. Maszyna zaledwie kilkadziesiąt minut po starcie z lotniska w stolicy kraju Kinszasie, nieoczekiwanie spadła na dom mieszkalny. Sprawa przez lata była niewyjaśniona, a przyczyna nieznana.
Dotąd niewyjaśniona katastrofa lotnicza z 2010 roku, po latach ponownie jest badana. Zginęło wówczas 18 pasażerów i dwóch pilotów. Jedynie jedna osoba przeżyła. Przyczyna przez lata była owiana tajemnicą, a biegli nie potrafili rozwiązać tajemnicy. Początkowo sądzono, że do wypadku samolotu doszło z powodu niskiego poziomu paliwa. Wskazywał na to także fakt, iż po uderzeniu w ziemię nie doszło do eksplozji zbiorników.
Po latach na jaw wyszła przyczyna wypadku maszyny. Według dziennikarzy miesięcznika "Jeune Afrique", którzy powołują się na ustalenia śledczych, przyczyną katastrofy był... krokodyl.
Krokodyl, który wywołał całe zamieszanie i przyczynił się do katastrofy, był przemycany przez jednego z pasażerów. W pewnym momencie zwierzę wydostało się z worka marynarskiego, w którym było zamknięte. Na pokładzie wybuchła panika. Według śledczych wszyscy pasażerowie, bojąc się zagrożenia, uciekli na przód maszyny i próbowali się skryć w kokpicie.
Nierównomierne rozłożenie ciężaru miało natomiast przyczynić się do utraty sterowności samolotu i w efekcie doprowadziło do tragedii. Zwierzę najprawdopodobniej przeżyło wypadek. Świadczy o tym fakt, że służby ratunkowe, które jako pierwsze pojawiły się na miejscu katastrofy, zabiły gada, który spacerował w pobliżu wraku maszyny.