Więcej ciekawych artykułów o podróżach znajdziecie na naszej stronie głównej Gazeta.pl
Bałtyk jest morzem, które ma niewielkie możliwości wymiany wód z Atlantykiem. To w połączeniu ze zbytnim użyźnieniem, powoduje obniżenie zawartości tlenu w morzu do niewystarczającego poziomu. W efekcie powstają martwe strefy. Niestety w Bałtyku są one coraz większe.
Jak podaje portal Interia.pl już prawie jedna czwarta powierzchni Morza Bałtyckiego to martwe strefy. Winne jest nie tylko małe zasolenie, wpływ ma również zanieczyszczenie wód przez nawozy z pól uprawnych. To powoduje nadmierny zakwit glonów (np. sinic), które następnie obumierają i opadają na dno. Tam rozkładają się, wykorzystując dostępny w wodzie tlen. Jeśli go zabraknie, to zaczyna się wydzielać trujący siarkowodór. Zabija on zwierzęta i rośliny, które nie są w stanie przenieść się w lepsze miejsce.
Sprawie nie pomaga też globalne ocieplenie. Ekolodzy biją na alarm, ponieważ dopuszczalna temperatura wód morskich powinna wynosić maksymalnie 24 st. C, a w roku 2021 odnotowano temperaturę sięgającą 28 st. C. To zdecydowanie za dużo. Ocieplenie klimatu wzmaga rozwój glonów, o czym pisaliśmy powyżej.
Morze Bałtyckie to nie jedyny zbiornik wodny z martwymi strefami. Innymi takimi miejscami są m.in.:
Co prawda w skali światowej martwe strefy zajmują około jeden procent objętości wszystkich wód na Ziemi, ale problem jest poważny. Martwe strefy ciągle rosną, a to ma olbrzymi wpływ zarówno na gospodarkę wodną, jak i klimat.