Dziecko nie mogło doczekać się przyjścia na świat. Przedterminowy i niespodziewany poród odbył się więc podczas lotu z Denver (stan Kolorado) do Orlando na Florydzie. Stewardesa Diana Giraldo nie zawahała się wyjść poza zakres swoich obowiązków. Natychmiast pomogła matce przejść do toalety znajdującej się na tyłach samolotu. Tam, zachowując pełny spokój i skupienie, asystowała jej przy porodzie.
Przeczytaj więcej na stronie głównej Gazeta.pl.
Kapitan Chris Nye pochwalił cały personel, podkreślając, że pomagano sobie wzajemnie i zachowano zimną krew w obliczu nietypowego porodu. W oświadczeniu opublikowanym na Facebooku czytamy:
Przekazałem kontrolę nad maszyną i obowiązki lotnicze pierwszemu oficerowi. W ten sposób mogłem koordynować zmianę kierunku lotu. Tutaj pomógł kontroler, który świetnie się spisał - zasugerował, aby wylądować na lotnisku w Pensacoli [na Florydzie - przyp. red.]. Przygotował dla nas bramkę i przekazał informacje ratownikom medycznym. To była dobrze wykonana praca. Cieszyłem się, widząc, jak wszyscy ze sobą współpracują, dokładając wszelkich starań, aby poród na pokładzie zakończył się pomyślnie.
Strona Breitbart informuje, że matka zdecydowała się dać na drugie imię dziecku Sky, czyli niebo. Co ciekawe, ten wyjątkowy poród odbył się w samolocie ozdobionym wizerunkiem wilczycy Luny i jej córki - Lily.
Podroze.gazeta.pl to miejsce, gdzie piszemy o podróżach. Nie oznacza to jednak, że nie pamiętamy i nie myślimy o Ukrainie. Wszystkie najważniejsze informacje znajdziecie w tych miejscach: wiadomości.gazeta.pl, kobieta.gazeta.pl/ukraina.