Sposób na wakacje: Podróżnik na ekofarmie

Ekowolontariat to coś w sam raz dla wagabundy z plecakiem

W posiadłości Aarta, który niemal pół wieku temu wyemigrował z Holandii do południowo-wschodniej Australii, brakuje podstawowych sprzętów kuchennych, za to pełno jest antyków, dzieł sztuki, albumów i książek. Po podwórzu chodzą konie i osły sąsiadów.

Apartament właściciela to mała buda kempingowa z kuchnią i pokojem gościnnym, który - w razie potrzeby - zamienia się w jadalnię lub biuro. Na przedpotopowej maszynie do pisania Aart wystukuje tu niekonwencjonalne podręczniki do nauczania matematyki i angielskiego stworzonym przez siebie sposobem. Prądu brak, lodówka jest więc raczej elementem dekoracyjnym. Aart ma co prawda samochód, ale służy mu on do... słuchania ulubionej muzyki poważnej. Przydaje się też, by zabrać gości do opery czy na kurs tańca.

Trafiłam na jego ekofarmę w 2001 r. na dwa tygodnie. Czterech Holendrów i Polak pracowali tam przy budowie domu (powstawał po kawałku, wznoszony rękami kolejnych wolontariuszy), ja sprzątałam i gotowałam.

Co rano Art odgrywał nam pobudkę na akordeonie, po kilku taktach wrzeszcząc: Wstawać lenie! Nie zapewniał luksusów, ale nie wymagał też wielu godzin pracy - do czterech dziennie. Nie można było tylko wymigać się od cowieczornej partyjki kart lub scrabble'a przy lampce naftowej (i wina). Rytuałem było też wspólne gotowanie.

***

Organizacja WWOOF (World Wide Opportunities on Organic Farms, w skrócie wwoofing , czyli agro-wolontariat) założona w 1971 r. w Anglii to dziś ogólnoświatowa sieć wspierająca ochotników-obieżyświatów: w zamian za pracę na ekologicznych farmach (od 3 do 6 godz. dziennie) ich właściciele oferują nocleg i wyżywienie, a nawet rozrywki - np. wycieczki po okolicy czy wieczorne wypady do miast. Niewątpliwą atrakcją jest już samo przebywanie z farmerską rodziną, poznawanie tajników ekologicznych upraw i hodowli. Przy okazji można nawiązać przyjaźnie, nie mówiąc o ćwiczeniu języków obcych.

By popracować na farmach w Australii, Japonii, Anglii, Ameryce, Kanadzie i wielu innych krajach, z reguły wystarczy być posiadaczem zwykłej wizy turystycznej. Trzeba pamiętać, że w uzasadnieniu podania o wizę agrowolontariat nie może być podany jako główny cel ani sposób finansowania wyjazdu (WWOOF zajmuje się przede wszystkim propagowaniem idei ekologicznych farm oraz ochroną środowiska, a nie umożliwianiem młodym ludziom taniego podróżowania czy pracy zarobkowej).

Poza jednorazową, niemal symboliczną składką roczną pobyt na farmach nie łączy się z dodatkowymi kosztami, jest to zatem świetna propozycja dla backpackersa (wiadomo, że budżet takiego wagabundy z plecakiem jest przeważnie mniej niż skromny). Po wpłaceniu składki (najwygodniej przez internet) po kilku tygodniach uzyskuje się całoroczne członkostwo organizacji, książkę lub kod dostępu do zrzeszonych w niej miejsc oraz symboliczne ubezpieczenie na czas pobytu na farmie. Np. dla podróżujących po Australii składka wynosi 50 australijskich dolarów od osoby bądź około 60 od pary. A farm należących do WWOOF jest tam ponad 1300 (na antypody najlepiej wybrać się zimą, by trafić na pełnię farmerskiego, a zarazem turystycznego sezonu).

***

Organizacja wyjazdu może nam zająć kilka miesięcy. Miejsce na farmie warto zarezerwować wcześniej. Dzwoniąc tam, pamiętajmy, że gospodarzy najczęściej zastaniemy w czasie przerwy obiadowej lub wczesnym wieczorem.

Ekowolontariusz sam decyduje, które farmy odwiedzi. Są wśród nich małe gospodarstwa prowadzone przez starszych lub samotnych ludzi, są też prawdziwe ekologiczne kombinaty. Zajęcia mogą być różne: od wyrywania chwastów i pielęgnowania rabatek, przez doglądanie i dojenie krów, strzyżenie owiec, stawianie budynków, naprawę sprzętów, po opiekę nad dziećmi i gotowanie...

Gospodarze zazwyczaj przedstawiają swoje rodziny na stronie internetowej WWOOF. Zaznaczają, jakimi językami się posługują, jakie mają zwyczaje (wielu z nich to wegetarianie) i czego nie tolerują (np. palenia papierosów czy picia alkoholu). Niektóre farmy cieszą się wielką popularnością i są ciągle przepełnione, niektóre potrzebują tylko sezonowych ochotników. Warto więc ustalić wcześniej, ile godzin pracy nas czeka, czy nie jest potrzebny kandydat szczególnie silny lub posiadający specjalne umiejętności.

Najkrótszy pobyt na farmie to dwie noce, najdłuższy - nawet kilka tygodni, do uzgodnienia z gospodarzami. Koniecznie należy dowiedzieć się, ile osób mogą przyjąć, czy tolerują pary (zdarza się, że nie!), dzieci, zwierzęta albo grupy. Nie jest nietaktem wypytanie o warunki pobytu. Niektóre rodziny oferują prawdziwe luksusy (zazwyczaj trzeba wówczas nieco więcej popracować), niektóre same żyją bardzo skromnie z dala od cywilizacji, bez elektryczności i kanalizacji, więc wolontariuszom pozostaje własny namiot.

Pamiętajmy, by mierzyć siły na zamiary - nawet kilka godzin pracy w niezwyczajnych warunkach i czasem uciążliwym klimacie może dać w kość. Większość doświadczonych ekopodróżników twierdzi jednak zgodnie, że pobyt na farmie dostarcza niezapomnianych wrażeń, dla których warto się trochę pomęczyć.

W sieci

Organizacja stara się chronić ochotników przed wyzyskiem i nieuczciwością ze strony farmerów - są oni rejestrowani i zobowiązani do przestrzegania reguł WWOOF. Wszelkie informacje znajdziemy na: http://www.wwoof.org

Więcej o: