Stewardesa o ciemnych i jasnych stronach latania. "Kiedyś ten zawód był bardziej glamour"

Czy alkohol w samolocie powinien być zakazany? Jak radzić sobie ze strachem przed lataniem? Które loty są najweselsze? I kto najczęściej rozrabia na pokładzie? Rozmawiamy ze stewardesą Teresą Grzywocz, która od 17 lat żyje pomiędzy niebem a ziemią.

Urszula Abucewicz, Gazeta.pl: Czy w twoim przypadku można powiedzieć, że spełniło się powiedzenie: "Uważaj, o czym marzysz, bo marzenia czasem lubią się spełniać?".

Teresa Grzywocz: Nigdy nie marzyłam o tym, żeby zostać stewardesą. O tym, że wykonuję ten zawód, zadecydował przypadek. Znalazłam ogłoszenie o pracę w gazecie i poszłam na dzień otwarty. To było prawie 17 lat temu, a ja wciąż latam.

Kiedyś z tym zawodem związany był o wiele większy prestiż, był bardziej glamour. W latach 60. czy 70., gdy granice były zamknięte, a półki w sklepach świeciły pustkami, będąc stewardesą można było podróżować, zwiedzać świat i mieć dostęp do towarów, o których w szarej Polsce można było pomarzyć.

Teraz to praca z pasażerem, z drugim człowiekiem. Niemniej mówienie o nas, że podajemy kawę czy herbatę jest krzywdzące. Potrafimy przeprowadzić ewakuację samolotu w 60 sekund, udzielić pierwszej pomocy czy odebrać poród.

Przez cztery lata latałam w liniach komercyjnych, a od trzynastu na prywatnych jetach. To inny rodzaj pasażera i inny rodzaj pracy.

Teresa Grzywocz od 17 lat żyje pomiędzy niebem a ziemiąTeresa Grzywocz od 17 lat żyje pomiędzy niebem a ziemią Archiwum prywatne

Wróćmy do czasów, gdy latałaś liniami pasażerskimi. Czy podróżni mocno dawali ci w kość?

Na pewno ci nadużywający alkoholu. Pamiętam grupę starszych pań, które w torebkach ukryły nalewki i co jakiś czas wyciągały buteleczki i sobie popijały. Były wyraźnie rozbawione. Wniesienie własnego alkoholu na pokład jest nielegalne. Nie możemy na to pozwalać, kilka razy więc podchodziłyśmy do nich i prosiłyśmy, żeby przestały. Niestety długo nie reagowały na nasze prośby, dlatego w końcu musiałam je poprosić o oddanie wszystkich butelek.

Gdy dolecieliśmy na miejsce, wszystkie je oddałam, żeby dalej mogły się raczyć. W końcu leciały na wakacje. Ich reakcja po wylądowaniu miło mnie zaskoczyła. Usłyszałyśmy, że jesteśmy najładniejszą załogą, z którą leciały, poprosiły o wspólne zdjecia, były bardzo szczęśliwe. Ale takie sytuacje to rzadkość.

Bywa gorzej?

Niestety, gdy pasażerowie nadużywają alkoholu, to często dochodzi do bójek na pokładzie. Pamiętam jedną taką sytuację, gdy panowie siedzący na przeciwnych krańcach samolotu zaczęli się bić. Byli bardzo pijani, a z racji tego, że personel pokładowy ma sporo obowiązków, nie wiedzieliśmy, kto kogo obraził. Na szczęście w naszym zespole był steward, któremy udało się skutecznie ich rozdzielić i usadzić z powrotem.

Czy już wsiadając do samolotu, wiesz, czego możesz się spodziewać? Czy są bardziej rozrywkowe loty, w których pasażerowie nie wylewają za kołnierz?

Niestety tak. Kierunki wakacyjne zawsze były bardzo rozrywkowe. Pasażerowie nie tylko kupowali u nas alkohol, ale mieli też własny. Możemy mówić, że te loty były rozrywkowe lub wesołe, ale myślę, że trzeba nazwać rzecz po imieniu, żeby były to najbardziej pijane loty. A szczególnie te lecące do Egiptu. Pamiętam, że po wylądowaniu, gdy pasażerowie już wysiedli, a my zaczęłyśmy obchód, sprawdzałyśmy kabiny, czy wszystko zostało zabrane i nagle patrzymy, a tu w pustym samolocie siedzi dziecko. Po chwili przybiegła matka. Dopiero w autobusie zorientowała się, że o kimś zapomniała.

Kobieta z partnerem podczas lotu zamówiła kilka drinków i najwyraźniej uderzył jej do głowy. Pasażerowie o tym często zapominają, że alkohol na wysokości działa zdecydowanie szybciej. I gdy na ziemi, po wypyciu dwóch, trzech drinków nie czujemy dużej różnicy, w samolocie w związku ze zmianą ciśnienia różnie bywa.

Czasem alkohol potrafi też zdziałać cuda. Jeden z mężczyzn tak intensywnie raczył się whisky, że choć przyjechał do samolotu na wózku inwalidzkim, to już wyszedł o własnych siłach. Najwyraźniej alkohol może uleczyć.

Twoja praca wiąże się również z rozłąką z najbliższymi. Często też, gdy ty wykonujesz swoje służbowe obowiązki, inni świętują np. Nowy Rok i dziwią się, że jesteś taka smutna i poważna.

Zdarzało mi się spędzać święta z dala od domu i biegać z butelkami szampana po samolocie, gdy właśnie zaczynał się nowy rok. Pamiętam, że gdy lecieliśmy z Londynu do naszej bazy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdy wybiła północ i gdy wszyscy zaczęli krzyczeć, jeden z pasażerów zwrócił nam uwagę, że jesteśmy smutne i w ogóle się nie bawimy. A my w tym czasie uwijałyśmy się jak w ukropie, żeby spełnić życzenia wszystich pasażerów i polewać alkohol. Pasażerowie nie zawsze rozumieją, że gdy oni świętują, my jesteśmy w pracy.

Były również przypadki, gdy to ja chciałam świętować i odprawiano mnie z kwitkiem. 17 lat tamu święta Bożego Narodzenia spędzałam razem z załogą w Malezji. 24 grudnia zamiast więc pierogów i śledzi jadłam sushi. A osiem lat temu, gdy przyszło mi witać Nowy Rok w Wietnamie, czekało mnie rozczarowanie. Gdy siedziałam w barze hotelowymi razem z pilotami, w pewnym momencie podszedł do nas kelner i powiedział, że zamykają. "Ale jak to? Jest tuż przed północą, a wy zamykacie? Jest Nowy Rok" – zauważyłam. A kelner spokojnie odparł: "My dzisiaj nie świętujemy, dla nas to jest normalny dzień". Wypiliśmy więc po drinku, poczekaliśmy aż wybije północ i poszliśmy spać.

Szef Ryanaira Michael O`Leary w jednym z wywiadów postulował zakaz sprzedaży alkoholu na lotniskach. Może też napoje wysokoprocentowe powinny zniknąć z pokładów samolotu?

Sprzedajemy alkohol podczas lotów. Takie są fakty. W niektórych liniach jest bezpłatny i pasażerowie mogą bez ograniczeń zamawiać drinki. Jeśli widzimy, że podróżny wypił już wystarczająco dużo, to wtedy wprowadzamy jedną z metod: spowalniamy serwis, rozcieńczamy drinka, kilka razy zapominamy przynieść, w ostateczności odmawiamy.

Alkohol jest dla ludzi. My jako pasażerowie powinniśmy się ograniczać i zdawać sobie sprawę z tego, że w powietrzu procenty szybciej uderzają do głowy. Gdy lecę na wakacje też lubię wypić kieliszek czerwonego wina do obiadu. Gdy ktoś leci na wymarzony urlop czy miesiąc miodowy, nie może wypić jednego toastu? Wycofanie alkoholu ze sprzedaży i z serwisu podczas lotów nie ma sensu, ponieważ ludzie zawsze znajdą sposób, żeby go jakoś przemycić.

Widok z samolotuWidok z samolotu Archiwum prywatne Teresy Grzywocz

Czy zdarzyły ci się sytuacje wzruszające? Jak z komedii romantycznych?

Pracowałam wtedy w Emiratach Arabskich, to był lot z Londynu do Abu Dabi i w pewnym momencie przychodzi do nas młody człowiek i pyta, czy mógłby zamówić szampana, bo on ma specjalną okazję. Jaką? - dopytuję. Chcę poprosić ukochaną o rękę – odpowiedział. To rzeczywiście była bardzo wzruszająca chwila. Mężczyzna poprosił swoją partnerkę o rękę, na pokładzie rozległy się oklaski, a my przyniosłyśmy z pierwszej klasy szampana. Ja wysiadłam w Abu Dabi, a oni polecieli do Bangkoku na wakacje.

W pamięci utkwiła mi też dwudziestokilkulatka, która leciała z Indii do USA do Nowego Jorku. Przyszła do nas i zapytała, czy mogłybyśmy pożyczyć jej cień do oczu i szminkę. "Pewnie, oczywiście" – odpowiadam. "A dlaczego się pani tak nagle maluje w samolocie?" - dopytuję. "Bo lecę spotkać się z przyszłym mężem" – usłyszałam. "Długo się nie widzieliście?" - zapytałam. "Jeszcze go na oczy nie widziałam". Okazało się, że rodzina zaaranżowała ich związek.

Od trzynastu lat latasz na jetach. Jakich pasażerów obsługiwałaś?

Chroni mnie klauzula poufności i nie mogę zdradzić zbyt wiele. Powiem tylko, że w 2012 roku leciałam z patriarchą moskiewskim Cyrylem. Podczas lotu siedział spokojnie z tyłu samolotu i czytał Pismo Święte. Najbardziej zdziwił mnie jeden z ochroniarzy, który przyszedł do kuchni i zapytał, czy mam na pokładzie alkohol, łyknął setkę wódki i wyszedł. Cyryl zaś, gdy opuszczał samolot, każdą osobę z obsługi chwycił za dłoń, wręczył bransoletkę i pobłogosławił.

Teresa Grzywocz od 13 lat lata na jetachTeresa Grzywocz od 13 lat lata na jetach Archiwum prywatne

A aktorzy i celebryci jak się zachowują?

Są tacą, którzy witają się, ściskają dłoń, przedstawiają się i wychodząc mówią: "Bardzo miło było cię spotkać". Ale zdarzają się różne sytuacje.

Leciałam kiedyś z młodym amerykańskim aktorem, który bardzo zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Na jetach zadaniem stewardes jest także umycie talerzy, kuchnia wyposażona jest w zlew. I po serwisie zmywam naczynia i w pewnym momencie wchodzi ten aktor i mówi: "Dawaj ścierkę. Pomogę ci".

Częściej jednak zdarzają się sytuacje, w których nasi pasażerowie chcą, żeby ich lot odbył się w spokoju. Wtedy przed startem przychodzą do nas ich menedżerowie. Pamiętam, że jeden z nich wręczył mi napiwek i powiedział: "Nie odzywaj się do niego i nie żartuj zbyt dużo". Rozumiem, że starają się chronić prywatność swoich podopiecznych, ale czasami ich zachowanie jest naprawdę przesadne. Kapitan, który przyszedł się przywitać z popularną piosenkarką starszego pokolenia i powiedział, że to wielki zaszczyt pilotować samolot z taką osobistością na pokładzie – został natychmiast wyrzucony z maszyny. Gwiazda spojrzała na menedżerkę i powiedziała: Natychmiast wylatuje z samolotu. Wyrzuciła kapitana, bo miał czelność zwrócić się do niej bezpośrednio, a z nią rozmawia się tylko przez asystentkę.

Co trzeba zrobić, żeby zostać stewardesą?

Linie lotnicze organizują dni otwarte. Warto tam pójść i wziąć ze sobą CV ze zdjęciem. Rekrutacja podzielona jest na kilka etapów. Na kandydatów czeka albo test z języka angielskiego, albo rozmowa w języku angielskim, następnie bezpośrednia rozmowa z rekruterem i praca w grupie. Po każdym etapie następuje eliminacja i ostatecznie zostaje wybranych kilka osób.

Aby móc jednak wykonywać pracę stewardesy, trzeba odbyć 6-tygodniowe szkolenie. To jak powrót do szkoły. Śmiałam się, że tak jakbym miała studia na cały etat, bo zajęcia odbywały się sześć dni w tygodniu, a materiału było naprawdę dużo. Dowiadywaliśmy się o bezpieczeństwie w samolocie, o sprzęcie, który mamy na pokładzie. Trzeba wiedzieć, gdzie on jest, jak go sprawdzić i jak wykorzystać. Na szkoleniu jest dużo zajęć praktycznych, ćwiczenia z ewakuacji, gaszenia pożarów, pierwszej pomocy, trzeba umieć zrobić masaż serca, sztuczne oddychanie, dowiadujemy się o tym, jak przyjąć poród na pokładzie. Codziennie był test z jedną możliwością poprawy, gdy i poprawkę się oblało, trzeba się było pakować i wracać do domu.

To było bardzo intensywne sześć tygodni, podczas których trzeba było mocno skupić się na nauce. U mnie dodatkowo dochodził stres, że nie wszystko rozumiałam. Mój angielski wtedy nie był na najwyższym poziomie, a tu nie dość, że padają słowa w obcym języku to jeszcze fachowe dotyczące lotnictwa. Zacisnęłam zęby i kułam po nocy. Opłacało się.

Jak poradzić sobie ze strachem przed lataniem?

Zależy jaki to jest strach, bo jeżeli jest to obezwładniający lęk, który może wywoływać nawet panikę, to najlepiej udać się na terapię. Jeżeli kogoś paraliżuje strach, to nie powinien wsiadać na pokład samolotu.

Jeżeli jest to obawa przed lataniem, to jest kilka metod, w jaki sposób przygotować się do lotu. Przyjedźmy na lotnisko dzień czy dwa dni wcześniej, zobaczmy, że samoloty startują i lądują, a ludzie szczęśliwie docierają na miejsce. Przeczytajmy więcej o swoim locie, przyjedźmy dużo wcześniej na lotnisko, żeby nie biec, nie stresować się, tylko mieć zapas czasu, może na to, żeby coś zjeść, wypić kawę czy po prostu oswoić się z sytuacją. A gdy już będziemy na pokładzie samolotu, poinformujmy obsługę, że boimy się latania, wtedy w sytuacjach stresowych będziemy mogły kontrolować sytuację. Weźmy też ze sobą na pokład książkę, włączmy muzykę, zadbajmy o wzięcie przekąsek, postarajmy się zagłuszyć myśl, że zaraz na pewno się rozbijemy, dojdzie do katastrofy czy samolot stanie w płomieniach. Z roku na rok dochodzi do coraz mniejszej liczby katastrof samolotowych. Jeśli jednak strach przed lataniem jest obezwładniający, to trzeba udać się do profesjonalisty.

Teresa Grzywocz od 17 lat pracuje jako stewardesa. Prowadzi bloga Z życia stewardessy wzięte. Jest autorką następujących książek: "Etat w chmurach", "Z chmur do Azji", "Opowieści pokładowe" i "Lotniskowy zawrót głowy".

Więcej o: