Dramatyczne zajście miało miejsce w Teahupoo na Tahiti w Polinezji Francuskiej pod koniec maja. Lokalizacja znana jest z dużego zainteresowania surferów. Nic dziwnego, fale mogą osiągać tam ponad siedem metrów wysokości. Są też uznawane za jedne z najbardziej niebezpiecznych na świecie - również ze względu na obecność rekinów w wodach - podaje portal petapixel.com.
Ted Grambeau, szanowany fotograf oceaniczny oraz Chris Bryan, hollywoodzki operator surferów opublikowali w mediach społecznościowych film z ich wyprawy. Gigantyczna fala wyrzuciła łódź w górę, a mężczyźni uderzyli w burtę łodzi, po czym wpadli do oceanu. Na szczęście nic im się nie stało. Zostali wciągnięci z powrotem na pokład.
Fotografowie stracili jednak część sprzętu fotograficznego. Co ciekawe, dosłownie chwilę przed zdarzeniem, udało im się zrobić bardzo dobre zdjęcie.
Fotografowie relacjonowali w swoich mediach społecznościowych zderzenie z żywiołem.
W ciągu ostatnich kilku dni widzieliśmy kilka doskonałych fal, mieliśmy sytuacje bliskie śmierci z wywróceniem się łodzi, obrażeniami kierowcy, utratą bardzo drogiego sprzętu fotograficznego i dziesiątkami połamanych desek
- pisze na Instagramie Ted Grambeau.
Jakoś udało mi się rzucić aparat i wylądować w łodzi, zanim zostałem wyrzucony za burtę jak szmaciana lalka
- napisał z kolei Chris Bryan.
Więcej informacji o świecie przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
W Teahupoo obecna sytuacja jest taka. Łodzie z aparatami fotograficznymi z profesjonalnymi fotografami, kamerzystami i profesjonalnymi surferami, którzy od lat fotografują i kręcą fale, są stopniowo popychane w kierunku fali przez coraz większą liczbę taksówek, skuterów wodnych, turystów i mieszkańców chcących zbliżyć się do fali, by zrobić selfie
- dodał profesjonalny fotograf surfingowy Tim McKenna, który był w łodzi podczas zdarzenia. Pochwalił również kapitana, który zachował spokój w tak trudnej sytuacji.