Bartłomiej Kubkowski od dwóch lat jest wolontariuszem fundacji Cancer Fighters. Przepłynięcie Bałtyku wpław zadedykował właśnie podopiecznym organizacji. Założył także zrzutkę, która już przebiła założony cel.
Sportowiec zakładał, że do Szwecji dopłynie w 60 godzin. "Będzie to wyścig, w którym nie będę mógł spać, czy wyjść na łódź asekuracyjną, żeby odpocząć. Będzie to ogromne wyzwanie nie tylko dla mnie, ale też dla całego supportu, który będzie mnie wspierał i podawał posiłki i napoje podczas płynięcia" - możemy przeczytać na stronie zrzutki. Kubkowski podkreślał, że dla niego "to tylko trzy dni wysiłku, a dla wielu z tych małych wojowników to miesiące, a czasami nawet lata walki z chorobą, na którą chciałbym zwrócić uwagę".
Po ponad 32 godz. i 30 minutach pływania niestety musiał zrezygnować z realizacji celu. W tym czasie przepłynął ok. 120 kilometrów. Do realizacji celu zabrakło mu 50 km.
"Niestety musiałem opuścić trasę ze względu na złe warunki pogodowe. Moja ekipa dostała informacje od kapitana, że jest bardzo niebezpiecznie, pogoda diametralnie się zmieniła, a ja nieświadomy przez 4 godz. stałem w miejscu" - powiedział w filmie opublikowanym na Facebooku. - "Jest mi teraz bardzo przykro. Jest we mnie teraz bardzo dużo emocji."
"Niestety, ze względu na mocne prądy i pogarszającą się pogodę ostatnie 50 km pokonywałbym od 25 do nawet 60 godzin. Za namową kapitana i po konsultacji z moim zespołem podjąłem decyzję o wycofaniu się. Po 32 godzinach i 30 minutach" - czytamy w mediach społecznościowych.
"Zatrzymałem się w wodzie na 10 minut i analizowałem, czy jestem w stanie płynąć jeszcze 50 godzin. Dodając do już przepłyniętych 32 godzin kolejnych 50, zrozumiałem, że nie byłbym w stanie płynąć 82 godziny i nie spać. Skończyłoby się to niedobrze dla mojego organizmu. Zdecydował zdrowy rozsądek. Nawet kapitan łodzi asekuracyjnej powiedział, że jemu z powodu zmęczenia trudno jest utrzymać kurs. Wiedziałem, że Bałtyk dalej nas nie puści. To żywioł. Dlatego zdecydowałem o zakończeniu akcji" - mówił dziennikarzowi "Gazety Wyborczej".
Mimo że Kubkowski nie zrealizował założonego planu i nie trafi do Księgi Guinnessa, nie może powiedzieć o sobie, że jest przegranym. Na zrzutce do godz. 15.30 zebrano ponad 90 tys. zł. W tej sytuacji sportowiec może powiedzieć o sobie, że jest zwycięzcą. Zrzutkę można wesprzeć TUTAJ.
Jak przystało na prawdziwego sportowca, którego charakteryzuje dyscyplina i hart ducha, Kubkowski zapewnia, że nie zrezygnuje z przepłynięcia Bałtyku. "Jest jeszcze przyszły rok i to na pewno nie ucieknie" - mówi na koniec nagrania.
Źródło: sport.pl / "Gazeta Wyborcza"