"Upalni turyści" w Dolinie Śmierci. "Ziemia bije rekord. To trzeba zobaczyć!"

W Dolinie Śmierci w Kalifornii jeden z termometrów wskazał 135 stopni Fahrenheita. Na miejsce przybyli więc "upalni turyści". Wielu z nich przyjeżdża tu od lat. Inni natomiast się dystansują. "Nie mam pojęcia, co ich motywuje. Staram się zachować spokój" - powiedział Matt Kingsley z hrabstwa Inyo. - "Może bardziej byłby potrzebny psychiatra".

"Człowiek może pobić rekord, kiedy tylko zechce, ale być w momencie, gdy Ziemia bije rekord. To trzeba zobaczyć"– mówił "The Washington Post" Billy Jack Jory, student geologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara. 

Zobacz wideo "Fuj", "To smutne". Pokazaliśmy efekt sprzątania plaży

Billly Jack to nie jedyny entuzjasta rekordowych temperatur. "The Washington Post" donosi, że przed centrum turystycznym Furnace Creek 11 lipca zebrało się kilkudziesięciu pozytywnie zakręconych szaleńców, którzy fotografowali się obok dużego cyfrowego termometru wskazującego 135 st. Fahrenheita (57,2 st. C). Dziennikarka amerykańskiego magazynu nazwała ich "upalnymi turystami". Jeden z nich 71-letni Steve Forsell z Santa Barbara od lat śledził prognozy, aby znaleźć się w odpowiednim czasie i miejscu. Równie podekscytowana była jego żona, Mary, która rozbiła jajko na asfalcie na parkingu, aby sprawdzić, czy się usmaży. "To rekord świata" – nie kryła radości.

Inni donosili, że telefony komórkowe nie wytrzymywały takiej temperatury i się rozładowywały, więc jeden z turystów rozdawał worki z lodem, aby w "momencie prawdy", gdy wreszcie doczeka się swojej kolejki do termometru, aparat komórkowy mógł uwiecznić tę chwilę.

Mimo radości "upalnych turystów", strażnicy parku poinformowali Agencję Reutera, że termometr wskazujący 135 stopni Fahrenheita zwykle pokazywał wyższe dane. Rekord musi więc zostać jeszcze oficjalnie potwierdzony. Padła jednak inna najwyższa temperatura i wyniosła 130 st. Fahrenheita (54,4 st. C). Jeśli ten wynik zostanie oficjalnie potwierdzony, będzie to nowy rekord.

Mimo wszystko Narodowa Służba Pogodowa nie uznaje tego wyniku. Wciąż przyznaje, że rekord ten miał paść dokładnie 108 lat temu, 10 lipca 1913 roku. Wówczas termometry miały pokazać temperaturę 134 st. Fahrenheita, czyli 56,6 st. Celsjusza. Nawet i tego wyniku część naukowców nie uznaje, a to dlatego, że niegdyś nie dysponowano rzetelnym sprzętem.

Jak czytamy na łamach "Washington Post", "w 130 stopniach można ugotować pieczeń wołową, podawać gorące warzywa, podgrzewać potrawy na tacy parowej", a czas przeżycia człowieka zaczyna się drastycznie zmniejszać.  

Choć "upalni turyści" przybywają tłumnie, by na własnej skórze doznać rekordowych temperatur, nie wszyscy podzielają ich entuzjazm: "Nie mam pojęcia, co ich motywuje. Staram się zachować spokój" – powiedział Matt Kingsley z hrabstwa Inyo. "Może bardziej byłby potrzebny psychiatra".

Depresja i brak wilgotności

Dolina Śmierci, wraz z pustynią Sahara i Bliskim Wschodem to jedne z najcieplejszych miejsc na świecie. Dlaczego w Dolinie Śmierci padają takie rekordy temperatur? Leży w depresji - 86 m poniżej poziomu morza, a poza tym niemal całkiem brak tam wilgotności. Region zawdzięcza to pasmom górskim, które oddzielają dolinę od oceanu.

Susza i pożary

Gdy jedni się ekscytują, inni ostrzegają. Meteorolodzy amerykańscy wydali ostrzeżenie dla mieszkańców stanów: części Kalifornii, Nevady, Utah, Oregonu, Arizony i Idaho. Z dużych miast ostrzeżenia przed upałem wydane zostały m.in. dla Salt Lake City w stanie Utah, dla części metropolii Los Angeles, San Diego i San Francisco w Kalifornii, dla Phoenix w Arizonie czy Las Vegas w Nevadzie.

Na zachodzie Stanów Zjednoczonych i Kanady od kilku tygodni panuje susza. Płoną także lasy w Oregonie, Kalifornii i Arizonie.

Źródło: The Washington Post, Agencja Reutera, "Gazeta Wyborcza" 

Więcej o: