Puck. Dla jednych "płytka miska mętnej wody", dla innych okno na świat

- Zapewne wszyscy słyszeli, że to właśnie tutaj w Pucku doszło do symbolicznego zaślubienia Polski z morzem. Cieszymy się z tego faktu, bo co roku w lutym miasto ożywa, a my możemy gościć znamienite osobowości z Polski i ze świata. A kto słyszał o zatopionym średniowiecznym porcie, puckim Wokulskim, poczcie butelkowej i o tym, że król Jan III Sobieski bywał na niejednym kaszubskim weselu? - słyszę od Eweliny Daneckiej, pucczanki od urodzenia, która oprowadzi nas po mieście.

Więcej takich tematów na stronie głównej Gazeta.pl.

Polska to nie tylko duże, cieszące się popularnością miasta. To także wiele mniejszych miejscowości, które potrafią zachwycić nie mniej niż te najsłynniejsze. Poprosiliśmy ich mieszkańców i osoby, dla których są to miasta rodzinne, by wam o nich opowiedziały. Tak powstał cykl "Stąd jestem", na którego kolejne odcinki zapraszamy was w sobotę co dwa tygodnie o godzinie 19.

***

Ewelina Danecka urodziła się w Pucku dziesięć lat po II wojnie światowej. Jej tato przyjechał na Wybrzeże tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości ze Śląska. Otrzymał tu pracę w Morskim Dywizjonie Lotniczym, w którym testowano samoloty lądujące na wodzie.

Był jednym z tych, którzy pracowali i przyczynili się do tworzenia nowoczesnego miasta, które po tym, gdy gen. Haller wrzucił platynowy sygnet do morza, poczuło wiatr w żaglach i zaczęło wyrywać się do przodu.

Pucka riwiera

– Po symbolicznych zaślubinach, do których doszło 10 lutego 1920 roku, zaczęła się dla miasta dobra karta, czas prosperity. Zaczęły wyrastać nowe budynki, ściągali tu pracownicy ze swoimi rodzinami, pojawili się nawet pierwsi turyści, którzy wówczas nazywani byli kuracjauszami, a nasza Zatoka Pucka zyskała status riwiery – opowiada Ewelina Danecka, od dwudziestu lat przewodniczka po Pomorzu, która cieszy się, że mieszkając tutaj ponad 60 lat, mogła obserwować lata wzlotów, upadków, stagnacji, stabilizacji czy niepokojów i patrzeć jak miasto się rozwija i pięknieje.

Rocznica zaślubin Polski z morzemRocznica zaślubin Polski z morzem Ewelina Danecka

Obchody setnej rocznicy zaślubin Polski z morzemObchody setnej rocznicy zaślubin Polski z morzem Fot. Michał Ryniak / Agencja Wyborcza.pl

Rok temu w Pucku świętowano setną rocznicę zaślubin Polski z morzem. – Mieszkańcy przez pół roku przygotowywali się do tego wydarzenia, ćwiczyli tańce z czasów międzywojennych, by potem zatańczyć na balu stulecia, w którym każdy bez wyjątku musiał się stawić w przebraniu z epoki. Szkoda, że raz na sto lat, odbywają się takie uroczystości – wzdycha pani Ewelina.

Bal stuleciaBal stulecia Ewelina Danecka

Źródło życia

Życie puckiej społeczności i jej tożsamość warunkuje i kształtuje morze. – Woda jest źródłem życia, zarówno dla ludzi, zwierząt czy roślin. Na plażach nad zatoką uczyliśmy się jako dzieci pływać, łowiliśmy ryby, chodziliśmy na spacery. Strefa przybrzeżna jest płytka, więc jest bezpiecznie, 300 metrów wgłąb morza latem można dostrzec pływaków, a zimą morsowiczów. Zawsze, zarówno gdy byłam jeszcze nastolatką, jak i teraz urzeka mnie widok na Półwysep Helski. Za każdym razem jest inny i przynosi inne doznania. Czasem woda jest gładka jak tafła szkła, czasem półwysep wyłania się z mgły, czasem ptaki snują się po wodzie - zawsze te krajobrazy i kontakt z wodą działają na mnie niemal terapeutycznie i przynoszą ukojenie – zauważa.

W innym miejscu w Kaczym Winklu, gdzie pojawiają się, a nawet zimują łabędzie, kaczki czy mewy pani Ewelina zauważyła raz czarnego łabędzia i oto miała wrażenie, że sama natura tworzy takie przepiękne dzieła niczym "Jezioro Łabędzie".

– Widoki na miarę dzieł sztuki można oglądać, zatrzymując się nieopodal Kaczego Winkla. Rozciąga się stąd widok na Półwysep Helski, miasto z wieżą kościoła i całą zatokę, po której suną żaglówki, a molo wgryza się w morze. W tym miejscu i wieczorem i rano przy każdej pogodzie nic nie pozostaje, jak tylko zachwycić się – mówi przewodniczka.

Widok z Kaczego WinklaWidok z Kaczego Winkla Ewelina Danecka

– Już zresztą gdy wjeżdżamy do miasta z daleka rzuca się w oczy Kępa Pucka, wzniesienie, na którym usadowił się Puck. Z panoramy na pierwszy plan wybija się sylwetka gotyckiego kościoła i wskazuje kierunek do jakiego zdążamy, ponieważ znajduje się w centrum miasta, na starym rynku, na którym zachowała się zabudowa z poprzednich wieków – dodaje.

Stary rynek w mieścieStary rynek w mieście Piotr Wytrazek / shutterstock

Na rynku można się zaszczepićNa rynku można się zaszczepić Ewelina Danecka

Centrum życia

Życie Pucka toczy się wokół strefy morskiej – molo, portu żeglarskiego i starego portu. Szczególnie port jachtowy jest tłumnie oblegany, nic dziwnego, że wkrótce miasto zyska powiększoną marinę, która po przebudowie pomieści 200 jachtów różnej klasy. W tym roku rozpoczął się pierwszy etap budowy.

– Gościmy żeglarzy wszystkich klas sportowych, a także windsurferów i kitesurferów. Zawijają do naszego portu jachty różnej wielkości. Ostatnimi czasy Puck na port macierzysty wybrały sobie prawdziwe wilki morskie. Jednym z nich jest kapitan Jerzy Radomski, który właśnie tutaj po wielu rejsach dookoła świata zacumował swój Czarny Diament. Pływa w dalszym ciągu po Morzu Bałtyckim i zachęca do odwiedzin Pucka. W jaki sposób? Podczas rejsu wyrzuca list w butelce, a tam można odczytać niecodzienne zaproszenie. Zdarzyło mi się poznać kilka takich osób, które były bardzo uroczyście witane jako wyjątkowi goście poczty butelkowej – opowiada.

Port żeglarskiPort żeglarski Ewelina Danecka

Puck. Przystań jachtowaPuck. Przystań jachtowa Fot . Beata Kitowska / Agencja Wyborcza.pl

Żeglarze tworzą klimat tego miasta. To prawda. Ale tylko ci, którzy niegdyś walczyli na morzu jako tzw. piechota morska mają swoje wyjątkowe święto.

– Kaprzy to byli piraci, którzy zaciągali się na służbę królewską, otrzymywali glejt i pod królewską banderą Zygmunta Augusta i Władysława IV walczyli na morzu. W XVI i XVII wieku port pucki był portem wojennym, a my staramy się kultywować część tej historii. Latem organizujemy Dzień Kapra. Tego dnia odbywa się bitwa morska i konkurs na najlepszy strój kaperski. Pamiętam, że co roku jedna z rodzin przebierała swoje małe pociechy jeszcze siedzące w wózeczku za królewskich żołnierzy, wózek stawał się statkiem, mama z tatą montowali maszt i flagę kaperską i w czapkach kaperskich dumnie paradowali po bulwarze żeglarzy – słyszę od pani Eweliny.

Dzień KapraDzień Kapra Ewelina Danecka

Żeby jedni mogli zdobywać odległe krainy, inni muszą zbudować im odpowiedni środek transportu, który zaprowadzi ich do celu. Renoma puckich szkutników i ich rzemiosło jeszcze z czasów Jagiellonów i Wazów, gdy budowali okręty wojenne, przetrwała do dzisiejszych czasów. Kilkanaście dni temu puckie szkutnictwo zostało wpisane na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego, a po morzach pływają jachty klasy Puck.

– Jeden z nich, potomek szkutników, Franciszek Lewiński zaprojektował jachty klasy Puck, które pływają i ścigają się w różnych zawodowach sportowych. Tuż po II wojnie reaktywowano szkołę szkutnictwa, do której zapraszano adeptów z całej Polski. Od kilku lat powraca temat wznowienia warsztatów szkutniczych. Szkoda, że plany te wciąż pozostają niezrealizowane – opowiada.

Kutry rybackieKutry rybackie fot. Jacek Balk / Agencja Wyborcza.pl

Spadek po Wikingach?

- Skąd wzięła się nazwa? Ma rodowód kaszubski czy niemiecki? Znalazłam informację, że została utworzona od nazwy płynącej tu rzeki Plutnica. Dopytuję.

- Trochę się spieram z innymi przewodnikami i historykami, ponieważ nie zachowały się żadne źródła tłumaczące powstanie nazwy naszego miasta. Niektórzy mówią, że zawdzięczamy ją Wikingom, którzy penetrując południową linię Bałtyku nazywali miejsca, które odwiedzali, w swoim języku. Jeden norweski żeglarz powiedzał mi, że "put" znaczy nic więcej jak płytka miska mętnej wody. I to się zgadza, bo Zatoka Pucka nie jest głęboka.

Zatoka PuckaZatoka Pucka fot. Dominik Sadowski / Agencja Wyborcza.pl

Gdy dla Wikingów zatoka była płytką miską mętnej wody, dla biologów jest podwodną łąką. Pani Ewelina tłumaczy, że rosną tutaj rośliny pozwalające rozwijać się bezkręgowcom.

 – Są to też miejsca służące do rozwoju ryb, które przypływają tutaj na tarło. Płytkie, dobrze doświetlone wody stają się matecznikiem dla różnych organizmów. Niestety eksploatacja roślinności, nawozy, ścieki zaburzyły funkcjonowanie tego ekosystemu, dlatego już od lat 80. teren ten jako pierwszy w Polsce został uznany jako obszar wód chronionych. Cały czas trwają prace nad opracowaniem skuteczniejszych metod zabezpieczenia tych wartościowych wód – wyjaśnia pucczanka.

Zalana osada i "cudowne" głazy

Wody Zatoki Puckiej skrywają coś jeszcze. Zalaną średniowieczną osadę rybacką z X wieku.

– Archeolodzy morscy – co było dla wielu zaskoczeniem – przesunęli datę założenia naszego miasta. Znaleźli pierwszą na Bałtyku osadę i port słowiański. Dzisiaj ten teren znajduje się pod wodą. Eksperci przebadali go dokładnie, znajdując fragmenty osady i stoczni, w której budowano łodzie w typie skandynawsko-słowiańskim. Stąd wywnioskowali, że to pierwszy teren stoczniowy w południowej części Bałtyku, do którego wpływało się rzekami Czarną Wodą i Plutnicą. To ewenement na skalę europejską – zdradza.

Część wydobytych i zakonserwowanych eksponatów współtworzy ekspozycję w Muzeum Ziemi Puckiej oraz w Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku. O tym jak wyglądał jeden z najstarszych słowiańskich portów bałtyckich, można się przekonać korzystając ze specjalnej aplikacji. Aby móc z niej skorzystać, trzeba wysłać wiadomość na adres e-mail

Co zyskujemy, co tracimy

Spacerując wzdłuż puckiego wybrzeża, dostrzeżemy 12 głazów. - Mówią, że to dwanaście apostołów – opowiada przewodniczka. – Są to dorodne głazy, na których może położyć się dorosły człowiek, choć przyznam, że w dzieciństwie robiły na mnie większe wrażenie, z czasem zaczęły okazywać się coraz mniejsze. Woda odsłoniła też kolejne ogromne kamienie. Niektórzy mówią, że to dzieci apostołów, bo przecież w czasach Chrystusa nie obowiązywał celibat. Klif odsłania więc ciekawe fragmenty, ale też zabiera. Razem z osuwającym się urwiskiem tracimy też drzewa. Podwójne linie buków, które tworzą niezwykły klimat, są już mocno zdegradowane, ale wciąż pozostają ulubionym miejscem wielu spacerowiczów – tłumaczy moja rozmówczyni.

Buki robią wrażenieBuki robią wrażenie Ewelina Danecka

Osoby związane z Puckiem

Każde miasto tworzą ludzie, to oni kształtują jego przyszłość i wpływają na jego klimat. - W spisie starostów widnieje nazwisko króla Jana III Sobieskiego. Często przybywał do naszego miasta, a w Rzucewie miał swoją siedzibę - zamek modrzewiowy. Starzy Kaszubi tworzyli armię, która razem z nim pokonała Turków pod Wiedniem. Krążą legendy, że król tańcował na niejednym kaszubskim weselu, a ludzie powtarzają sobie z ust do ust opowieść o pewnym starszym rybaku, Kaszubie, który podczas sztormu stracił syna, cały połów, nie miał też do czego wracać, bo żywioł zniszczył mu chatę, udał się więc do króla po pomoc. Gdy przestąpił bramę rezydencji, pierwszą osobą, jaką spotkał był ogrodnik, zamienił z nim parę słów, zapytał, któredy ma się udać na audiencję do władcy. Jakie było jego zdziwienie, gdy na tronie siedział ten sam człowiek, z którym tak miło mu się gawędziło. Jan III Sobieski wysłuchał starego rybaka, pomógł mu w biedzie, ale zażyczył sobie, żeby za każdym razem, kiedy przyjedzie do Pucka – ten przywoził mu ryby – opowiada pani Ewelina.

21 sierpnia 2021 roku odbył się XXII Światowy Zjazd Kaszubów21 sierpnia 2021 roku odbył się XXII Światowy Zjazd Kaszubów Fot. Martyna Niećko / Agencja Wyborcza.pl

Na początku zaś XX wieku, w 1909 roku, do Pucka przybył Antoni Miotk, przedsiębiorca, choć moja rozmówczyni mówi, że to kupiec i porównuje go do Wokulskiego.

– Miotk niczym Wokulski zaczął rozwijać kupiectwo w mieście, kupił jeden dom, ale dalsze plany pokrzyżowała mu I wojna światowa. Został zaciągnięty wprawdzie w kamasze, ale nie chciał rezygnować z ambitnych planów. Razem z żoną więc uradzili, że Antoni podpisze jej pełnomocnitwa i ona będzie podpisywać dokumenty w jego imieniu. Jak na tamte czasy takie rozwiązanie było bardzo postępowe, ponieważ wtedy nie śniło się, żeby kobieta mogła prowadzić jakąć firmę. Biznes się rozwijał, Antoni szczęśliwie wrócił z wojny i już jako burmistrz organizował uroczysty wjazd generała Hallera do naszego miasta – snuje opowieść pucczanka.

Z Puckiem związany był także bioetyk, ksiądz Jan Kaczkowski, który choć umarł pięć lat temu wciąż odgrywa ważną rolę w mieście.

– Uczył nas jak budować życie zwłaszcza w fazie ostatecznej i jak traktować ludzi, którzy znajdują się w granicznych momentach życia. Wciąż czerpiemy z jego filozofii i jego działania, ponieważ zaprzyjaźnił nas z wieloma osobami i choć nie ma go z nami, wciąż czujemy jego obecność. Co roku 17 lipca celebrujemy dzień jego urodzin. Przyjeżdża wówczas do Pucka zespół Filharmonii Sopockiej i mamy poczucie, że ksiądz Jan wciąż jest z nami – mówi przewodniczka.

Ksiądz Jan KaczkowskiKsiądz Jan Kaczkowski Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Wyborcza.pl

W Pucku żyje się spokojnie, w ciągu 15 minut można dojść do sklepów, urzędów, kościoła, do starego portu czy do dworca PKP. – Od kilku dobrych lat zauważam nowy trend. Coraz więcej turystów wraca tu co rok, co dwa, by w końcu zamieszkać tu na dobre, bo można wieść tu dobre, zdrowe życie, pamiętając o tradycji, rozwijając kulturę gościnności. I taki właśnie jest Puck. Dążymy do tego, żeby dołączyć do do grupy miast Cittaslow, w których kontempluje się powolne i szczęśliwe życie – słyszę na koniec od pani Eweliny.

JAK DOJECHAĆ:

Uważasz, że twoja miejscowość powinna znaleźć się w naszym cyklu i chcesz o niej opowiedzieć? A może znasz kogoś, kto chętnie podzieli się z nami opowieścią o miejscu, z którego pochodzi? Napisz do nas na adres podroze@agora.pl.

Poznaj też poprzednie odcinki naszego cyklu "Stąd jestem". Znajdziesz je tutaj.

Więcej o: