Każdy, kto kocha ujemne temperatury i arktyczny klimat powinien z pewnością spróbować swoich sił i wybrać się na Spitsbergen - norweską wyspę położoną na arktycznym archipelagu Svalbard. Tam czas płynie zupełnie inaczej, a temperatura latem osiąga przeważnie kilka stopni powyżej zera. Z kolei rekord ujemnych temperatur padł tam w marcu, pod koniec XX wieku i wynosił -45 stopni Celsjusza.
Na wyspie położone jest również niezwykle ciekawe miasto Longyearbyen. Obszar ten słynie przede wszystkim z dość nietypowego zakazu. Mianowicie, na terenie Longyearbyen mieszkańcom nie wolno umierać. W przypadku zbliżającej się śmierci czy bardzo złego stanu zdrowia, dana osoba wysyłana jest do innego norweskiego miasta - znajdującego się nieco bardziej na południe. Jak można się łatwo domyśleć ma to związek z mrozem panującym na tym terenie. O co dokładnie chodzi? Skąd wziął się zakaz?
Dwucyfrowy mróz i arktyczny chłód, który nie opuszcza mieszkańców Longyearbyen niemalże przez cały rok, znacząco utrudnia rozkład zwłok. Wieczna zmarzlina, która jest charakterystyczna dla obszarów wysuniętych na północ, po prostu konserwuje w ziemi martwe ciało. Dlaczego jest to jednak zabronione? Przede wszystkim ze względów sanitarnych. Zamrożone wirusy podczas cieplejszego okresu mogłyby spowodować śmiertelne niebezpieczeństwo i wybuch epidemii.
Odmiana podtypu wirusa grypy typu A, czyli tzw. hiszpanka, swoje żniwo zebrała pod koniec I wojny światowej. W ciągu zaledwie dwóch lat (1918-1920) zmarło przeszło 50 milionów osób na całym świcie. Wirus nie ominął wówczas i Longyearbyen, do którego przybył statkiem wiozącym pracowników do kopalń węgla kamiennego, z których również słynie miasto. Kilka osób w wyniku zakażenia wirusem i zachorowania na tzw. hiszpankę zmarło. Pochowano ich na miejscowym cmentarzu i oznaczono groby białymi krzyżami. W połowie XX wieku, okazało się jednak, że pochowane na cmentarzu ciała nie uległy całkowitemu rozkładowi. Od tamtego momentu umieranie i chowanie zwłok na terenie Longyearbyen jest surowo zakazane.
Więcej podobnych wiadomości przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Przy ociepleniu, które zresztą w ostatnich latach jest niezwykle silnie odczuwalne na Arktyce, dochodzi do topnienia wiecznej zmarzliny. To niestety tworzy kolejny globalny skutek postępujących zmian klimatycznych. "Proces budzenia się wirusów i bakterii w wiecznej zmarzlinie już się rozpoczął. Cztery lata temu, gdy na Półwyspie Jamalskim niespodziewanie pojawił się wąglik, okazało się, że jest to uśpiona bakteria, która lata temu dziesiątkowała renifery, a po przebudzeniu przeniosła się na ludzi. Wszystkie te zagrożenia wiążą się w prosty sposób ze zmianami klimatycznymi, przekonuje Climate KIK" - możemy przeczytać na portalu Teraz Środowisko.
Warto również dodać w kontekście rozmarzania wiecznej zmarzliny, że rekord dodatniej temperatury na wyspie Spitsbergen padł w 2020 roku. Termometry pokazały wówczas aż 23 stopnie powyżej zera.
Kolejnym charakterystycznym elementem tego arktycznego miasta jest obecność niedźwiedzi polarnych. Każdy człowiek poruszający się poza miejskimi okolicami Svalbard powinien być wyposażony w strzelbę. Oczywiście nie oznacza to, że widząc w oddali niedźwiedzia można bezkarnie oddać w jego kierunku strzał. Strzelby można użyć wyłącznie w przypadku bezpośredniego spotkania z tym drapieżnikiem i zagrożenia życia. W pierwszej kolejności powinno się jednak próbować odstraszyć zwierzę z odległości co najmniej 200 metrów. Jeżeli niedźwiedź w takim przypadku nie wycofa się, a nasze życie będzie zagrożone, prawo pozwala na jego zastrzelenie. Każdorazowe zabicie niedźwiedzia jest jednak dokładnie badane, a polowanie na te zwierzęta surowo zabronione.
Coraz więcej niedźwiedzi polarnych w Longyearbyen to jednak kolejny problem związany ze zmianami klimatu. Topniejąca pokrywa lodowa Arktyki zmniejsza z roku na rok obszary zamieszkiwane przez te drapieżniki. Ich tereny łowieckie zaczynają się zmniejszać, przez co zwierzęta podchodzą znacznie bliżej miejsc zasiedlonych przez człowieka w celu poszukiwania pożywienia. Jak informuje BBC, według norweskich władz archipelag dwa lata temu zamieszkiwało ok. trzech tysięcy mieszkańców, a niedźwiedzi około tysiąca.
Zobacz też: Jak wygląda połów krabów na norweskich morzach? "Ekstremalne warunki dla duszy i ciała"