Tatry. Plaga pijanych "turystów". Szczyt nieodpowiedzialności

Tatry wciąż cieszą się dużym zainteresowaniem wśród turystów, a co za tym idzie, pełne ręce roboty mają ratownicy TOPR. Szkoda, że z opresji muszą ratować bardzo nieodpowiedzialnych urlopowiczów.

Więcej takich tematów na stronie głównej Gazeta.pl.

W kronice Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego pojawia się coraz więcej relacji z interwencji, których powodem są pijani turyści. W piątek 30 października do dyżurnego o godz. 16:24 zadzwonił turysta, który poinformował, że jego kolega przesadził z alkoholem i leży na szlaku z Iwaniackiej Przełęczy na Ornak i nie ma z nim kontaktu.

Zobacz wideo Policja pokazała weekendowe obrazki spod Tatr. Tłumy na ulicach i stokach

Jeden był nieprzytomny, drugi zadzwonił po pomoc, trzeci ruszył na szczyt

Ratownicy uruchomili śmigłowiec, ale silny wiatr uniemożliwił wykonanie desantu. Maszyna poleciała więc w rejon grani i stamtąd ratownicy pieszo udali się do znajdującego się poniżej turysty. Gdy dotarli na miejsce, ratownicy wybudzili mężczyznę i zaczęli go sprowadzać na dół, ale ponieważ szło to powoli, do pomocy wyjechało na Ornak kolejnych pięciu ratowników, którzy przed godz. 19:00 dotarli do kolegów sprowadzających mężczyznę. Ostatecznie przed godz. 19:30 udało się doprowadzić turystę do schroniska.

Gdy wydawało się, że misja została zakończona, jeden z kolegów zauważył, że nie ma jeszcze jednego mężczyzny z grupy, który mniej pijany postanowił sam iść dalej na grań Ornaków. Choć jego znajomi próbowali przekonać go, aby zrezygnował z tego pomysłu, ten mimo wszystko kontynuował wędrówkę. "Próby dodzwonienia do niego nie powiodły się. Po godz. 21:00 przekazał wiadomość kolegom, że cały i zdrowy dociera do schroniska na Chochołowskiej" – czytamy w relacji Adama Maraska.

Źródło: Kronika TOPR / WP

Więcej o: