120 dni w roku. Tyle czasu kołobrzescy rybacy spędzają na pełnym morzu. Jeszcze miesiąc i ruszą do pracy. Teraz są na postojowym, bo od 1 maja do 31 sierpnia obowiązuje ich zakaz połowów, który wynika z ochrony dorsza w Morzu Bałtyckim. Ochrony nie byle kogo, bo króla Bałtyku, który dziś może zniknąć. Historycznie osiągał maksymalnie nawet 1,5 metra i dożywał 25 lat. W obecnych czasach trudno spotkać osobniki większe niż 30 centymetrów, populacja tego gatunku znika. Naukowcy z Międzynarodowej Rady Badań Morza (ICES) od 2019 roku rekomendują całkowite zaprzestanie połowów na wschodnim bałtyckim stadzie dorsza.
Od połowy 2019 roku zaczęto wprowadzać zakazy połowów kierunkowych. Co roku (ICES) przedstawia Komisji Europejskiej swoje rekomendacje dotyczące limitów powołowych oraz zakazów łowienia. Na 2022 rok utrzymano w mocy zakaz połowów dorsza, a także zwrócono uwagę na konieczność odbudowania stada śledzia. W czerwcu opublikowano zalecenia na przyszły rok, rekomendując utrzymanie zakazu połowu dorszy na Bałtyku Wschodnim oraz łososi na całym Morzu Bałtyckim. Zgodnie z zaleceniami ICES na Bałtyku Wschodnim (podobszary 25-32) nadal ma obowiązywać całkowity zakaz połowu dorszy. Na Bałtyku Zachodnim (podobszary 22-24) rybacy w 2023 roku będą mogli odłowić tylko 926 ton tej ryby.
Kołobrzescy rybacy pływają na podobszarze 24-25. To rejon pomiędzy Bałtykiem Zachodnim a Wschodnim częściowo więc będą mogli łapać dorsza. W tym roku jednak zakaz jest wciąż utrzymany, a dorsz, który serwowany jest w restauracjach czy smażalniach pochodzi z Oceanu Atlantyckiego, więc na pewno jest mrożony.
Jak czytamy w rekomendacji naukowców z Międzynarodowej Rady Badań Morza, zły stan dorsza we wschodniej części Morza Bałtyckiego jest w dużej mierze spowodowany zmianami biologicznymi w stadach w ciągu ostatnich dziesięcioleci. "Wzrost, kondycja (waga przy długości) i wielkość przy dojrzewaniu znacznie się zmniejszyły. Zmiany te wskazują, że stado jest zagrożone i oczekuje się, że będzie miało zmniejszony potencjał reprodukcyjny. Śmiertelność naturalna wzrosła i szacuje się, że w ostatnich latach jest znacznie wyższa niż śmiertelność połowowa" – alarmują ichtiolodzy.
Dorsza trzeba chronić, ale co z innymi rybami? Czy osoby zajmujące się rybołówstwem wyciągają z Bałtyku puste sieci? Przyjęło się bowiem sądzić, że ryb w naszym polskim morzu nie ma. – Są, tylko zależy, które – rozwiewa moje wątpliwości Marcin Mojsiewicz, prezes zarządu Organizacji Producentów Ryb w Bałtyku. – Dwa lata temu w porcie Kołobrzeg wszystkie jednostki rybackie wyładowały rekordową liczbę – 45 tys. ton ryb. Zwykle co roku jest to ok. 30 tys. ton. To prawda, że dorsza należy chronić i doprowadzić do odbudowy stad, ale flądra i szprota mają się całkiem dobrze. Liczebność stad szproty utrzymuje się praktycznie od lat na niezmiennym poziomie. Zaczyna być problem ze śledziem, którego biomasa z roku na rok maleje.
– Flądra nie jest zagrożona, ale to nie znaczy, że w smażalniach serwowana jest prosto z kutra – mówi Mojsiewicz. – W niektórych restauracjach czy smażalniach, które współpracują z małymi jednostkami rybackimi, rzeczywiście czasem można trafić na taki rarytas. W większości miejsc jest mrożona. Wynika to ze wspomnianego już zakazu połowu, który obowiązuje nas do 31 sierpnia. Najlepsza do spożycia płastuga jest w styczniu i do połowy lutego. Przed tarłem. Wtedy jest dosyć tłusta, nie ma jeszcze wytworzonych gonad. Teraz w sezonie najpewniej restauratorzy w większości podają mrożone flądry.
– Podobnie jest z innymi gatunkami. Szprota najlepsza do spożycia jest od lutego do marca. My wtedy ją łowimy i mrozimy. Śledź najlepiej smakuje od maja do czerwca, ale z racji wprowadzanych zakazów, możemy go łapać dopiero na jesień – tłumaczy szef organizacji zrzeszających rybaków.
Po złowieniu ryby są sortowane i umieszczane w skrzynkach Organizacja Producentów Ryb Bałtyk
– Połowy jesienne muszą zapewnić przetrwanie firmom przetwórczym przez cały rok. Jedynym sposobem jest zamrożenie tej ryby. Dlatego w smażalniach kucharze przyrządzają potrawy z mrożonek, bo dozwolone połowy w sezonie nie zapewnią zapotrzebowania podczas wakacji - wyjaśnia pan Marcin.
Sortownica do ryb Organizacja Producentów Ryb Bałtyk
Przepisy dotyczące zakazów, limitów i czasu trwania zakazu są ustalane z roku na rok. – Każdy rok jest inny. Przepisy co jakiś czas się zmieniają. Dwa lata temu łapaliśmy ryby do czerwca, trzy lata temu okres postojowy trwał od lipca do sierpnia. W tym roku został rozszerzony do czterech miesięcy – informuje Mojsiewicz.
– To jest polityka, która ma na celu ochronę zasobów naturalnych, dlatego takie działania muszą być podejmowane. Czy nam się podoba, czy nie, akceptujemy ją, ponieważ koncentruje się na szerszym aspekcie, a nie na interesach biznesowych jednej grupy ludzi – podkreśla.
Baniaki na rybę Organizacja Producentów Ryb Bałtyk
Kołobrzeg od lat ściga się z Władysławowem o wielkość połowów. – Jednego roku wygrywamy my, innego oni – opowiada Mojsiewicz. – Gdyby nie było limitów połowów, moglibyśmy jeszcze więcej łapać, ale oczywiście trzymamy się zasad. Jedną z nich jest zrównoważone rybołówstwo. To właśnie dlatego polska flądra otrzymała certyfikat MSC. To znak, że płastuga pochodzi ze zrównoważonych połowów, legalnego i pewnego źródła. A od ubiegłego roku możemy cieszyć się przyznanym certyfikatem na szprotę.
Jak to jest możliwe, że kołobrzescy rybacy łowią tysiące ton ryb, gdy przyjęło się sądzić, że życie w Bałtyku jest na wymarciu?
– W strefie przybrzeżnej, w której łowiły mniejsze jednostki bazowe, rzeczywiście nie ma ryb. Nasze jednostki nie mają ani ograniczeń pogodowych, ani terytorialnych. Pływamy po całym Bałtyku. Póki jesteśmy w Unii Europejskiej, wymiana łowisk jest dozwolona. Do nas przypływają Szwedzi i Duńczycy, a my płyniemy do nich. Poza wodami terytorialnymi i strefą rosyjską możemy pływać po całym Bałtyku – wyjaśnia rybak.
Jeden z kutrów kołobrzeskiej jednostki Organizacja Producentów Ryb Bałtyk
– Zaczniemy się martwić, jeśli nasz kraj znajdzie się poza Unią Europejską – tłumaczy szef organizacji. – Główne nasze łowiska, na których poławialiśmy [tzw. strefa sporna] zostały oddane Duńczykom, w ramach umowy o Baltic Pipe. Wychodząc z unii, wracamy do wód ekonomicznych, na których planowane jest zbudowanie farmy wiatrowej. A to nie są warunki sprzyjające połowom. Szum i pole elektromagnetyczne sprawią, że ryba będzie uciekała. Od każdego urządzenia ma zostać poprowadzony kabel do lądu, który będzie utrudniać połowy. Na pewno też zostanie ograniczony ruch pomiędzy wiatrakami. Żeby poławiać w innych strefach ekonomicznych, trzeba podpisać umowy międzynarodowe, które obowiązywały nasz kraj, zanim weszliśmy do wspólnoty europejskiej. Jeśli umowy nie zostaną podpisane, morza do łowienia pozostanie nam niewiele. Nie zapominajmy też o rekompensatach, które otrzymujemy z UE i dopłatach do paliwa, gdyby nie one, nie przetrwalibyśmy – słyszę od pana Marcina.
– Nie smućmy się na zapas. Ja za miesiąc wracam do pracy, a państwu życzę: Udanego wypoczynku i radości z morza – mówi na koniec szef organizacji zrzeszającej rybaków.