Legendy o końcu świata rozpalają wyobraźnię. Bo jak właściwie ma on wyglądać? Jasnowidzący, prorocy oraz wróżbici od stuleci snują rozmaite wyobrażenia na ten temat. I choć ich wizje z reguły nie napawają optymizmem, pewnym pocieszeniem może być fakt, że koniec świata... przeżywaliśmy już ponad sto razy.
Szukasz podobnych treści? Sprawdź Gazeta.pl
Choć o końcu świata napisano już wiele, można o tym pisać właściwie bez końca. Jak się bowiem okazuje "świat mógł się skończyć, zanim na dobre się zaczął, czyli jeszcze przed naszą erą" - wyjaśnia portal historia.org.pl. Było to związane ze starym proroctwem dotyczącym mitycznych założycieli Rzymu: Romulusa i Remusa. Jednemu z braci, Romulusowi, miało objawić się dwanaście orłów. Ptaki miały być zwiastunem tragicznych wydarzeń, kończących życie na ziemi. Jak podaje cytowany wyżej portal były dwie interpretacje tej wizji. Jedna zakładała, że zagłada nastąpi w 634 r. p.n.e., kolejna, zapowiadała koniec świata na 389 r. p.n.e. W pierwszej wizji każdy ptak miał zwiastować jedno dziesięciolecie, w drugiej jeden orzeł był jednym miesiącem w roku.
Obie interpretacje okazały się jednak nieskuteczne, podobnie zresztą jak nieco bardziej współczesne teorie. Jedna z nich zakładała, że ostateczny kres przyjdzie w 2000 roku. Wejście w ostatni rok XX wieku wiele osób napawało olbrzymim strachem, ale na szczęście wyłącznie na strachu się skończyło. Największą apokalipsą miała być jednak ta datowana na 21 grudnia 2012. To właśnie wtedy kończył się bowiem kalendarz Majów. Istnieje także polska legenda o końcu świata. Związana jest z pewnym podlaskim kościołem oraz relikwiami świętego, które zostały tam złożone.
W leżącej niedaleko Białegostoku miejscowości Choroszcz znajduje się kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela i św. Szczepana. Znajdują się tan relikwie św. Kandyda z Rzymu. Szkielet świętego został umieszczony w niewielkiej figurze, a całość została złożona w szklanej trumnie, którą można zobaczyć obok głównego ołtarza.
W szklanej trumnie spoczywa ciało świętego wielkości kilkuletniego dziecka. Głowę okrywa tkanina, ale cała postać ubrana jest w brokatowy i jedwabny strój XVIII-wieczny. Prawa ręka uniesiona jest w górę, palce z wolna zbliżają się do wieka trumny
- tak relikwiarz opisywał dawniej "Kurier Poranny", co podnosił w "Biuletynie Konserwatorskim województwa podlaskiego" Marek Machowski, wykładowca na ASP w Warszawie.
Wykładowca w swoim opracowaniu wyjaśnił także, z czego został wykonany relikwiarz. Jak się okazuje "zamiast twardych i trwałych materiałów użyto tu zupełnie innych surowców - papieru, płótna, bawełny i wosku". W ten sposób powstał "nagi manekin", który następnie został ubrany w "jedwabne szaty". Dzięki temu mógł sprawiać wrażenie niemal żywego człowieka.
Niemal żywego, gdyż pokazany został w stanie snu, z którego przebudzeniem będzie dopiero zmartwychwstanie
- tłumaczy autor opracowania. Co ciekawe, po badaniach relikwiarza oraz znajdującej się w nim figury okazało się, że szczątki świętego Kandyda nie zostały umieszczone w uniesionych dłoniach figury. To tylko podsyca plotki o miejscowej legendzie, która ma wskazywać, kiedy najdzie koniec świata.
Wykładowca Marek Machowski przytacza treść podania w materiale na temat relikwiarza. Miejscowi mówili dawniej, że:
Palce świętego zbliżają się do wieka przeszklonej trumny. Gdy go dotkną, nastąpi koniec świata.
Jak podaje portal Eska.pl dawny proboszcz opisywanej parafii, Leszek Mieczysław Struk uważał, że legenda to pokłosie dawnych przekonań miejscowych. Parafianie byli bowiem przekonani, że relikwia świętego Kandyda znajduje się wyłącznie w uniesionym palcu. Z niepokojem obserwowali więc, jak ten zbliża się do wieka trumny. Zetknięcie z pokrywą ma skutkować apokalipsą. Warto dodać, że odległość jest naprawdę niewielka.