Majówka droższa nawet o 50 proc. Wiemy, w których miejscach ceny wzrosły najbardziej

Inflacja w kwietniu wyniosła aż 12,3 proc. rok do roku. To najwyższy odczyt od maja 1998 roku. Portfele Polaków stają się coraz mniej zasobne, a tu majówka za pasem. Cztery dni wolnego aż kuszą, żeby spędzić je poza domem. Ile teraz kosztuje wypoczynek w Polsce? W jakich regionach ceny znacznie wzrosły? I czy mimo wzrostu cen nasi rodacy wyjadą poznawać różne zakątki kraju?

– To pierwsza majówka po pandemii, bez obostrzeń i restrykcji. I chociaż portfele Polaków mocno odchudziły minione święta wielkanocne, to najwyraźniej jesteśmy spragnieni wypoczynku – zauważa w rozmowie z Gazeta.pl Natalia Jaworska, ekspertka platformy Noclegi.pl. – W najbardziej popularnych miejscowościach obłożenie sięga blisko 90 proc. – podkreśla.

W dużych miastach drogo

– Z danych Noclegi.pl wynika, że majówka w tym roku będzie średnio o 15 proc. droższa niż w zeszłym roku – choć już wtedy turyści narzekali na drożyznę. Przy czym skala tego wzrostu różni się w poszczególnych regionach. Największe – nawet 40-50 proc. widzimy w dużych miastach, takich jak Kraków, Poznań czy Wrocław. Wyjątkiem w tym "wielkomiejskim trendzie wzrostu cen" jest Warszawa, gdzie rok do roku średnie ceny spadły o 10 proc. – słyszę od Jaworskiej.

W Warszawie średnio za dobę dla jednej osoby trzeba zapłacić 98 zł. W Krakowie – średnio 96 zł za dobę. Drożej jest natomiast w Gdańsku, gdzie za noc zapłacić trzeba średnio 104 zł, co dla trzyosobowej rodziny oznacza blisko 1000 zł mniej w portfelu przy trzydniowym wypoczynku.

– To efekt wzrostu cen wszystkich nośników, które są cenotwórcze. Będąc kilka dni temu na lunchu, rozmawiałem z właścicielką lokalu, od której usłyszałem, że pracownicy już jej nie mówią, tylko piszą na kartkach, co ile wzrosło. Wcześniej ceny zmieniały się raz w roku i były to raczej kosmetyczne zmiany, wynikające ewentualnie z wprowadzania nowych produktów. Nie tylko w Krakowie w ciągu roku ceny wzrosły już czterokrotnie – tłumaczy Rafał Marek z Krakowskiej Izby Turystyki.

– Kraków wbrew pozorom staje się coraz tańszym miastem, ponieważ nie ma popytu na takim poziomie, jakiego byśmy oczekiwali. Proszę spojrzeć choćby na ceny wstępu do poszczególnych obiektów. Gdy porównamy ceny biletów sprzed pięciu lat np. na Wawel z Zamkiem Książ czy innymi zamkami dolnośląskimi, to okaże się, że wejściówki do naszych krakowskich obiektów relatywnie spadły. Ceny najmu nadal utrzymują się na dobrym poziomie. Ogólnie ceny w Krakowie powolutku spadają. My też się zmieniamy. Wcześniej byliśmy nastawieni na turystę klasy premium, w tej chwili stworzyliśmy ofertę dla turysty krajowego. Ceny muszą być dostosowane do portfela polskiego urlopowicza, dlatego te opłaty w porównaniu do innych miejsc – spadają – zapewnia Rafał Marek.

W Zakopanem ceny wzrosły maksymalnie 15 proc.

W Karpaczu i Zakopanem średnia cena za noc to około 84 zł dla jednej osoby. – Szukający oszczędności mogą rozważyć wybór kwater prywatnych, często znacznie tańszych niż hotele i apartamenty – doradza ekspert Noclegi.pl. – W tej chwili średnia cena za osobę w tym rodzaju obiektów nie wydaje być się wygórowana i wynosi 67 zł za osobę. Wybierając się z rodziną trzyosobową na trzydniowy wyjazd, zapłacimy średnio mniej niż 750 zł – wylicza i dodaje, że jeszcze taniej, poniżej 700 zł taki wyjazd zorganizować można w Polanicy Zdroju, Szczyrku czy Darłowie.

Natalia Jaworska dodaje, że nawet w najbardziej popularnych miejscowościach wypoczynkowych ceny wzrosły o maksymalnie 15 proc. – W Zakopanem widoczny jest wzrost cen o 14 proc. W Łebie czy Polanicy Zdrój średni koszt pobytu wzrósł o 10 proc. względem minionego sezonu. W Szczawnicy, Dusznikach Zdroju czy Niechorzu ceny są bardzo zbliżone do zeszłorocznych – podaje ekspertka.

– Odnotowaliśmy w tym roku najwyższą w historii serwisu średnią wartość rezerwacji na terminy obejmujące długi, majowy weekend. Wynosi ona 1671 zł – to o 18 proc. więcej względem przedpandemicznego 2019 roku. Wówczas wskaźnik ten był o blisko 260 zł niższy. Należy zauważyć, że tegoroczna majówka potrwa cztery dni, a trzy lata temu mogliśmy pozwolić sobie na dłuższy, 5-dniowy urlop. Tegoroczny długi weekend jest więc droższy, ale i krótszy – mówi w rozmowie z Gazeta.pl Wioletta Kleczka, commercial director w Travelist.pl.

– Porównanie cen sprzed pandemii ma się jak pięść do nosa. Od 2019 roku zmieniło się prawie że wszystko. Zmieniły się preferencje klientów, a przede wszystkim czynniki składowe usługi turystycznej i to jest główna rzecz, która w jakikolwiek sposób może wpływać na ostateczną cenę usługi turystycznej, hotelarskiej, transportowej czy spędzania wolnego czasu. Trzeba zapomnieć o cenach sprzed pandemii, bo pewnie już do nich nie wrócimy. Chcielibyśmy, żeby ceny wreszcie stanęły na stabilnym pułapie, bo praktycznie co miesiąc stają się wyższe. I to jest chyba największy problem, że trzeba ciągle kalkulować i podejmować próby ustalenia najlepszej ceny – mówi w rozmowie z Gazeta.pl Elżbieta Agata Wojtowicz, prezeska zarządu Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.

– Dostaliśmy bardzo mocno w kość podczas pandemii. Staraliśmy się utrzymywać ceny w przedpandemicznych ramkach, schodziliśmy ze swoich marży, staraliśmy się zarabiać naprawdę bardzo niewiele. Wszystko po to, żeby pozyskać klienta, utrzymać pracowników i przede wszystkim, żeby przetrwać - zapewnia Wojtowicz. 

Szefowa TIG-u dodaje: - Gdybyśmy rozmawiały na początku marca, powiedziałabym, że do końca lutego mieliśmy świetną zimą i wreszcie zaczynamy normalnie zarabiać. Chociaż już jesienią skoczyła inflacja, pojawiły się pierwsze podwyżki i zaczęliśmy odczuwać, że nie jesteśmy w stanie nadal pracować na tak niskich marżach. Powiększyły nam się koszty pracy, a do tego doszło wiele czynników, na które nie mamy wpływu. Wzrosła cena energii, paliwa, gazu, ogrzewania. Na co mamy wpływ? Możemy się zastanawiać nad obniżeniem jakości świadczenia usług. Jeżeli ktoś musi trzymać jakość i standard swoich usług, biorąc pod uwagę obiekty skategoryzowane, to wiadomo, że części składowe tej usługi też muszą być wysokiej jakości. Gdybyśmy chcieli dodać do tego nasze marże, które stosowaliśmy jeszcze przed pandemią, to ostateczna cena byłaby jeszcze wyższa.

Jednocześnie szefowa Tatrzańskiej Izby Gospodarczej dodaje, że oferta noclegowa na Podhalu jest bardzo bogata, ale nawet zatrzymując się w pokoju gościnnym, trzeba liczyć się z wyższym wydatkiem. Wszyscy ponoszą przecież konsekwencje wzrostu cen mediów. – Cena 40 czy 50 zł za łóżko to już przeszłość, teraz, żeby nie dopłacać do interesu, trzeba oczekiwać ok. 70 zł za dobę – informuje Wojtowicz. – Tu często pracownikiem jest właściciel, w obiektach skategoryzowanych trzeba jeszcze uwzględnić koszt pracy.

Niektórzy nie podnoszą cen

Polacy chętnie na majówkę wybierają Warmię i Mazury. Czy w tych rejonach turyści też muszą zaciskać pasa?

– U nas ceny bez zmian. Rezerwacje aktualne i jest sporo zapytań – zapewnia w rozmowie z Gazeta.pl Radosław Puszko, prowadzący razem z żoną siedlisko Na wygonie w Zełwągach na Mazurach. – Ludzie zubożeli, więc podniesienie cen nie jest dobrym pomysłem. W turystyce koszty nie są wielkie, więc powinno wystarczyć.

– To piękny gest, jeśli faktycznie ktoś tak robi. My też musimy z czegoś żyć, bo zarabiamy teraz, mówiąc wprost, mniej – słyszę od Anny Przyczki, która odpowiada za marketing Dzikich Historii, usytuowanych w małej wsi Młynik nad jeziorem Gielądzkim na Mazurach. – W naszym domu mamy piec na olej opałowy, więc mocno odczuliśmy wzrost cen ogrzewania. W okresie zimowym musieliśmy wręcz dopłacać, ale na szczęście sezon grzewczy już się kończy.

Tym bardziej że od początku tego roku zainteresowanie noclegami było znacznie mniejsze w porównaniu do ubiegłego. – Do końca marca miejsce świeciło pustkami. Podczas pandemii było lepiej niż w tym roku. Wybuch wojny w Ukrainie ostudził w Polakach chęć wypoczywania. Wiadomo, że zwykle te miesiące są słabsze, ale tak źle jeszcze nie było - mówi pani Ania.

Jaką więc strategię przyjęto w Dzikich Historiach? – Nie podnieśliśmy cen wynajmu, ale ceny wyżywienia  – tłumaczy Anna Przyczka, która oferuje do wynajęcia dwa domy na wyłączność. Klient w ramach jednej rezerwacji może wynająć jeden lub dwa obiekty. Nie ma dwóch różnych rezerwacji. 

Tomasz Wielgosz prowadzi Dom w akacjach w Baniach Mazurskich. Na brak zainteresowania noclegami nie narzeka, skarży się na wzrost cen żywności. To dlatego zdecydował się na podniesienie cen.

–  W ubiegłym roku na produkty spożywcze, żeby przygotować śniadanie, wydawałem 100 zł, teraz już trzeba zapłacić 200 zł. A gdy do tego dodamy koszt energii, gazu, opału, podniesienie cen stało się koniecznością – wyjaśnia Tomasz Wielgosz, który oferuje na wynajem cztery apartamenty.

Czy zatrudnia pracowników? – Dzięki Bogu, Dom w akacjach prowadzę sam – mówi mi do słuchawki.

Jedno jest pewne i nie zmienia się od lat. Osoby, które w ostatniej chwili szukają miejsc noclegowych, muszą liczyć się z wyższym wydatkiem. 

– Wraz ze spadkiem dostępności wolnych miejsc – w najpopularniejszych miejscowościach już w tej chwili odnotowujemy obłożenie na poziomie 90 proc. –  spodziewać się należy dalszego wzrostu cen przy rezerwacjach na ostatnią chwilę – mówi Natalia Jaworska, ekspert platformy Noclegi.pl.

Więcej o: