Najlepiej pójść Długim Targiem do Motławy, a później, trzymając się prawego nabrzeża, iść w prawo. Już po kilkudziesięciu metrach ucichnie gwar turystów i zanurzymy się w Gdańsk kostropaty, trochę zaniedbany, trochę dziki, jakby tużpowojenny. Dzieci łowią ryby (przed chwilą wyciągnęły sporego szczupaka), mężczyźni w rozciągniętych podkoszulkach piją piwo. Wąska ścieżka oddziela Motławę od rzędów kamieniczek z oknami wychodzącymi na rzekę. Wyszczerbione schodki, kilka malw i słoneczników, dużo kotów, gołębniki. Choć wciąż jesteśmy na Starówce, zupełnie tu inaczej niż w okolicy Żurawia.
W małej zatoczce kołyszą się zacumowane kajaki. Gdański Klub Wodny przy ulicy Żabi Kruk to miejsce z tradycjami. Liczy sobie kilkadziesiąt lat, jego członkowie od kilku pokoleń penetrują pomorskie rzeki i rozlewiska. Klub zajmuje parterowy drewniany domek, przed którym ni stąd ni zowąd wyrasta wysoki fragment (zburzonych) średniowiecznych murów. Nieco dalej jakiś blok i wieża kościoła św. Piotra i Pawła.
Wypożyczamy kajaki (są dwójki i jedynki), do tego obowiązkowe kapoki. Pracownik klubu prowadzi do mapy, objaśnia trasy (niestety, nie dostaje się mapki na drogę, trzeba jak najwięcej zapamiętać). Najciekawsza wydaje się pętla z Żabiego Kruka przez Stare Miasto, marinę i fosy. Zabierze nam około trzech godzin.
Najpierw płyniemy Motławą. Pod Toruńską i Podwalem Przedmiejskim, potem pod mostami Krowim i Zielonym. Mijamy wysoką ceglaną fasadę budynku spalonego przez wojska sowieckie w 1945 r., z tyłu tylko trawa i kępy ostów. Dalej podupadłe, nieczynne już magazyny portowe. Ale jeszcze kawałek i wpływamy na najbardziej turystyczną część Starówki - patrycjuszowskie kamienice, Żuraw, a naprzeciwko Wyspa Spichrzów z zabudową z późnego średniowiecza, która - zniszczona w czasie wojny - dopiero teraz powoli podnosi się z gruzów. Coraz więcej restauracji i kawiarni, sklepików z pamiątkami, napisy także po niemiecku. Po prawej stronie cumuje Sołdek - pierwszy statek zbudowany po wojnie w Stoczni Gdańskiej, od 1985 r. emeryt dostępny dla zwiedzających od ładowni po mostek kapitański.
Dopływamy do odnogi Motławy (zwanej Nową Motławą), gdzie z okazji 1000-lecia w 1997 r. Gdańsk zafundował sobie piękną marinę. Są tu jachty z całego świata. Drewniane łupinki cumują obok olbrzymów o mosiężnych relingach i pokładach z tekowego drewna. Żeglarze zazwyczaj pozwalają wejść na pokład.
Wracamy na Motławę, przed nami Nowe Miasto - nie takie znów nowe, bo założone przez Krzyżaków, a po ich przepędzeniu za pozwoleniem Kazimierza Jagiellończyka w 1455 r. rozebrane przez gdańszczan do ostatniej cegły. Później - jakby rzucono na nie klątwę - pozostało niezabudowane przez następne 400 lat! W końcu rozłożyła się tu Stocznia Gdańska.
Dryfujemy po obrzeżach tego giganta (prawie 63 ha), bo na teren samej stoczni teoretycznie wpływać nie wolno. Od strony wody wygląda ona jak wielka instalacja, nad która górują kłaniające się dźwigi. Wszystko ma kolor rudordzawy - rdzawa woda, w której odbija się rdzawe słońce, suche doki, gdzie powstają wielkie kadłuby, ogromne rusztowania, na których jak sztuczne ognie pobłyskują spawarki. Chociaż ostatnio stocznia dzięki niezłej koniunkturze sporo produkuje, wygląda, jakby była zupełnie pusta - skala jest tak ogromna, że prawie nie widać pracujących tam ludzi.
Zostawiamy stocznię za plecami i wypływamy na Martwą Wisłę. Po chwili skręcamy w prawo i już jesteśmy na fosach, czyli okalającym miasto Opływie. Krajobraz zmienia się nie do poznania. Fosy są dość wąskie (od kilku do kilkunastu metrów), porastają je trzciny i tatarak. Wzdłuż ciągnie się usypany przed wiekami wał (pełnił funkcje obronne). Kajak z trudem przedziera się przez kożuch żółtych grążeli i białych grzybieni. Gdzieniegdzie na małych łączkach widzimy plażowiczów, inni się kąpią, jeszcze inni rozkładają piknik. Niektórzy pływają z maską i fajką, bo woda jest płytka i przezroczysta (można podglądać szczupaki, płocie i krasnopióry). A wszystko to zaledwie kilkaset metrów od działającej stoczni!
Po chwili wpływamy na "ścieżkę tematyczną" - wbite w dno tablice przedstawiają żyjące w fosach ryby, ptactwo wodne, owady.
Zatoczyliśmy pętlę i znów jesteśmy przy Żabim Kruku.
Gdański Klub Wodny, ul. Żabi Kruk 15, tel. (058) 305 73 10. Kajak wynajmiemy za 30 (dwójka) lub 20 zł (jedynka) na cały dzień. Mapka trasy na ">http://www.gdańsk.pl w rozdziale "Kajakiem po Gdańsku". Na przystani warto zameldować się zaraz po otwarciu o godzinie 10, bo kajaków nie ma zbyt wiele