Koszmar pasażerów w pociągu z Roztocza. "Jak na te czasy, to sytuacja jest nie do pomyślenia"

Podróżni, którzy w niedzielny wieczór chcieli dostać się pociągiem z Suśca do Lublina, musieli uzbroić się w nadzwyczajną cierpliwość. Przejazd opóźnił się bowiem o... nieco ponad 5 godzin. Według przedstawicieli kolei skumulowały się dwie awarie.

Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Powrót pociągiem do Lublina miał być przyjemnym, wieczornym przejazdem — finalnie okazał się niemal całonocnym. Podróżni mieli bowiem dotrzeć na stację docelową o godzinie 21:02, na miejscu znaleźli się jednak minutę przed 2:00 w nocy. 

Dwie godziny w próżni

Kurs pociągu, który miał zabrać pasażerów do Lublina, rozpoczynał się w Jarosławiu. Jak informuje Dziennik Wschodni jedna z uczestniczek przejazdu, tuż po godzinie 18:00 miał zjawić się w Suścu, jednak z każdą minutą oczekiwanie się przedłużało. Początkowo w głośnikach zabrzmiał komunikat o opóźnieniu wynoszącym 40 minut. Później systematycznie się zwiększało.

Co najmniej przez dwie godziny nikt nie podjął decyzji o tym, że należy załatwić zastępczy transport.

- relacjonuje czytelniczka dla Dziennika Wschodniego. Podróżni znaleźli się w martwym punkcie, pociąg jest bowiem głównym środkiem transportu, którym można pokonać tę trasę z Suśca. Po kolejnych minutach oczekiwania zjawił się zastępczy szynobus, jednak, ku zdziwieniu pasażerów, wcale nie ruszył w kierunku Lublina. Zaczął jechać w przeciwnym kierunku.

Pechowa passa

Po tym, jak do Suśca dotarł zastępczy szynobus, pasażerów wprawił w konsternację fakt, że zamiast w kierunku Lublina — jedzie on w stronę Jarosławia. Finalnie okazało się, że wysłano go na spotkanie z pociągiem, który pierwotnie miał dowieźć podróżnych na miejsce. Jak wyjaśnia rzeczniczka lubelskiego zakładu spółki POLREGIO:

Pociąg z Jarosławia został początkowo naprawiony przez maszynistę, ale w czasie jazdy wynikła następna awaria. Dlatego podjęto decyzję, żeby sprowadzić ten pojazd.

A zatem zastępczy szynobus, który zabrał pasażerów z Suśca, udał się po ten uszkodzony, aby go odholować. 

Ciąg dalszy koszmarnej podróży

Cała podróż trwała bardzo długo, szynobus klekotał, nie dało się zdrzemnąć, komunikaty w kółko się powtarzały. Do tego w zastępczym szynobusie nie było kontaktu, żeby podładować rozładowujące się telefony  — relacjonuje Dziennikowi Wschodniemu czytelniczka, pani Justyna. Wreszcie po niemal pięciogodzinnym opóźnieniu pasażerom udało się dotrzeć do Lublina minutę przed 2:00 w nocy. - Jak na te czasy, to sytuacja jest nie do pomyślenia. - ocenia pasażerka. 

Źródło: Dziennik Wschodni 

Więcej o: