Więcej informacji o Polsce i świecie przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
LOT przeprowadził w zeszłym roku zwolnienia zbiorowe, w wyniku których pracę straciło 270 etatowych pracowników, głównie stewardes. Jak podaje wyborcza.biz, przed zwolnieniami na pokładach samolotów pracowało 800 etatowców (530 stewardes/stewardów, 269 pilotów/pilotek). A umowy B2B podpisane z LOT-em miało 1,8 tys. współpracowników – 1,2 tys. stewardes i 600 pilotów. Zwolnienia, choć formalnie było to po prostu nieprzedłużenie kontraktu, dotyczyły wcześniej co najmniej kilkuset osób także z tej grupy.
PLL LOT zaczęły zatrudniać personel pokładowy na kontraktach B2B od 2014 roku. Miało to być rozwiązanie tymczasowe, mające zapewnić płynność pracy podczas sezonu, czyli głównie latem, kiedy linie miały najwięcej pracy. Jednak ten sposób współpracy pozostał i z czasem zaczął wypierać etaty, jako najpopularniejszą formę zatrudnienia wśród pracowników personelu pokładowego i latającego. A przecież obowiązki wykonywane przez obie grupy pracowników niczym się nie różnią.
Wcześniej o nieprawidłowościach alarmował Związek Zawodowy Personelu Pokładowego i Latającego, przedstawiając trudną sytuację stewardes. Teraz o zmianę warunków zatrudnienia postanowili walczyć piloci.
Jak dowiedział się portal Pasazer.com, grupa pilotów świadczących usługi dla LOT-u w ramach umów B2B wysłała pismo do zarządu polskiej linii, w którym przedstawiła swoje stanowisko w tej sprawie.
"Rozmowy kierownictwa LOT-u z przedstawicielami pilotów w związku ze złożonym pismem idą opornie. Piloci twierdzą, że spotkania są regularnie przekładane i odwoływane często w ostatniej chwili. Na początku maja br. przedstawiciele zarządu LOT-u mieli zakomunikować pilotom planowane modyfikacje w ich kontraktach. Proponowane zmiany w umowach piloci uznali za niekorzystne i odebrali wręcz jako afront. Ten obrót sytuacji skłonił pilotów na umowach B2B do upublicznienia sporu i rozpoczęcia procesu tworzenia związku zawodowego, który reprezentowałby interesy nieetatowego personelu latającego" – informuje portal Pasazer.com.
Polski narodowy przewoźnik obecnie wymusza na nowych pracownikach założenie jednoosobowej działalności gospodarczej. I o ile zatrudnianie na postawie B2B jest finansowo korzystne dla obu stron, to jeśli chodzi o warunki pracy, beneficjentem jest LOT. Pilot zatrudniony na umowie cywilnoprawnej nie jest bowiem pracownikiem, który posiada prawa zagwarantowane w kodeksie pracy, ale kontrahentem, z którym LOT może rozwiązać umowę w każdym momencie bez uzasadnienia.
Piloci zwracają uwagę również na kwestie finansowe. Uważają, że nawet formalnie prowadząc własną firmę, nie mają absolutnie żadnego wpływu na to, ile zarobią w kolejnych miesiącach. Pewne jest tylko pensum, które jest równe 15 godzinom nalotu. Protestujący ujawniają, że minimalne zarobki wynoszą 4 tys. zł miesięczne brutto. W przypadku choroby czy dłuższej niezdatności do pracy, pensum wypłacane jest tylko przez pierwszy miesiąc, później chory nie dostaje nic.
Dochodzący swych prac wskazują również na złą optymalizację ich pracy, problemy z wykorzystaniem urlopów czy brak udogodnień związanych z macierzyństwem, czy rodzicielstwem.
Piloci na kontraktach B2B są zdeterminowani, aby zacząć walczyć o swoje prawa w sposób bardziej zdecydowany, stąd decyzja, że potrzebują silnej reprezentacji w kontakcie z zarządem.
Biuro prasowe LOT-u zapewnia, że w 2022 roku odbyły się dwa spotkania pionu lotniczego z członkiem zarządu ds. operacyjnych. "Pandemia COVID-19 dotknęła najdotkliwiej branżę lotniczą, jednak zarząd PLL LOT dołożył wszelkich starań, aby uniknąć masowych zwolnień, co miało miejsce u wielu innych przewoźników. W chwili obecnej naloty personelu lotniczego oscylują w granicach ok. 70 godzin miesięcznie, co przekłada się na wynagrodzenia rzędu nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie. Ponadto, w miarę poprawy sytuacji spółki, zarząd jest gotów do rozmów o zmianie warunków wynagrodzeń" - czytamy w oświadczeniu rzecznika narodowego przewoźnika przesłanym do redakcji Pasazer.com.
Źródła: Pasazer.com / Bankier.pl