Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Ma około pół metra szerokości, w 2014 roku uderzył w ocean nieopodal wybrzeża Papui-Nowej Gwinei. Znaczna część meteorytu najprawdopodobniej spłonęła w momencie przelotu przez ziemską atmosferę. Choć obiekt może pochodzić spoza naszego Układu Słonecznego i stanowić istotne źródło informacji, w środowisku naukowym toczy się zaciekle dyskusja. Część danych odnośnie meteorytu jest bowiem objęta ścisłą tajemnicą.
O potencjalnie międzygwiezdnym pochodzeniu obiektu po raz pierwszy wspominał profesor Harvardu Avi Loeba oraz jego student Amira Siraja. Jak przekonuje duet badaczy, obiekt ten może dostarczyć istotnych informacji i należałoby poddać go dalszym badaniom. Z kilku powodów nie jest to jednak takie proste. Po pierwsze, podczas uderzenia meteoryt rozbił się, a jego odłamki zostały rozproszone na dnie oceanu — należałoby zatem przygotować specjalną misję wydobycia fragmentów z głębin. Mimo wszystko nie jest to największa trudność, na jaką napotkali na swojej drodze badacze.
Profesor Loeba oraz jego uczeń od kilku lat przekonują, że meteoryt może pochodzić spoza naszego Układu Słonecznego; wnioski te wysnuli na podstawie danych katalogowych dotyczących trajektorii obiektu. Jak informuje portal National Geographic:
Poruszał się z prędkościami, które sugerują, że może nie być związany w studni grawitacyjnej Słońca.
W tym momencie pojawił się jednak pewien problem. Okazało się, że dane, z których korzystano podczas pomiaru uderzenia obiektu w Ziemię, pochodzą z satelity szpiegowskiego Departamentu Obrony USA. Został zaprojektowany głównie po to, aby śledzić ziemskie działania wojskowe. W związku z tym szczegółowe wartości pomiaru objęte są ścisłą tajemnicą, co przysparza naukowcom wielu trudności. Z jednej strony amerykańscy wojskowi obawiają się, że opublikowanie tak dokładnych parametrów ujawni możliwości ich satelity i będzie stanowić bezpośrednie zagrożenie. Z drugiej strony — bez szczegółowych informacji naukowcy wstrzymują się od oficjalnego zaklasyfikowania meteorytu jako obiektu międzygwiazdowego.
Jednak ponad osiem lat później, w kwietniu 2022 roku główny naukowiec Dowództwa Operacji Kosmicznych Sił Kosmicznych USA postanowił dokonać przeglądu tajnych danych. Dzięki nim Amerykańskie Dowództwo Kosmiczne potwierdziło to, co wielu naukowców od dawna podejrzewało: CNEOS 2014-01-08, bo taką nazwę katalogową nosi obiekt, podążał trajektorią międzygwiezdną. Jak podaje National Geographic:
Oszacowanie prędkości zgłoszone NASA jest wystarczająco dokładne, aby wskazać trajektorię międzygwiezdną.
Mimo wszystko oficjalna klasyfikacja obiektu zostaje odroczona do momentu, kiedy nie uda się w pełni go przebadać — co utrudnia fakt rozproszenia fragmentów meteorytu na dnie oceanu.
Źródło: National Geographic, Harvard University