Tragedia w Tatrach, której przyczyny przez lata były niewyjaśnione. Zginęli prawie wszyscy uczestnicy wyprawy

Jest lato roku 1925, gdy rodzina Kaszniców i taternik Ryszard Wasserberg schodzą z Lodowej Przełęczy do Doliny Jaworowej. Podczas wędrówki musieli zmagać się z załamaniem pogody. To była ostatnia podróż dla prawie wszystkich z grupy, która wyszła w góry. Tylko Waleria Kasznicowa wyszła z tego bez szwanku. Co tak naprawdę stało się na przełęczy?
Dziś nadeszła z Zakopanego wiadomość, że na Przełęczy Lodowej, po czeskiej stronie Tatr, Prokurator Najwyższego Sądu Kasznica, wraz z synem i jedną nieznaną osobą, padli ofiarą turystyki. Znaleziono ich martwych. Dotąd nie wyjaśniono, czy zgon spowodowany był upadkiem, czy przez zamarznięcie. Pogotowie udało się na miejsce katastrofy, aby przewieźć ofiary nieszczęśliwego wypadku do Zakopanego

- tę notatkę można było przeczytać 7 sierpnia 1925 roku w "Ilustrowanym Kuryerze Codziennym". Na pierwszy rzut oka ów wypadek nie różnił się niczym od innych. Podejrzenie śledczych wywołał fakt, że jedna osoba przeżyła — była to żona prokuratora, Waleria Kasznicowa. Co stało się na Przełęczy Lodowej? Czy był to zwykły wypadek? A może potrójne morderstwo?

Więcej podobnych artykułów znajdziesz na stronie Gazeta.pl.

Warszawscy amatorzy wybierają się w Tatry. Nikt nie spodziewał się tragedii

3 sierpnia 1925 r. w schronisku Teryego (Teryho Chata) w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich małżeństwo Kaszniców wraz z 12-letnim synem posila się przed wyprawą w góry. W planach mają powrót do Zakopanego przez Lodową Przełęcz, która położona jest na wysokości 2372 m n.p.m.

Na początku nic nie zapowiada nadchodzącej tragedii, choć pogoda jest niepewna i 46-letni prokurator Kazimierz Kasznica też jest pełen obaw. Przed nim długa droga, którą musi pokonać z 38-letnią żoną i dzieckiem. Do tego sam nie jest doświadczony w wysokogórskiej turystyce. O pomoc prosi studentów i doświadczonych taterników - Jana Alfreda Szczepańskiego, Stanisława Zarębę, Alfreda Szczepańskiego oraz Ryszarda Wasserberga, których spotykają w schronisku. Ostatecznie mężczyźni w góry ruszają za namową tego ostatniego.

Około godziny 12.00 dwie grupy wychodzą ze schroniska. Mało doświadczona rodzina niezbyt dobrze radzi sobie na szlaku, co trochę irytuje pozostałych uczestników wyprawy. Wędrówka najwięcej problemów sprawia staremu Kasznicy. Za każdym razem deszcz zalewa jego okulary, przez co zatrzymuje całą grupę. Wkrótce trójka taterników odłącza się od grupy i dalej idzie sama. Z Kasznicami zostaje jedynie 21-letni Ryszard Wasserberg. 

Śmiertelna Przełęcz. Kasznica skarży się na duszności. Ale nie tylko on. "Czuję się bardzo słaby"

Czworo wędrowców do Przełęczy Lodowej dociera dopiero około godziny 15:30, czyli trzy i pół godziny później. W tym momencie pogoda się załamuje. Deszcz zamienia się w grad, a wicher wzmaga coraz bardziej. Starają się jak najszybciej przejść grań, ale powoli tracą siły. Waleria od razu dostrzega, że coś jest nie w porządku. Kasznica skarży się na duszności. W pewnym momencie siada na kamieniu i z rezygnacją mówi: "Jestem bardzo zmęczony, dalej iść nie mogę". Liczy, że Wasserberg pomoże mu w przeprawie. Nie spodziewał się, że z jego ust usłyszy:

Czuję się także bardzo słaby…

Żona prokuratora prowadzi syna i studenta za skałę, częstuje ich koniakiem oraz czekoladą. Ma nadzieję, że to pomoże, że alkohol ich wzmocni, a objawy znikną. Po chwili wraca do męża. Mężczyzna zaczyna coraz bardziej niedomagać, a jego stan jest ciężki. Nie ma siły się ruszyć. Jemu również żona daje trochę koniaku.

To początek agonii, której nikt się nie spodziewał. Waleria wraca do potomka i taternika. Obaj są bliscy śmierci. Wasserberg majaczy i domaga się rewolweru, a kobieta nie rozumie znaczenia jego słów. Kasznicowa się zrywa i pędzi do swojego małżonka. Zimny pot zalewa jej czoło, bo okazuje się, że jej ukochany mąż nie żyje. Znowu wraca do dwóch pozostawionych za skałą mężczyzn. Syn leży martwy w śniegu, a kilka kroków od niego znajduje się ciało Wasserberga. Na głowie młodego studenta kobieta zauważa ranę. Czyżby próbował iść i upadł?

Prokuratorowa, która jako jedyna nie wykazywała żadnych objawów, czuwa przy trupach przez 37 godzin. W końcu schodzi sama na Łysą Polanę. Tam spotyka naczelnika Pogotowia Tatrzańskiego Mariusza Zaruskiego. Niezwłocznie informuje go o tym, co się stało. Ratownicy znoszą ciała.

Morderstwo czy wypadek? "Pozostaje przy zwłokach przez dwie noce i półtora dnia"

Kilka dni po tragedii, 11 sierpnia 1925 roku, "Ilustrowany Kuryer Codzienny" publikuje artykuł "Półtora dnia i dwie noce przy zwłokach", w którym sugeruje, że śmierci nie są przypadkowe, a winna jest właśnie Waleria. Dowodem na to miał być jej "spokój" podczas rozmowy z ratownikami. 

To opowiadanie pani Kasznicowej jest niezmiernie dziwne. Pozostaje przy zwłokach przez dwie noce i półtora dnia, bez względu na zimno i niepogodę, które zresztą znosi doskonale, ma wiele przytomności

- czytamy w artykule. W związku z tym pojawiło się wiele pytań i teorii spiskowych. Dlaczego tylko mężczyźni, w tym młody i pełen sił Wasserberg, zginęli? Czemu Waleria nie miała żadnych objawów? Czy otruła męża, syna i taternika? A może to prokurator Kasznica miał wrogów i otrzymał w "prezencie" zatruty koniak?

Przeprowadzono sekcję zwłok. U każdej z ofiar doszło do zatrzymania akcji serca i obrzęku płuc. Dodatkowo starszy Kasznica miał wadę serca, która mogła doprowadzić do zawału. Pół roku po zdarzeniu, 12 grudnia 1925 roku w "Ilustrowanym Kuryerze Codziennym" pojawił się krótki artykuł, w którym napisano, że "wykluczono nienaturalne przyczyny śmierci", zaś "nagłe zgony przypisuje się niekorzystnym warunkom atmosferycznym, przemęczeniu i predyspozycji wynikających z wad organicznych". Chociaż przyjęto, że był to wypadek, wiele osób twierdziło, że Waleria jest morderczynią. Kobieta do swojej śmierci w 1932 r. nie potrafiła otrząsnąć się z traumy. Straciła najbliższe osoby, a media i otoczenie oskarżały ją o zbrodnię. 


Dopiero po latach, w 2015 roku, dzięki dziennikarskiemu śledztwu Macieja Kwaśniewskiego, po części rozwiązano zagadkę Przełęczy Lodowej. Wszystkie ofiary miały mieć bowiem problemy z sercem, które dały o sobie znać podczas trudnej wyprawy. Ale w środowisku wspinaczy i miłośników gór historia do dziś uchodzi za jedną z najbardziej tajemniczych śmierci w Tatrach.  

Źródło: Onet.pl, Kryminatorium, "Ilustrowany Kuryer Codzienny"

Więcej o: