Ponad 10 000 odwiedzających zostało ewakuowanych z powodu niespotykanej nigdy wcześniej powodzi, która przeszła przez północną część najstarszego parku narodowego w USA - donosi serwis Bloomberg. Żywioł zmiótł z powierzchni ziemi mosty i porwał za sobą barak pracowniczy. Szczęśliwie nie odnotowano rannych i zabitych.
Przeczytaj więcej na stronie głównej Gazeta.pl.
Wydarzenia ostatnich dni okazały się prawdziwym ciosem dla lokalnej gospodarki. Po dwóch latach ograniczeń z powodu pandemii Covid-19 liczono bowiem na ożywienie ruchu turystycznego w Parku Narodowym Yellowstone, tym bardziej że w tym roku przypada 150. rocznica jego powstania. Przewiduje się, że większa część północnej części parku pozostanie zamknięta aż do końca sezonu. Zamknięcie północnej części parku uniemożliwi odwiedzającym dostęp do takich atrakcji, jak wodospad Tower, kompleks gorących źródła Mammoth Hot Springs i dolina Lamar, która jest znana z tego, że można w nich zaobserwować różne gatunki dzikich zwierząt, takich jak niedźwiedzie i wilki. Gejzer Old Faithful, jezioro Yellowstone (największe w tym punkcie geograficznym USA) oraz Wielki Kanion Yellowstone, które znajdują się w południowej części, najprawdopodobniej zostaną ponownie otwarte dla zwiedzających.
Według danych Krajowej Służby Meteorologiczna poziom wody w rzece Yellowstone osiągnął w poniedziałek 13 czerwca wysokość ponad czterech metrów. Jest to wynik, jaki wcześniej nigdy nie miał miejsca. Podobny wynik odnotowano ponad 100 lat temu - była to wysokość trzech i pół metra. Zdaniem serwisu Bloomberg, powódź nie jest bezpośrednim następstwem zmian klimatu. Z drugiej strony, jej wystąpienie zbiegło się w czasie występowania fali upałów na Środkowym Zachodzie i Wschodnim Wybrzeżu oraz pożarów na skutek utrzymującej się suszy występujących w innych zachodu Stanów Zjednoczonych. Wygląda więc na to, że turystyka w tej części USA dłużej będzie odrabiać straty, niż pierwotnie przewidywano.