Prof. Paweł Sowiński na antenie Polskiego Radia opowiadał, że choć w 1945 roku powołano Fundusz Wczasów Pracowniczych, to czas wolny dla ludzi pracy był abstrakcją. Na początku na wczasy nie wysyłano całych rodzin, każdy jeździł osobno, ewentualnie z dzieckiem. Jeszcze w latach 60. kierowano na wczasy jedną osobę z rodziny. Wysyłano albo samych robotników, albo tylko matki z dziećmi.
Przyjęło się sądzić, że za czasów Edwarda Gierka Polska ruszyła do przodu i zaczął się czas prosperity. Już dzisiaj wiemy, że jego polityka doprowadziła do chwilowego ożywienia gospodarczego, a nasz kraj dopadło wieloletnie spowolnienie gospodarcze. Przez chwilę naszym dziadkom i rodzicom żyło się lepiej.
Pierwszą wolną sobotę wprowadzono w lipcu 1973 roku. W kolejnych latach coraz częściej dawano pracownikom wolne w szósty dzień tygodnia, ale jeszcze w roku 1979 wolnych sobót było zaledwie czternaście. W niedziele odbywały się różne festyny, na przykład "Trybuny Ludu". Organizowano różne święta branżowe, świętowano dzień górnika, metalowca, stoczniowca.
Jednak Polacy żyjący w PRL-u nie potrafili wypoczywać. Z badania przeprowadzonego w latach 70. przez redakcję "Przekroju" takiej właśnie odpowiedzi udzieliło aż 80 proc. respondentów. Musieli się tego nauczyć zwykli ludzi, ale też i państwo. W tym celu jeszcze w latach 50. zatrudniono specjalną osobę. "Kaowiec doradzał ludziom, którzy nigdy nie odpoczywali, w oswojeniu się z tą ideą. To byli często ludzie, którzy mieli obawy, nie wiedzieli, jak chwycić nóż i widelec, jak się zachować w stołówce, jak się ubrać. Kaowiec organizował im czas" – opowiadał prof. Sowiński. Pamiętacie postać kaowca z kultowego "Rejsu" w reżyserii Marka Piwowskiego? Stanisław Tym wcielił się właśnie w taką osobę, która ma organizować uczestnikom rejsu wolny czas.
Historycy zwracają uwagę, że państwowe ośrodki wypoczynkowe bardzo często pozostawiały wiele do życzenia. Domki letniskowe i pokoje hotelowe oferowały niską jakość, podobnie jak posiłki, których symbolem były paprykarz szczeciński i serek topiony.
Powoli jednak zaczęło się pojawiać więcej możliwości spędzania wolnego czasu. Po odwilży 1956 roku poszczególne zakłady pracy mogły organizować Polkom i Polakom wakacyjny wypoczynek, a w latach 70. gdy standard życia nieco się poprawił, zaczęła również rozwijać się turystyka.
Gdy więc standard ośrodków wczasowych wołał o pomstę do nieba, Polacy chętnie spali pod namiotem. Rozbijali się często na dziko, posiłki przyrządzali na tzw. kocherach – zestawach do gotowania na gazie. Jeśli byli szczęśliwymi posiadaczami fiata 126p mogli przyczepić do niego ówczesną nowość - przyczepę N126 z otwieranymi oknami, zlewozmywakiem i instalacją elektryczną.
Jeśli nie byli zmotoryzowani, mogli ruszyć w podróż na stopa. Wówczas autostopowicze posługiwali się specjalnymi książeczkami z kuponami. Życzliwi kierowcy mogli potem wziąć udział w loterii nagród.
Poza tym dzieci wjeżdżały na obozy i kolonie, a dorośli, mogli otrzymać w zakładzie pracy przydział działki. Wakacje na działce to do dziś lubiany przez polskich turystów sposób wypoczywania.
Za Gierka Polacy mogli dysponować niewielką kwotą dolarów i potem wydawać je na wczasy w państwach Bloku Wschodniego, np. w Bułgarii czy na Węgrzech. Oglądaliście "Zupę nic" Kingi Dębskiej? W tej sentymentalnej komedii można zobaczyć rodzinę Makowskich, która załadowanym po brzegi maluchem, fiatem 126p wybiera się właśnie na wczasy do Bułgarii. Nie tylko na wakacje, ale aby sprzedać firany, samowary czy inne produkty.
"Istnieli turyści handlujący. Można było zbilansować koszty, zabierając do walizki coś na sprzedaż. Niektórzy wracali z takich wakacji, mając więcej pieniędzy niż przed wyjazdem" – opowiadał prof. Paweł Sowiński w audycji Polskiego Radia. W latach 70. szczególną też popularnością cieszył się przewodnik "Europa za sto dolarów" Teresy Torańskiej.
Ludzie władzy chętnie wypoczywali w Związku Sowieckim, szczególnie na Krymie. Gdy latem 1980 roku Edward Gierek spędzał tam urlop, został zaskoczony wybuchem społecznych protestów. Wrócił z wakacji w złym humorze.
***
Podczas pracy nad artykułem korzystałam z książki Wojciecha Przylipiaka, "Czas wolny w PRL-u", a także audycji w Polskim Radiu oraz artykułu na stronie dziennikpolski24.pl.