Potrójna Korona Śnieżnicka. 80 km górskiego marszu w 24 godziny. "Szybko przetwarzamy dane i szybciej rejestrujemy widoki"

900 osób pod koniec października stanie na starcie, aby zdobyć Potrójną Koronę Śnieżnicką. Wśród nich Maria Samborska, 32-latka, współzałożycielka grupy Stalowe Łydki. - Jesteśmy wariatami, którzy chodzą w tempie 5-6 km na godzinę - śmieje się miłośniczka górskich ultramaratonów. To jest już jej szósty górski marsz. - Dlaczego wystartuję również w tym roku? Lubię przekraczać własne granice i ścigać się sama ze sobą - zapewnia Samborska.

Potrójna Korona Śnieżnicka odbędzie się 28-29 października. To świetna okazja do tego, żeby podsumować kończący się jesienny sezon górskich ultramaratonów i przemierzyć trasy Masywu Śnieżnika, Gór Bialskich i Gór Złotych. Uczestnicy będą musieli pokonać ok. 75 km w ciągu 24 godzin.

Potrójna Korona Śnieżnicka to zwieńczenie cyklu wyryp. Pod koniec kwietnia organizowana była Potrójna Korona Orlicka. W połowie czerwca Potrójna Korona Wałbrzyska, we wrześniu Potrójna Korona Beskidzka, a pod koniec października na ultramarończyków górskich czeka wspinaczka przez Kowadło, Rudawiec i Masyw Śnieżnika. Podczas każdego z cyklu wyryp można zaliczyć trzy koronne szczyty i zdobyć trzy szczyty do Korony Gór Polski.

Cel osiągnięty w siedem miesięcy

Maria Samborska w ubiegłym roku razem z koleżanką postanowiła w 12 miesięcy zdobyć Koronę Gór Polski, czyli 28 szczytów w poszczególnych pasmach górskich. Po wzięciu udziału w trzech edycjach wysokogórskich wyryp, zdobyła dziewięć szczytów z Korony Gór Polski i w ten sposób udało jej się osiągnąć cel znacznie szybciej, niż zakładała, bo w siedem miesięcy. Teraz już dla ultramaratonów została stracona i odlicza dni do październikowej wyrypy.

Lubi ścigać się sama z sobą

Co takiego sprawia, że 32-latka podejmuje się takiego morderczego wysiłku? Pokonać przecież 80 km w 24 godziny to przecież nie lada wysiłek.

- Lubię przekraczać własne granice, ścigać się sama ze sobą, sprawdzać możliwości swojego organizmu - słyszę od Marii. - W przypadku ultramaratonów dużą rolę odgrywają nie tylko mięśnie, ale również głowa, nasza psychika. Podczas marszu zmagamy się ze słabościami w głowie – tłumaczy Samborska. – Jeżeli na starcie zakładam, że dojdę do linii mety i dystans pokonam w czasie mniejszym niż 20 godzin – to tego dokonam. Zauważyłam, że gdy na linii startu uczestników ogarniają wątpliwości, mają mniejszą wiarę w swoje możliwości, to najczęściej takie osoby nie dochodzą do mety. To, w jaki sposób zaczynamy marsz, ma ogromne znaczenie na jego pozytywne zakończenie.

Pozytywna atmosfera

Podczas ultramaratonu trzeba pokonać od 75 do nawet 115 km górskiej trasy. To wyzwanie i rzecz jasna zmaganie się z własnymi słabościami, ale również pozytywna rywalizacja z innymi i motywacja do ukończenia trasy.

– Na każdym kroku czuć wsparcie innych uczestników. Nawet jeżeli startuje się samemu, to zawsze znajdzie się ktoś w otoczeniu, kto zapewni wsparcie. Do tego dochodzą elementy rywalizacyjne, wzajemne prześciganie się, siłowanie się z innymi, wszystko to często odbywa się w żartobliwej atmosferze – zauważa Samborska.

Przygotowanie ważna rzecz

Ambicje i pasje to ważna rzecz, ale nie zapominajmy o odpowiednim przygotowaniu. – Jeżeli ktoś jest kanapowcem, to nie powinien zaczynać od marszów długodystansowych. Dystanse trzeba stopniować. Najpierw pokonać 10 km, następnie 15 km i 30 km. Jest taka niepisana zasada, żeby przed startem długodystansowym bez zadyszki przejść 40 km. Jeśli uda mi się to zadanie, wówczas spokojnie mogę podjąć wyzwanie – wyjaśnia moja rozmówczyni.

– Trzeba przyznać, że Potrójna Korona jest o tyle dobrze zorganizowana, że nawet jeśli ktoś w którymś momencie stwierdzi, że nie da rady i musi zrezygnować, to zgłasza się do któregoś z punktów odżywczych na trasie i mówi: Rezygnuję. Wówczas podjeżdża auto i zabiera zawodnika na metę. Jeśli ktoś nie podoła wyzwaniu, to w każdej chwili może odpuścić.

Pani Maria zwraca również uwagę, że nie każdy sportowiec sprawdzi się na wyrypie. – Panuje błędne przekonanie, że jeśli ktoś biega na długich dystansach, to jest gotowy na ultramaraton górski. Nic bardziej błędnego. To zupełnie inny rodzaj wysiłku. Owszem biegacz wydolność już ma, ale podczas biegania po płaskim angażowane są inne mięśnie. Maraton uliczny trwa zwykle 4 godz., a nie 20. To długotrwałe wystawienie organizmu na próbę.

Ciekawa strategia na wyrypę

Samborska wie, o czym mówi. Zjadła zęby przecież na kilku wyrypach i teraz ma inną strategię. – Biorąc udział w kolejnej imprezie, wiem, że jest naprawdę dobrze zorganizowana. Teraz idę z plecaczkiem, kurtką przeciwdeszczową, zapasowymi skarpetkami, bukłakiem na wodę i nic innego nie jest mi potrzebne, ponieważ wiem, że punkty odżywcze podczas imprezy są bardzo dobrze wyposażone. Jestem strasznym łakomczuchem, więc ostatnio na wyrypach chodzę co 15 km od punktu do punktu żywieniowego. To jest mój cel, a że posiłki są bardzo dobre – to teraz już chodzę tam dla jedzenia – śmieje się.

Organizatorzy przygotowani są zarówno na osoby mięsożerne, jak i na diecie roślinnej. Po dotarciu do punktu żywieniowego należy podać numer startowy, wolontariusze zaznaczają, że zawodnik dotarł do punktu i na podstawie informacji zawartych w aplikacji oferują posiłek mięsny lub wegetariański.

Stalowe Łydki

Dla górskiej ultramaratonki relacje towarzyskie to również ważny aspekt brania udziału w Potrójnej Śnieżnickiej. Nic więc dziwnego, że założyła grupę Stalowe Łydki, która startuje pod jednym szyldem. – Połączyły nas potrójne wyrypy. Zaczęliśmy się poznawać na Wałbrzyskiej, kojarzyć na Orlickiej, a już na Śnieżnickiej wystartowaliśmy pod jednym szyldem i zgarnęliśmy wszystkie nagrody, bo organizator ogłosił konkurs na najliczniejszą grupę, która przekroczy linię mety. To była dla nas dodatkowa motywacja i jaka była nasza radość, że się udało. Teraz śmiejemy się, że organizator już nie ogłasza podobnego konkursu, bo wie, że wszystkie nagrody powędrują do nas – uśmiecha się moja rozmówczyni.

Członkowie grupy mają stalowe kończyny i taką też motywację. Co ich jeszcze charakteryzuje? – Szybko przetwarzamy dane i szybciej rejestrujemy widoki, które mijamy podczas marszu – żartuje pani Maria. – Często jest tak, że ze Stalowymi Łydkami, ale też innymi górskimi ultramaratończykami spotykamy się tylko na Potrójnych Koronach. I wtedy następuje wyczekiwanie. Będziesz na Śnieżnickiej? Będę! Nie mogę się doczekać! Do zobaczenia na starcie!  

Więcej o: