Szczyt sezonu w Tatrach. Kolejka do kolejki na Kasprowym Wierchu

Wakacje w pełni, pogoda dopisuje, nic dziwnego, że w góry ruszyli miłośnicy wycieczek. Jednak jak co roku wybierając się czy to w Tatry, czy w Karkonosze trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Na profilu "Aktualne warunki w górach" opublikowano zdjęcie tłumów czekających na kolejkę, aby zjechać z Kasprowego Wierchu. Godzina była popołudniowa, nic więc dziwnego, że chętnych było tak dużo. Jednak wielu internautów chciało uderzyć w krytykancki ton. Administrator fanpage'a skutecznie powstrzymuje te zapędy, nakładając na nich bany. Kultura dyskusji toczy się więc na nieco wyższym poziomie.

Internauci radzą, żeby wstać wcześniej, aby uniknąć tłumów, inni tłumaczą, że dla dzieci wyprawa na Kasprowy Wierch jest wysiłkiem, rozwiązaniem jest więc skorzystanie z kolejki. A co z osobami starszymi? – dopytują inni. "Nie każdy może pozwolić sobie wejście lub zejście ze względów zdrowotnych" - dodają.

Zawsze powtarzam. Im więcej chętnych do kolejki, tym mniej na szlaku. Jak dla mnie bomba – pisze pan Krzysztof.
My weszliśmy na górę z dziećmi pieszo. Niestety zejść już nie chciały, więc zjechaliśmy – dodaje pani Joanna. 
Chcą, to niech jadą, to ich wybór – komentuje pani Iwona. 
Leniuszki – zauważa inna internautka.

Śnieżka też oblegana

W Karkonoszach też tłumnie. Przewodnik turystyczny, który prowadzi profil na Facebooku "Wyszedł Z Domu - Relacje z Przestrzenią", opublikował nagranie spod Śnieżki. "Szczyt sezonu w Karkonoszach? To chyba teraz" – napisał.

Rok temu Piotr Jochymek, przewodnik sudecki, który prowadzi wspomniany profil, wystosował apel do turystów, którzy próbują bez odpowiedniego przygotowania, często z małymi dziećmi, wspiąć się na górę. Zwrócił też uwagę na zadeptywanie najwyższego szczytu Sudetów. "Trzymaj się, Śnieżko!" - napisał wówczas. Jak widać, słowa Jochymka wciąż pozostają aktualne. 

Przewodnik zwracał wówczas uwagę, że "Śnieżka to topowa góra w kraju, jeśli chodzi o liczbę odwiedzających. (…). Ale już dziś można powiedzieć, że sytuacja przeludnienia tego obszaru gór staje się powoli normalnością i nie powinna dziwić". Piotr Jochymek przyznał, że jeszcze trzy lata temu widoki tłumów ciągnących na szczyt szokowały, teraz już mu spowszedniały. I choć przyzwyczaił się, że ostatnie 300 metrów na Śnieżkę jest zakorkowane i idzie się bardzo powoli, wciąż denerwuje się, że turyści próbujący zdobyć szczyt, idą w górę kompletnie nieprzygotowani.

Trzeba ograniczyć przepływ turystów

Przewodnik sugeruje, żeby w trosce o przyrodę wprowadzać limity. "Natura nie jest z gumy, ma swoje limity. Pracujemy, żyjemy z ludzi, którzy do nas przyjeżdżają, ale musimy znać umiar, musimy umieć w którymś momencie powiedzieć 'starczy', bo stracimy część walorów, które posiadamy. W Naturze nic nie pozostaje bez konsekwencji" - apelował wówczas Jochymek.

Podobnego zdania jest Lechosław Herz, krajoznawca i przyrodnik. "Może jednak już czas, żeby bardziej kontrolować przepływ turystów?" - zastanawiał się na łamach "Gazety Wyborczej".

"Jeśli frekwencja w ciągu roku przekroczy 5 mln wejść, to należałoby pomyśleć o limitach wejść w Tatry"  - podkreślił Herz. Przyrodnik zastanawiał się nad stopniowym wprowadzeniem ograniczeń i wprowadzeniem na początek limitów na najbardziej zatłoczone szlaki.

Park Narodowy Gór Stołowych przeciera szlaki

Jak do tej pory tylko jeden park zdecydował się na wprowadzenie limitów. To Park Narodowy Gór Stołowych, który wprowadził ograniczenia na dwie najpopularniejsze trasy: na Błędnych Skałach i Szczelińcu Wielkim. Na szlaki na godzinę może wchodzić 400 osób.

Źródła: Wyszedł Z Domu - Relacje z Przestrzenią / Aktualne warunki w górach / wyborcza.pl / Gazeta.pl 

Więcej o: