Więcej informacji o Polsce i świecie przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Gdy leśniczy dostrzegł niedźwiedziątko błąkające się tuż przy domostwach w Teleśnicy, nad rzeką, szybko postanowił działać. Wiedział, że w okolicy bytuje niedźwiedzica z dwojgiem pociech, ale po sprawdzeniu, czy w pobliżu nie ukrywa się stęskniona matka z drugim niedźwiadkiem, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Tym bardziej że zamiast tropów niedźwiedzi, odnalazł inne – ślady dwóch wilków, które szły za nim. Leśniczego zaniepokoiły też ślady krwi, które dostrzegł na śniegu. Maleńka niedźwiedzica szła w kierunku domostw wzdłuż potoku i utknęła nad wezbraną rzeką. Próbowała wspiąć się na urwisty brzeg, ale nie dała rady.
"Obserwacja zwierzęcia wskazała na to, że jest wychudzone, mocno osłabione oraz ma problemy z chodzeniem - ciągnie tylne łapy. Jego los wydawał się przesądzony... Trzeba było działać" – czytamy na profilu facebookowym Nadleśnictwa Ustrzyki Dolne.
Poinformowany o sprawie dyrektor Wojciech Wdowik wydał zgodę na schwytanie niedźwiadka. A pomoc przy odłowieniu zwierzęcia zapewnił Powiatowy Lekarz Weterynarii z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Ustrzykach Dolnych. Natychmiastowa akcja zakończyła się sukcesem. Mała niedźwiedzica znalazła schronienie w Ośrodku Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu. Ada – bo takie otrzymała imię – dochodzi do siebie. Pracownicy ośrodka zapewniają, że jeśli tylko stan niedźwiedzia na to pozwoli, podejmą próbę przywrócenia go do naturalnego środowiska.
Pod postem rozgorzała dyskusja, czy zachowanie leśniczego było heroiczne i empatyczne, czy wręcz przeciwnie, było niepotrzebną ingerencją. Większość komentujących życzy malutkiej Adzie powrotu do zdrowia. "Trzymaj się maluszku i szybciutko zdrowiej. Miałeś duże szczęście, że znalazł cię Pan Leśniczy i wiedział co robić, żeby ci pomóc. Teraz już jesteś w dobrych rękach. Będzie dobrze" – pisze pani Barbara.
Źródło: korsosanockie.pl / Facebook