Handlarze ludźmi na granicy polsko-ukraińskiej. Polują na samotne, młode kobiety

Poznała go we Lwowie. Zaproponował jej pracę w Turcji. Dzień później wręczył bilet na samolot. Myślała, że spotkała anioła, który nada jej życiu sens, bo przecież nawet nie musiała się o nic starać. Tylu jej rodaków straciło domy, bliskich, życie, a ona przejdzie przez ten kryzys suchą stopą - myślała. Mam cel - powtarzała. - Olga była jak za szybą. Nie dopuszczała do siebie informacji, co może kryć się za tą propozycją - mówi portalowi Gazeta.pl wolontariuszka Lila z Przemyśla.
Zobacz wideo Wideo z drona - atak na podkijowski konwój 16 marca rano

Więcej informacji o Polsce i świecie przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.

Olga – część I

Lot był z Warszawy. Musiała więc dostać się do Polski. Dotarła do Przemyśla, gdzie zaopiekowali się nią wolontariusze pomagający w Domu Ukraińskim. – Obok Olgi nie można było przejść obojętnie. Blond piękność, zadbana i atrakcyjna trzydziestolatka, ale jakby nieobecna, trochę zagubiona. Mówiła, że ma córkę w Polsce, ale koniecznie musi dostać się do Warszawy i zdążyć na samolot do Turcji. Poprosiłam mojego kolegę Szczepana mieszkającego w stolicy, żeby odebrał ją z pociągu i przenocował. Czy się bałam? Nie. To dusza człowiek i zaufana osoba – opowiada Lila.

Znajomy wolontariuszki odebrał Olgę z pociągu, ugościł w mieszkaniu i wieczorem od słowa do słowa Ukrainka zaczęła opowiadać, że człowieka, który zaproponował jej pracę i kupił bilet, spotkała przypadkiem i tak naprawdę wcale go nie zna. Gdy Szczepan to usłyszał, coś go tknęło. Zaczął się zastanawiać, czy kobieta powinna skorzystać z tej propozycji. Ogarnęły go wątpliwości, że może to człowiek powiązany z szajką parającą się handlem ludźmi? W jego kuchni kawę piła bardzo atrakcyjna trzydziestolatka, którą niejeden alfons chciałby zwabić i pozyskać do pracy.

– Próbował odwieść kobietę od tego wyjazdu, ale Olga wciąż nie dopuszczała do siebie wątpliwości. Mam cel. To zawsze jakaś opcja. Zacznę wszystko od początku. Nic mi nie grozi – powtarzała jak mantrę. Przesadzasz. Nic mi się nie stanie – mówiła.

Nie wszyscy są krystalicznie czyści

Ponad dwa miliony uchodźców z Ukrainy przekroczyło polską granicę. Polacy poruszeni dramatem sąsiadów otworzyli dla nich swoje domy, goszczą ich pod swoim dachem, oferują pomoc. To pospolite ruszenie dobrych serc niesie się po świecie i napawa dumą, nie można jednak zapominać o drugiej stronie natury ludzkiej.

– W sytuacji kryzysu zawsze pojawi się ryzyko wykorzystania. Na tysiąc osób, które pomaga uchodźcom, zdarzy się jedna – mniej krystaliczna. Jeżeli 100 tys. pomaga, 100 może mieć niecne zamiary. Przy tak ogromnej skali pomocy – skala nadużyć będzie wprost proporcjonalna. Takie sytuacje zawsze się zdarzały w czasie wojny – mówi Irena Dawid-Olczyk z Fundacji przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu La Strada – To mogą być sytuacje graniczne. Kobiety mogą zgadzać się na coś, na co w normalnych czasach nigdy nie wyraziłyby zgody.

– Wyobraźmy sobie kobiety, które przez kilka dni są w drodze, są wykończone, pragną znaleźć się w jakimś spokojnym miejscu i położyć się spać, a tu jeszcze dziecko płacze, chce jeść, tęskni za babcią i nagle podchodzi do niej człowiek, który oferuje darmowy transport i ciepły kąt. W normalnej sytuacji odrzuciłaby tę propozycję, ale teraz nie myśli o ryzyku. Uciekła przecież przed wojną. Przed bombami. Co jeszcze może się złego stać? Wsiada – opowiada Dawid-Olczyk.

Tak zrobiła Nina, która z 3-letnią Krysią uciekła z Szacka. Mąż został, walczy za Ukrainę. Zmęczoną, wyczerpaną i zagubioną matką z dzieckiem zainteresował się mężczyzna, który zaoferował darmowy transport i dach nad głową. Wydawał się miły, spokojny i bardzo przejęty sytuacją, zrobił kolację, zmienił pościel, przygotował łóżko. Wszystko robił sam, bo i sam mieszkał. Gdy jednak później co godzinę pukał do jej pokoju i pytał, czy nic jej nie trzeba, to po pewnym czasie zaczęła się czuć coraz bardziej niespokojna. Czy ten miły mężczyzna chciał zrobić jej krzywdę? Wykorzystać ją? Liczył na seks? Na szczęście Ninie i córce nic się nie stało. Następnego dnia całe i zdrowe czym prędzej opuściły to mieszkanie i pojechały dalej.

– Takie sytuacje są bardzo trudne. Trzeba być bardzo uważnym i zwracać uwagę na każdy sygnał – komentuje Irena Dawid-Olczyk.

Gdy 19-latka z Ukrainy przyjmowała gościnę u 49-letniego mężczyzny nie przewidziała, że ten nie kieruje się empatią, dobrocią i chęcią pomocy, tylko chce ją wykorzystać. Poznał ją przez internet, przyjął do swojego mieszkania we Wrocławiu, a następnie ją zgwałcił. Kobieta zgłosiła sprawę na policję i sprawca został tymczasowo aresztowany. Teraz może mu grozić kara nawet do 12 lat pozbawienia wolności.

Huschke Mau, była niemiecka prostytutka i autorka książek alarmuje, że nie tylko handlarze ludźmi próbują zaprosić kobiety do swoich domów. "Są też mężczyźni, którzy myślą, że mogą dostać swoją małą prywatną prostytutkę – zgodnie z mottem: mogę oczekiwać wdzięczności za nocleg i jedzenie" – mówi Mau dziennikarzowi niemieckiego dziennika "Bild".

Autobusy "tylko dla kobiet"

Wracamy na granicę polsko-ukraińską. – Dworzec w Przemyślu. Chaos, tłum ludzi, brak koordynacji. Uchodźcy sami podchodzą i pytają, czy ktoś może ich stąd zabrać – mówi Oleg, pracownik Armii Zbawienia. – Nieszczęście uchodźców miesza się z falą dobra, która płynie ze strony Polaków. W pewnym momencie moją uwagę przykuwa blondynka z niemiecką flagą w dłoni i kartką z tekstem: "Wywiozę kobiety i dzieci do Niemiec". Akurat wtedy towarzyszyła mi wolontariuszka z tego kraju, podeszła do niej i zaczęła ją zagadywać: "O, pani też z Niemiec". A ta kobieta zaczęła zaprzeczać, mówić, że można z nią porozmawiać tylko po polsku. Zaczęliśmy drążyć temat. Pytamy, dokąd jedzie to auto i dlaczego werbowane są same dziewczyny. Kobieta stała się nerwowa, zaczęła tłumaczyć, że pomaga pewnemu panu, który powiedział jej, że chce pomóc Ukrainkom. "Stoję, bo mnie poprosili" – mówiła. Natychmiast sprawę zgłosiliśmy policjantom, który patrolowali dworzec. Ale sami nie podeszli, nie zwrócili uwagi, nie reagowali. Mimo że takich podejrzanych aut i osób stojących z kartkami: "Zabiorę tylko kobiety", było znacznie więcej. Pamiętam, że gdy podchodziłem i pytałem, dokąd jedzie ten autobus, kolejne naganiaczki chciały uciec. Wydało mi się to bardzo dziwne. Jeśli komuś pomagasz, to dlaczego nie potrafisz odpowiedzieć na najprostsze pytania, dlaczego się denerwujesz i chcesz uciekać?

– Policjanci ostrzegali nas przed autobusami, które zabierają młode dziewczyny – opowiada wolontariuszka Lila. – Sama zresztą widziałam takie auto na duńskich rejestracjach z winietą "Tylko dla kobiet", które stało pod dworcem PKP w Przemyślu. Jeden z policjantów prosił, żeby ostrzegać przed tym transportem uchodźczynie, żeby pod żadnym pozorem nie wsiadały do takiego auta, bo zamiast w bezpiecznym miejscu, mogą się znaleźć w niemieckim domu publicznym.

Leni Breymaier, posłanka SPD do Bundestagu, współzałożycielka stowarzyszenia "Siostry – dla wyjścia z prostytucji" ostrzegała na łamach "Bilda", że podczas kryzysu uchodźczego handlarze ludźmi będą mogli w prosty sposób pozyskać "towar" z powodu ogromnej liczby kobiet i dzieci podróżujących samotnie. Zwraca też uwagę, że naganiacze czy sutenerzy na pierwszy rzut oka wcale nie muszą wzbudzać naszych podejrzeń.

"Nie chodzą w dresach, złotych łańcuchach i tatuażach, wyglądają bardzo schludnie. Wśród nich mogą być również kobiety" – mówi Breymaier.

Żadnych zgłoszeń

Policja nie potwierdza, że na granicy polsko-ukraińskiej pojawili się sutenerzy. - Do tej pory nie odnotowaliśmy w Przemyślu i na terenie powiatu przemyskiego żadnego takiego zdarzenia. Nie było żadnego gwałtu, napastowania kobiet, nie zgłoszono nam podejrzenia handlu ludźmi – mówi w rozmowie z portalem Gazeta.pl Małgorzata Czechowska, aspirant sztabowy, oficer prasowy komendy miejskiej w Przemyślu. - Obawiam się, że tego typu informacje rozprzestrzeniane są po to, aby wzbudzić niepokój, który teraz jest nam naprawdę niepotrzebny.

Do wolontariuszy pomagającym uchodźczyniom na granicy, a także organizacji pozarządowych stowarzyszenie Homo Faber czy Fundacji przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu La Strada docierają głosy o niebezpiecznych sytuacjach.

– Zastanawiam się, w jaki sposób policja to sprawdza, skoro twierdzi, że nie było takich sytuacji. Bo to, że w kryzysach uchodźczych uaktywniają się handlarze ludźmi, to wiemy nie od dzisiaj – mówi zdecydowanie w rozmowie z portalem Gazeta.pl Anna Dąbrowska ze stowarzyszenia Homo Faber. – Moje pytanie jest takie, co policja robi, żeby kobiety mogły zgłaszać nadużycia? Skąd Ukrainka, która po raz pierwszy przekracza granice naszego kraju i po raz pierwszy jest w Polsce ma wziąć numer telefonu na policję. Kto z policji odpowie jej po ukraińsku na jej alert? Widzimy tylko odprysk tego, co się dzieje.

– Tego typu incydenty trzeba jak najszybciej zgłaszać na policję – mówi w rozmowie z Gazeta.pl Marta Górczyńska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – Każda osoba, która uciekła z Ukrainy, przebywa w Polsce legalnie. Nie musi się obawiać kontaktu ze służbami.

Przestępcy mieli to zaplanowane już wcześniej

Profesor Zbigniew Lasocik, kierujący Ośrodkiem Badań Handlu Ludźmi na Uniwersytecie Warszawskim nie ma wątpliwości, że gdy cały świat drżał w obawie, że wybuchnie wojna w Ukrainie, zorganizowane grupy przestępcze już zacierały ręce, jak na niej zarobić.

– Na tym polega przewaga przestępców, która potwierdza się w tym, że ciągle jesteśmy krok za nimi, bo oni wszystko już zaplanowali, a my nie – mówi prof. Lasocik. – Polska wciąż nie podjęła zdecydowanego, instytucjonalnego działania w przeciwdziałaniu handlu ludźmi. Dobrze funkcjonujące państwo w obliczu kryzysu uchodźczego natychmiast zaczyna konsultacje z ekspertami, międzynarodowymi instytucjami i służbami mundurowymi, aby ocenić, czy istnieje ryzyko handlu ludźmi i jak zapobiegać temu zjawisku. Bo przecież wiadomo, że wszystkim współczesnym wojnom towarzyszą różne problemy związane z handlem ludźmi. Podczas wojny bałkańskiej proceder kwitł, a nawet zaangażowani w niego byli żonierze z misji  pokojowych.

– Do Polski trafiło ponad dwa mln osób, które mają wszystkie cechy współczesnej ofiary handlu ludźmi. Są zmęczone, słabe społecznie, w gigantycznej traumie, uciekają przed wojną, są zatroskane o swoje dzieci, być może są nawet głodne. Współczesny handel ludźmi to polowanie na ludzi, których można bardzo łatwo zniewolić, dlatego że są słabi społecznie. Nikt mnie nie przekona, że 100 proc. Polaków to są ludzie kryształowo czyści i przyjechali tylko po to, żeby tym kobietom pomagać. To, że gros społeczeństwa zachowuje się fenomenalnie, heroicznie, pięknie, po bratersku, wcale nie oznacza, że nie ma niewielkiej grupki, która postąpi inaczej. To są zawodowcy, oni tylko czekają na takie okazje – dodaje szef Ośrodka Badań Handlu Ludźmi na UW.

Dziurawe sito

– Korczowa Dolina. Hala Kijowska. Punkt recepcyjny. Chaos, jeden wielki chaos. Nikt mnie nie skontrolował, nie sprawdził. Ludzie wciąż zaczepiają i pytają, czy mam dla nich transport, czy mogą się ze mną zabrać. Gdybym tylko chciał, mógłbym wywieźć kogokolwiek i gdziekolwiek. Myślę, że ktoś, kto ma nieczyste intencje łatwo może przedostać się przez to dziurawe sito i zaprosić nieszczęśliwą, samotną kobietę do auta i wywieźć ją do Niemiec czy do innego kraju. Mój znajomy, który pracuje w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, mówił mi o kilku sytuacjach na lotnisku w Warszawie. Niektóre kobiety uciekały z Ukrainy przez Rumunię i w Polsce czekali na nich werbownicy. Na szczęście kilka takich sytuacji zostało udaremnionych – zdradza Oleg, pracownik Armii Zbawienia.

Na granicę polsko-ukraińską pojechała także Marta Górczyńska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Rozmawiamy po tym, gdy prawniczce udało się odwiedzić dworzec w Przemyślu i przejście graniczne w Medyce.

– Koncentrujemy się na monitorowaniu mechanizmów ochrony czy to przed handlem ludźmi, czy ewentualnymi uprowadzeniami. Od wolontariuszy słyszymy o jednostkowych niebezpiecznych przypadkach, na szczęście nie jest to masowa skala. W kilku miejscach widziałyśmy ulotki i plakaty MSWiA, nie wszędzie były one jednak dostępne w języku ukraińskim. Nikt też nie tłumaczy uchodźczyniom korzystającym z ofert prywatnego transportu, jak powinny się zachować w niebezpiecznej sytuacji – dzieli się swoimi wrażeniami Marta Górczyńska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

– Nie chciałabym straszyć, ale masowe ruchy uchodźcze zwiększają ryzyko handlu ludźmi i może dojść do sytuacji niebezpiecznych. Bo rzeczywiście panuje w tych miejscach chaos, zamieszanie, nie ma oznaczonych miejsc, w których można by zgłosić się po pomoc. Na miejscu są służby, straż graniczna, ale wciąż nie wdrożono mechanizmów, żeby chronić uchodźców przed tymi nadużyciami. Wprowadzono wprawdzie system weryfikacji kierowców i spisuje się, kto, z kim, kiedy wsiada do samochodu, ale widząc to, co się dzieje na miejscu, z łatwością mogę sobie wyobrazić, że podjeżdżają także kierowcy, którzy nigdzie nie odnotowują swojego przyjazdu. Brakuje również weryfikacji, czy te osoby rzeczywiście dojechały na miejsce, czy nie. Nie zapominajmy też o tym, że do różnych sytuacji może dochodzić nie na samym miejscu granicznym, a w jego okolicy. Wtedy w ogóle nie będzie można zweryfikować, z kim kobieta wsiadła do samochodu. Może trzeba pomyśleć o jakichś innych zabezpieczeniach. Brakuje też rozdawania ulotek z informacją, gdzie można zgłosić się po pomoc – słyszę od pani Marty.

Specjalistka zajmująca się migracją z ramienia Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka przyznaje, że transporty coraz częściej kontrolowane są przez służby, a prywatni kierowcy powinni najpierw zarejestrować się w Przemyślu na dworcu i wtedy otrzymują odblaskową opaskę. – Rzeczywiście widziałyśmy kierowców z takimi opaskami. Obawiam się jednak, że w takimi chaosie, gdy kilka tysięcy osób przechodzi w jednym momencie przez tę granicę, może się zdarzyć, że ktoś bez takiego oznaczenia zaoferuje transport i kogoś zabierze. Czy zawsze będzie miał złe intencje? Niekoniecznie. Zdarzają się jednostkowe przypadki, na które trzeba być dodatkowo uczulonym.

– Dlatego niepokoi mnie widok dworca w Przemyślu obwieszonego kartkami z ofertami transportu lub pracy. Są wypisane ręcznie. Ktoś podaje swój numer i informację: transport do Niemiec, do Krakowa, Warszawy. Zastanawiam się, czy te oferty i osoby są weryfikowane, bo przecież każdy może wejść na dworzec i taką kartkę zostawić – alarmuje Górczyńska.

Kontaktuję się w tym celu z biurem prasowym Urzędu Miasta w Przemyślu. Pytam, czy oferty te są sprawdzane. – Organizujemy transporty, korzystając z oferty przewoźników, których dane posiadamy, jesteśmy przekonani o ich wiarygodności i rekomendujemy podróż takim autem. Wprowadziliśmy też system rejestracji kierowców wraz z informacją o trasie przejazdu. Dodatkowo uchodźca ma potwierdzić, że bezpiecznie dotarł na miejsce. Ogłoszenia zamieszczane na dworcu nie są przez nas sprawdzane. Uczulamy, żeby nie korzystać z niepewnych transportów. Jeśli ktoś to robi, czyni to na własną rękę i na własną odpowiedzialność – informuje Kamil Krukiewicz z Biura Prezydenta Przemyśla.

W prewencji handlu ludźmi nie ma działań nadmiernych

– Jako kryminolog wiem, że są ludzie, którzy chcą skorzystać na traumie uciekinierów. To problem stary jak świat. Spójrzmy chociaż na średniowieczne ryciny, na których kat obcina głowę poważnemu zbrodniarzowi, a w tym czasie złodziejaszkowie obcinają gapiom sakiewki – zwraca uwagę prof. Lasocik.

– W prewencji handlu ludźmi nie ma działań nadmiernych. Handel ludźmi jest zbrodnią, ale jest także naruszeniem praw człowieka. W przypadku praw człowieka skala nie ma żadnego znaczenia. To nie jest portfel, a człowiek. Nawet jeśli jedna kobieta padnie ofiarą przestępców, to jest to o jedną kobietę za dużo. Wystarczy, że jedna kobieta zostanie zniewolona, że jedna kobieta zostanie zmuszona do prostytucji, jedna kobieta będzie wykorzystywana w pracy. Ważny jest więc system precyzyjnej rejestracji i kontroli nad tymi osobami – tłumaczy naukowiec.

Prof. Lasocik zwraca uwagę, że to nie jest sytuacja, kiedy okazja czyni złodzieja. – To nie jest tak, że te potwory budzą się teraz. Te potwory są obecne w Polsce cały czas. Według szacunków międzynarodowych instytucji, w Polsce przed inwazją Rosji na Ukrainę w rozmaitych formach zależności było ponad 100 tys. osób. Mówimy tu o ofiarach handlu ludźmi, zmuszanych do prostytucji, pracujących przymusowo. Ten problem nie wyrósł nagle z podziemi. Wojna, kryzys graniczny, masowe kreowanie słabych społecznie osób, sprawia, że kryminaliści lokują tam swoje aktywności. To jest czysta kryminologia zastosowana z rozumem. Musimy mieć świadomość, że problem handlu ludźmi jest zjawiskiem globalnym, występującym wszędzie. Rzecz polega na tym, żeby być tego świadomym i do tego nie dopuścić. Polska ukochała sobie nie zajmować się tym problemem. Jakkolwiek cynicznie by to nie zabrzmiało, wojna w Ukrainie zwróciła uwagę na problem handlu ludźmi w Polsce.

W przypadku uchodźców z Ukrainy rzecz dotyczy głównie kobiet i dzieci. Trzeba pamiętać, że w latach 2015-2016, gdy uciekano przed wojną w Syrii, zniknęło od 10 do 12 tys. dzieci. Mężczyźni byli wykorzystywani w pracy, kobiety w domach publicznych.

– Wiemy o kilkuletniej dziewczynce, która z Ukrainy do polskiej granicy podróżowała z męskimi krewnymi, a później już zupełnie sama. Nic złego się na szczęście nie wydarzyło, ale mama miała kłopoty z ustaleniem, gdzie jest i z kim. Wolontariuszka znalazła ją na peronie i czekała z nią siedem godzin, aż do momentu, gdy pojawiła się mama. Na szczęście dziewczynka miała ze sobą akt urodzenia, więc można było bez problemów ustalić pokrewieństwo między nimi – mówi Irena Dawid-Olczyk

Szefowa fundacji La Strada zwraca uwagę, że jeśli dziecko nie ma paszportu, powinno mieć przy sobie właśnie akt urodzenia. Organizacja, która od lat zajmuje się przeciwdziałaniem handlu ludźmi, zaleca także dołączenie kartki z informacją, kto z rodziny został na Ukrainie wraz z numerem telefonu do tej osoby. Na kartce powinna się też znajdować informacja, do kogo dziecko jedzie w Polsce, jaki jest stopień pokrewieństwa z tą osobą, i jak można się z tą osobą skontaktować.

– Każde dziecko, którym możemy się właściwie zaopiekować, jest ważne. A mam wrażenie, że jesteśmy dość niefrasobliwi w kwestii powierzania nad nimi opieki. Teraz mogą zdarzyć się sytuacje, że kilkulatek pójdzie z ciocią, którą widzi pierwszy raz na oczy. No bo jak ma mówić? Nie powie przecież: pani. Oczywiście łatwiej jest powierzyć dziecko osobie chętnej, mówiącej tym samym językiem niż wozić to dziecko do sądu i później do pogotowia opiekuńczego. Lepiej jednak zadać sobie więcej trudu i zapewnić mu miejsce w instytucjonalnej jednostce – ostrzega szefowa fundacji La Strada.

W mediach społecznościowych można przeczytać coraz więcej ogłoszeń dotyczących dzieci. Rodzice poszukują 4-letniego Saszy, który znajdował się pod opieką babci i zaginął na Ukrainie podczas ewakuacji z miejscowości Sukholuchchya nad Dnieprem. Wraz z babcią dwoma psami i sześcioma osobami płynęli łodzią przez rzekę. Po 10 minutach stracono z nimi kontakt. Gdy znaleziono łódź, odkryto, że babcia nie żyje, a chłopca nie ma. Możliwe, że przekroczył granicę z kimś innym.

Specjaliści zajmujący się migracją i kryzysem uchodźczym wskazują, że już niebawem może pojawić się inny problem: wykorzystywania w pracy.

– Zarówno w Medyce, jak i na dworcu w Przemyślu można znaleźć wiele ogłoszeń o pracy agencji i prywatnych przedsiębiorców. Zastanawiam się, czy ktoś je weryfikuje, co to jest za praca, czy nie są to jednak agencje nastawione na wyzysk. Wiemy, że problem wyzyskiwania obywateli Ukrainy do pracy przymusowej, poniżej minimalnych stawek czy w niebezpiecznych warunkach, jest dosyć powszechny. Mogą się więc też pojawić nieuczciwi pracodawcy, którzy będą chcieli wykorzystać trudne położenie uciekinierów wojennych – zwraca uwagę przedstawicielka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Kruczkowski z Biura Prezydenta Przemyśla znowu uczula, żeby ignorować te oferty. Obok Tesco znajduje się punkt, w którym weryfikowane są osoby oferujące transport. Często są to też przyszli pracodawcy, którzy oferują pracę i nocleg.

– Obawiamy się, że nie wszyscy pracodawcy okażą się fair i będą wykorzystywać tę sytuację, żeby nie płacić czy gorzej traktować. A kobiety mogą być na tyle zdeterminowane, żeby zgadzać się na taką pracę, której wcześniej nawet by nie rozważały. Myślę, że za miesiąc lub dwa, będą się do nas zgłaszać pracownicy w tej sprawie. Przypominamy: Prawo pracy nie zostało zawieszone – słyszę od szefowej fundacja La Strada.

Mają dobre oko

Przemyśl i kolejne punkty graniczne przygotowują się na kolejną falę uchodźców. Czekają na uruchomienie korytarzy humanitarnych. Wolontariusze są wyczerpani, nie śpią, pracują ponad siły, przestępcy polują.

"Bild" dotarł do treści posta, który pojawił się na Twitterze dzień po ataku Rosji na Ukrainę: "Wojna zawsze gdzieś jest. Myślę przede wszystkim o młodych Ukrainkach, które niedługo tu będą. To będzie przyjęcie!". Dwa tygodnie później można było przeczytać: "Wreszcie średni wiek w burdelu został skorygowany w dół".

Inge Kleine, członkini zarządu monachijskiego centrum poradnictwa dla kobiet Kofra, zna metody agencji towarzyskich. – Zwykle mają dobre oko i wiedzą, kto jest szczególnie wrażliwy. Zamiast używać brutalnej siły, takie sieci działają bardziej subtelnie, obiecując pomoc dla rodziny, a tym samym wywierając presję psychologiczną na kobiety, aby stały się prostytutkami. – Często odbiera się im paszporty pod pretekstem "przejęcia za nich biurokracji" – mówi Kleine niemieckiemu dziennikowi "Bild".

Jak przeciwdziałać handlowi ludźmi?

– Po pierwsze musi być bardzo ścisły system kontroli. Nie możemy spuścić z oka żadnej osoby. Wiem, że przy ponad dwóch mln ludzi, którzy przekroczyli naszą granicę, wydaje się to niewykonalne. Nic na to nie poradzimy. Taki jest wymóg. Po drugie ważne jest budowanie świadomości kobiet. Trzeba ostrzegać je i oswajać z myślą, że nie wszyscy mogą mieć wobec nich dobre zamiary. Po trzecie, trzeba również budować świadomość całego społeczeństwa – zdradza abecadło prewencji prof. Lasocik.

Ośrodek Badań Handlu Ludźmi na Uniwersytecie Warszawskim wydał ponad 600 tys. ulotek po polsku, angielsku, rosyjsku i ukraińsku. Część jest dystrybuowana na granicy, część we Lwowie. – Naszym działaniom przyświecają hasła: Żadna ukraińska kobieta nie może stać się ofiarą handlu ludźmi na polskiej ziemi. Żadne ukraińskie dziecko nie może być oddzielone od matki i zniknąć – dodaje pracownik naukowy.

Fundacja La Strada również przygotowała ulotki. Można na nich przeczytać, żeby trzymać się dwójkami i trójkami, nie wsiadać do samochodu pojedynczo. Sfotografować kierowcę – za jego zgodą – z prawem jazdy i wysłać zdjęcie bliskim. Zapisać numer rejestracyjny samochodu, którym się jedzie.

Olga – część II

Pamiętacie blond piękność, która nocowała u Szczepana? Miała lecieć do Turcji i uparła się, że tak zrobi. Rano ruszyli więc na lotnisko, ale Polak celowo jechał tak wolno i tak długo, żeby opóźnić jej wyjazd. W końcu zadzwonił do Lilii. – Słuchaj, mam złe przeczucia. Olga może trafić do domu publicznego w Turcji. Próbowałem z nią rozmawiać, ale do niej nic nie dociera. Co robić?

– Natychmiast zadzwoniłam na policję. Po chwili odebrałam telefon z posterunku na Okęciu. Przesłałam mundurowym skan paszportu Ukrainki, który otrzymałam od znajomego. Strażnicy robili wszystko, żeby ją przetrzymać i żeby nie wsiadła na pokład samolotu. Skontaktowali się też ze sponsorem biletu, który usłyszawszy, że zainteresowały się nim służby mundurowe, natychmiast się spłoszył. Zadzwonili też do mnie. Potwierdzili nasze obawy i poinformowali o swoich podejrzeniach, że prawdopodobnie kobieta miała trafić do agencji towarzyskiej – relacjonuje Lila.

– Dopiero wtedy do Olgi dotarło, jak bardzo była naiwna. Przyznała, że mając cel podróży, poczuła się dziwnie bezpieczna, wyłączyły się jej światełka alarmowe i nie dopuszczała do siebie ostrzegawczych sygnałów. Gdyby nie czujność Szczepana i właściwe działanie policji, to trafiłaby do piekła. Mój znajomy, cichy bohater tej sytuacji, znalazł jej bezpieczne mieszkanie, w którym może przebywać przez jakiś czas – opowiada wolontariuszka.

Imiona niektórych bohaterów zostały zmienione.

Więcej o: