Polska to nie tylko duże, cieszące się popularnością miasta. To także wiele mniejszych miejscowości, które potrafią zachwycić nie mniej niż te najsłynniejsze. Poprosiliśmy ich mieszkańców i osoby, dla których są to miasta rodzinne, by wam o nich opowiedziały. Tak powstał cykl "Stąd jestem".
***
– Nawet raz wzięłam w nim udział i zajęłam dość wysokie miejsce – opowiada Zuzanna Rozmysłowska-Wasilewska, która od 29 lat mieszka w Gołdapi. Razem z mężem Piotrem Wasilewskim wychowują dwójkę dzieci: dziewięcioletniego Jaśka i 3,5-letnią Wiktorię.
– Oj, Zuzia, potrafi krzyknąć – śmieje się Piotr Wasilewski, prezes Fundacji Rozwoju Rejonu Gołdap. – Żartuję. Rzecz jasna. Dodam tylko, że poza Gołdapią Festiwal Krzyku odbywa się tylko w Japonii.
Zegar na rynku w Gołdapi Gazeta.pl
Rynek w Gołdapi Gazeta.pl
– Myślę jednak, że turyści nie tylko po to przyjeżdżają do Gołdapi, żeby sobie pokrzyczeć, ale żeby odetchnąć, wyciszyć się, zrelaksować – dodaje Zuzanna.
Tym bardziej, że od 2000 roku miasto ma status uzdrowiska o profilu borowinowo-klimatycznym, również dlatego, że oddycha się tutaj najczystszym powietrzem w kraju.
– 20 lat temu wywoływało to uśmiech na twarzach. Jak to? Status uzdrowiska z powodu czystego powietrza? Przecież czyste powietrze jest wszędzie, a tymczasem mija 20 lat i okazuje się, że w Polsce mamy coraz częściej z tym problem – zauważa Justyna Charkiewicz, która w Gołdapi mieszka od ponad 30 lat.
Tężnie są wieczorami oświetlone Gazeta.pl
– W Gołdapi jest sanatorium, pijalnia wód mineralnych, w 2014 roku w dzielnicy uzdrowiskowej stanęły tężnie – opowiada Piotr. – Czwarte pod względem wielkości tężnie solankowe mierzą 8 metrów wysokości i 220 metrów długości. Po ścianach wypełnionych gałęziami tarniny spływa solanka, która wydobywana jest z głębokości 646 metrów. Poza tym turyści mogą skorzystać z seansów w grocie solnej czy całorocznych minitężniach. Powstała też nowoczesna Promenada Zdrojowa z plażą, molo, placem zabaw i ścieżkami pieszymi i rowerowymi.
Tężnie w Gołdapi Maurizio Fabbroni / shutterstock
Tężnie w Gołdapi uzdrowiskogoldap.pl
– Tężnie i Promenada Zdrojowa to teraz moje ulubione miejsca w mieście – dodaje Zuza. – A na plac zabaw chętnie zabieram małą Wicię.
– To nie tylko relaks, ale również wzmocnienie odporności organizmu. Wytwarzający się wokół tężni mikroklimat o dużej zawartości jodu, bromu, magnezu, wapnia, potasu, sodu i fluoru leczy górne drogi oddechowe, zatoki, rozedmę płuc, nadciśnienie tętnicze, alergię czy depresję. W Pijalni wód można wypić wodę mineralną i leczniczą solankową, która usprawni trawienie. Zresztą muszę przyznać, że w Gołdapi w kranach płynie złoto, bo na co dzień pijemy wodę zmineralizowaną, nie w Pijalni wód, a w naszych domach – dodaje Piotrek.
Tężnie solankowe w Gołdapi uzdrowiskodoldap.pl
W dzielnicy uzdrowiskowej, nieopodal tężni, budowany jest zakład przyrodoleczniczy, w którym mają powstać baseny solankowe, gabinety zabiegowe i strefa spa. A w obecnie funkcjonującym sanatorium obecnie leczy się choroby narządu ruchu, górnych i dolnych dróg oddechowych, układu krążenia, otyłości czy problemów skórnych.
Pijalnia wód w Gołdapi Archiwum CIT w Gołdapi
– W stanie wojennym, w latach 1981-1982 w sanatorium internowano około 400 opozycjonistek. Wśród nich m.in. Annę Walentynowicz i Grażynę Kuroń. Do dziś krążą legendy o zachowaniu internowanych. Miejscowi mówią, że gdy w smutnych latach PRL-u można było jedynie pomarzyć o bananach, pomarańczach czy mandarynkach, kobiety miały ich pod dostatkiem i nawet rzucały się nimi. Krążyły opowieści o tym, gdy w akcie protestu przeciwko wywiezieniu ich z ośrodka na badania rozebrały się do naga i biegały po mieście w stroju Ewy. Trzeba jednak pamiętać, że nawet jeśli w porównaniu z więzieniem warunki miały dobre, to jednak były pilnowane i nie mogły wychodzić na zewnątrz. Do tego jeszcze ich strach potęgowała bliska odległość do Związku Radzieckiego - opowiada Piotr.
Na początku lat 80. XX wieku pod budynkiem ośrodka odsłonięto kamień wraz z tablicą pamiątkową Gazeta.pl
Jak czytamy na profilu na Facebooku Internowani.pl, "mimo pozorów 'wczasowego' charakteru obozu, repertuar szykan, represji, prób łamania charakterów był taki sam jak we wszystkich obozach w Polsce. W obozie w Gołdapi nie było przemocy fizycznej, tej poddano wiele kobiet tuż po zatrzymaniu i w czasie oczekiwania w 'dołkach' milicyjnych. W zamian za nią stosowano stare, wypróbowane metody policyjne: nękanie przesłuchaniami, częste rewizje, ograniczenia kontaktów z rodziną, a przede wszystkim rozmowy mające na celu skłonienie internowanych do podpisania deklaracji lojalności, tzw. lojalek. Próby te odnosiły raczej nikły skutek: jeśli nawet znalazły się kobiety, które taki papier podpisały, ukrywały to starannie, a władze sprzyjały postawom odmowy, ponieważ nie dotrzymywały obietnicy zwolnień w zamian za podpis. Wyjątkowo nikczemny charakter miała próba wymuszenia podpisania lojalki przez nauczycielkę ze Szczecina: uzależniono od podpisu zgodę na wyjazd na pogrzeb syna. Nauczycielka odmówiła, a społeczność Gołdapi przyjęła natychmiastową decyzję o strajku głodowym. Po kilkunastu godzinach SB ustąpiła, a miejscowi księża zorganizowali wyjazd samochodem do Szczecina".
Plaża miejska Archiwum CIT w Gołdapi
Bliskość Federacji Rosyjskiej w tym roku mocno uderzyła Zuzę. – Po raz pierwszy od 28 lat, po inwazji Rosji na Ukrainę, poczułam, że mieszkam przy granicy. To nie znaczy, że nad głowami latają nam bomby, a Rosjanie zaczęli gromadzić siły. Nic z tych rzeczy. Pojawił się lęk. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak blisko jest potencjalne zagrożenie. Staram się odgonić te myśli. Tym bardziej, że żyje się tutaj spokojnie, ale coś wisi w powietrzu – zauważa Zuza.
– I jesteśmy chronieni. W Orzyszu są wojska amerykańskie, mamy kilka jednostek wokół – dodaje Piotr. – Ja się nie boję. To sąsiedztwo jest dla nas naturalne, od zawsze wzajemne relacje układały się dobrze. Ciężko nam to wszystko zrozumieć, ciężko nam się z tym pogodzić, ale nie czujemy strachu. Z racji tego, że żyjemy przy granicy, nie czujemy się zagrożeni. Żyję tutaj już ponad 30 lat.
Płyniemy w rejs statkiem po jeziorze Gołdap. Granica polsko-rosyjska przecina taflę jeziora, które po rosyjsku nazywa się Krasnoje. Zachowujemy się grzecznie, z daleka widzimy biało-czerwone oznaczenia, ani nam w głowie stawiać na nogi straż graniczną. Na moją komórkę przychodzi SMS "Witaj w Rosji". Katamaran leniwie omija gniazdo perkoza.
Na Jeziorze Gołdap Gazeta.pl
Odwiedzając te tereny koniecznie trzeba wybrać się do gminy Dubeninki w pobliże miejscowości Bolcie, gdzie znajduje się trójstyk granic Wisztyniec. Tutaj spotykają się granice trzech państw – Polski, Rosji i Litwy. To historyczne miejsce, ponieważ już na mocy "traktatu melneńskiego" na wschód od Gołdapi zbiegały się granice państwa krzyżackiego, litewskiego i Korony. Dziś w tym miejscu stoi monolit, obok którego chętnie fotografują się turyści. Trzeba jednak pamiętać, że o ile na stronę litewską można swobodnie przechodzić, przekroczenie granicy Federacji Rosyjskiej może skutkować otrzymaniem mandatu w wysokości do 500 zł.
– Pamiętajcie, żeby nawet nie próbować postawić stopy po stronie rosyjskiej. Tu wszędzie są kamery – ostrzegała nas towarzysząca nam Justyna Charkiewicz.
Trójstyk granic Gazeta.pl
Granica z Federacją Rosyjską Gazeta.pl
Idąc na trójstyk granic, po drodze mijamy gospodarstwo rolnicze. Gospodarz mówi, że jak rano pieje kogut, to budzi trzy narody: Polaków, Litwinów i Rosjan. Mężczyzna zapewnia, że czuje się tu bezpiecznie. Niech nas jednak nie zmyli szlaban i znak graniczny, które można dostrzec na jego posesji. To nie znaczy, że jego dom znajduje się w Polsce, a obora już w Rosji. Gdy nasz kraj wchodził do Unii Europejskiej, słup i szlaban zostały mu podarowane.
Gospodarstwo tuż przy trójstyku granic Gazeta.pl
Gospodarstwo tuż przy trójstyku granic Gazeta.pl
Mostów w Stańczykach nikomu przedstawiać nie trzeba. Choć łatwo je pomylić, bo w Kiepojciach i Botkunach są podobne, ale znacznie krótsze i niższe (mają 16 metrów wysokości i 40 m długości). Te w Stańczykach rzeczywiście są imponujące, mają 250 m długości i 36 m wysokości. A ponieważ przypominają akwedukty włoskie czy też hiszpańskie, nazywa się je także Akweduktami Północy albo Akweduktami Puszczy Rominckiej.
Mosty w Stańczykach Gazeta.pl
Mosty w Stańczykach Gazeta.pl
Niemcy do ich budowy zatrudnili włoskich architektów jeszcze przed I wojną światową. Krążyło wiele spekulacji, że choć wiadukty zostały postawione, aby uruchomoć linię kolejową, pociągi nigdy tą trasą nie przejechały. Justyna Charkiewicz zapewnia, że pociągi od 1926 roku do 1944 roku jeździły regularnie po mostach w Stańczykach.
– Zachowały się w archiwach fotografie i filmy, a także rozkłady jazdy z pobliskich miejscowości, z których wynika, że pociąg kursował na tej trasie trzy razy dziennie. Warto dodać, że kolej w tamtych czasach z Gołdapi do Żytkiejm odległość 35 km pokonywała w 65 minut. Dla porównania kursujący do lat 90. z Gołdapi do Olecka pociąg na porównywalnym dystansie 35 km jechał dwa razy dłużej – opowiada Charkiewicz.
Mosty w Stańczykach Gazeta.pl
Nieopodal mostów stanęła wieża widokowa Gazeta.pl
Gdy jesienią 1944 roku na ten teren wkroczyli Rosjanie, rozebrali linię kolejową i wywieźli w głąb Rosji. Mosty od kilku lat są prywatną własnością, ale na szczęście właściciel wywiazuje się z umowy zawartej przy sprzedaży i je remontuje. Niedawno vis a vis mostów w Stańczykach w Parku Krajobrazowym Puszczy Rominckiej powstała wieża widokowa. Można z niej podziwiać wiadukty i dwa jeziora Tobellus Duży i Tobellus Mały.
26 km na zachód od Gołdapi, na skraju Rysiego Bagna i skraju Lasów Skalistych w Rapie koło Żabina można podziwiać najprawdziwszą piramidę, w której znajdują się zmumifikowane ciała żyjącej tutaj niegdyś rodziny Farenheidów.
– To największa leśna lodówka w tej części Polski – zdradza Piotr.
– Sądziłam, że grobowiec – dopytuję.
– Niektórzy mówią, że to symbol masonerii – nie daje za wygraną Wasilewski.
Piramida w Rapie Gazeta.pl
Piramida w Rapie rzeczywiście zajmuje wielu naukowców. Przyjęło się sądzić, że grobowiec został wybudowany w 1811 roku i pochowano w nim wnuczkę budowniczego Johanna Friedricha-Ninette. Wszystko jednak wskazuje na to, że budowla jest starsza. Historycy dotarli do daty 1793, kiedy to zmarła Friderike – żona Farenheida. Pierwotnie sądzono, że w piramidzie pochowano pięciu członków rodziny – budowniczego z żoną, jego dzieci i wnuczkę. Z najnowszych badań wynika, że było ich siedmioro.
Piramida w Rapie Gazeta.pl
– Po II wojnie światowej, gdy zaczyna się odkrywanie tych terenów, jeden z podróżników dociera do wnętrza grobowca i relacjonuje, że odkrył w nim doskonale zmumifikowane ciała. Pisze, że jest w stanie zajrzeć nieboszczykom w oczy. Nie wszyscy jednak potrafią uszanować pamięć po zmarłych. Miejscowa ludność zaczęła dobierać się do zwłok, niszczyć obiekt. Proces dewastacji trwał aż do lat 90., kiedy to piramida została wpisana do rejestru zabytków. Zaczęły się wtedy prace zabezpieczające i zamurowano wejście do piramidy – opowiada pani Justyna.
Piramida w Rapie Gazeta.pl
– Ciekawe są natomiast odkrycia dr Jerzego Marka Łapo, który na co dzień pracuje w Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie – wtrąca Piotr. – Badacz odrzucił domysły, że piramida była symbolem masonerii i postawił tezę, że pierwotnie była... lodówką. W tamtym czasie na zachodzie Europy zaczęto stawiać lodówki w kształcie piramidy. Za tezą dr Łapo przemawia ulokowanie obiektu na terenie bagnistym, blisko zbiorników wodnych. Zimą szybko i łatwo można było lód przetransportować do piramidy, w której nawet do maja czy czerwca zachowywał swoją konsystencję. Dopiero z czasem postanowiono przekształcić ją na grobowiec i po kolei chowano tam poszczególnych członków rodziny.
– Dr Łapo odkrył również, że Farenheidowie, którzy żyli na tych ziemiach i Farenheit - twórca skali pomiaru temperatury - mieli wspólnego przodka - dodaje pani Justyna.
Piramida w Rapie uzdrowisko.goldap.pl
Symbolem miasta są jelenie Archiwum CIT w Gołdapi
Puszcza Romincka nazywana jest polską Tajgą, a symbolem miasta jest jeleń. To tutaj polował cesarz Wilhelm II, upamiętniają ten fakt liczne kamienie. Rogi jelenia znajdują się na fladze powiatu Gołdapskiego, a na ulicy Lipowej w mieście stoi jego posąg. Populacja jeleni odrodziła się, a do tego zarówno w Puszczy Rominckiej, jak i Boreckiej są żubry. W tej pierwszej żyje wprawdzie maleńkie stadko, ale te dostojne zwierzęta zaaklimatyzowały się i przychodzą na świat młode. W Puszczy Boreckiej żyje ok. 60 osobników.
Odwiedzając ten teren, trzeba pamiętać, że to Mazury Garbate. – Teren w naszym regionie jest dość mocno pofałdowany i dość mocno zalesiony. W krajobrazie nie dominują jeziora, jak u naszych sąsiadów w Krainie Jezior Mazurskich. Jezior jest mniej i nie są też takie głębokie jak na Suwalszczyźnie, ale za to są dzikie i nieodkryte – zauważa pani Justyna.
Piękna Góra Archiwum CIT w Gołdapi
"Garby" dodają uroku regionowi, ale także zapewniają całoroczną ofertę. Na Pięknej Górze zimą funkcjonuje centrum sportowe, można z powodzeniem korzystać z zimowego szaleństwa, na narciarzy czekają wyciągi, kolej krzesełkowa, trasy narciarskie. Można też wypić kawę w obrotowej kawiarni. A na miłośników narciarstwa biegowego czekają w Lasach Kumiecie trasy narciarskie. Tradycją, choć przerwaną przez pandemię jest Bieg Jaćwingów.
Na pytanie, jakie danie najbardziej lubią, moi rozmówcy zgodnie wymieniają kartacze, bo ten region słynie z potraw z ziemniaka.
Kiszka ziemniaczana, placki ziemniaczane i właśnie kartacze można skosztować w niemal każdej restauracji. Te ostatnie to kluski ziemniaczane wykonane z mieszaniny surowych i gotowanych kartofli, o podłużnym kształcie wypełnione mięsnym farszem.
Za taki zestaw w restauracji Matrioszka zapłacimy 30 zł Gazeta.pl
Co roku odbywa się festiwal Kartaczewo, na którym nie tylko lokalni przedsiębiorcy prezentują swoje przysmaki, ale również mieszkańcy biorą udział w konkursie na najlepiej przygotowane kluski. Odbywają się też mistrzostwa w jedzeniu na czas. Podczas ostatniej imprezy, która odbyła się kilka dni temu, w ciągu kilku godzin na stoiskach sprzedanych zostało około 12 tysięcy kartaczy.
Zastanawiacie się, gdzie spędzić urlop? Odpocząć od pędu codziennego życia? Zatrzymać się na chwilę i jednocześnie nie zbankrutować? Gołdap jest idealnym miejscem na skołatane nerwy.
– A jaka jest poprawna odmiana nazwy? – dopytuję.
– Zawsze mówię, że Gołdap jest piękną kobietą. Zapraszam do Gołdapi – mówi na koniec pani Justyna.
JAK DOJECHAĆ:
Poznaj też poprzednie odcinki naszego cyklu "Stąd jestem". Znajdziesz je tutaj >>
Uważasz, że twoja miejscowość powinna znaleźć się w naszym cyklu i chcesz o niej opowiedzieć? A może znasz kogoś, kto chętnie podzieli się z nami opowieścią o miejscu, z którego pochodzi? Napisz do nas na adres podroze@agora.pl.