Była Łysa Góra, Łysica, jest Krynica. "Z nazwy morska, z przyrody i uroku - górska"

- Kiedyś o Krynicę Morską jak o pannę młodą biło się dwóch zalotników, Gdańsk i Elbląg. Gdańsk się zniechęcił, Elbląg zwyciężył. I to właśnie inwestorom i mieszkańcom Elbląga - Krynica zawdzięcza swój największy rozwój - mówi Maria Mojek, przewodniczka, która z miejscowością związana jest od 25 lat. - Na starych fotografiach możemy dostrzec piękne damy, które w długich sukniach i z parasolkami w ręku przybywały tu z Elbląga na pokładzie statków o nazwach ptasich, jak np. Jaskółka, by podziwiać uroki tego miasteczka. Krynica Morska powróciła w 1999 roku w ramiona pierwszego zalotnika.

Polska to nie tylko duże, cieszące się popularnością miasta. To także wiele mniejszych miejscowości, które potrafią zachwycić nie mniej niż te najsłynniejsze. Poprosiliśmy ich mieszkańców i osoby, dla których są to miasta rodzinne, by wam o nich opowiedziały. Tak powstał cykl "Stąd jestem", na którego kolejne odcinki zapraszamy was w sobotę co dwa tygodnie o godzinie 19.

NAZWA: Krynica Morska

LOKALIZACJA: województwo pomorskie, leży na Mierzei Wiślanej, między Zatoką Gdańską a Zalewem Wiślanym

ISTNIEJE OD: pierwsze potwierdzone dane o osadnictwie pochodzą z lat 1258–1282

ZNAKI SZCZEGÓLNE: 24 sierpnia 1828 roku do Krynicy Morskiej przybyli pierwsi turyści z Elbląga. W latach 1975–1998 miejscowość administracyjnie należała do województwa elbląskiego. Od 1999 jest częścią województwa pomorskiego. Jako gmina zajmuje pierwszą pozycję w rankingu najmniejszych gmin w kraju (pod względem liczby mieszkańców). Znajduje się tu jedyna w Polsce ulica Teleexpressu. Zatokę Gdańską i Zalew Wiślany można równocześnie podziwiać z Wielbłądziego Garbu – najwyższej wydmy Mierzei Wiślanej (49,5 m n.p.m.). Piaski i Krynicę Morską upodobała sobie Joanna Chmielewska, autorka kryminałów. Kręcono tu również serial "Czterej pancerni i pies". Na koniec sezonu 15 września odbywa się w mieście Święto Pieczonego Dzika. 

***

Od ćwierć wieku nieustanny zachwyt

Maria Mojek Krynicę Morską odkryła 25 lata temu. Kto by pomyślał, że przez kolejne lata będzie przyjeżdżała tu co roku.

– Kiedyś przyjechałam tu na wakacje z jedną z moich sióstr i pokochałam Krynicę Morską od pierwszego zetknięcia. Dlaczego?  Bo z nazwy i położenia  jest to Krynica Morska, a z przyrody i uroku – Krynica Górska – tłumaczy Maria Mojek. – Z jednej strony od południa Zalew Wiślany, akwen słodkowodny, kategoria morskich wód osłoniętych, z drugiej strony Zatoka Gdańska i w środku nieduży skrawek Mierzei Wiślanej, z piękną, ciekawą szatą roślinną, w której dominują lasy mieszane, a ponadto teren ten jest bogaty w doliny oraz jary. Raj dla miłośników nordic walkingu, do których się zaliczam. Ktoś kto będąc tutaj, chodzi tylko na plażę lub nad zalew nie dojrzy tych uroków.

Mierzeja Wiślana z lotu ptakaMierzeja Wiślana z lotu ptaka Curioso.Photography / shutterstock

– Krynica jest jak choroba. Ciężko stąd wyjechać i gdziekolwiek indziej osiąść – śmieje się Barbara Dobrzyniecka, potomkini pierwszych osadników w Krynicy Morskiej, siostra pierwszego rodowitego kryniczanina i bosmanka portu jachtowego. – Miasto straciło swój urok, zamiast być miejscowością tętniącą życiem, przypomina były stadion dziesięciolecia. Jaką atrakcją mogą być domy i chińszczyzna?

 – Tutaj świat przyjeżdża do ciebie – słyszę od pana Kazimierza, przedsiębiorcy, który od ponad 10 lat związany jest z Krynicą Morską. – Kurort przyciąga sławy i znamienite postaci. Lista jest naprawdę długa, wymienię choćby Henryka Talara, Renatę Dancewicz czy Martynę Wojciechowską. Ale przybywają tu także turyści z Alaski czy Kambodży. Bardzo lubię te spotkania. Krynicę Morską i Piaski upodobała sobie także Joanna Chmielewska, poczytna autorka kryminałów. Ponoć niektóre napotkane osoby były pierwowzorami postaci opisanych w jej książkach. Dziś można przysiąść na ławeczce poświęconej tej barwnej pisarce, a nawet ruszyć jej śladem specjalnie wytyczonym szlakiem.

Ławeczka Joanny ChmielewskiejŁaweczka Joanny Chmielewskiej Piotr Abucewicz

Pierwszy rodowity kryniczanin to mój brat

75 lat temu do Krynicy Morskiej przybyła Stanisława Raczkiewicz z mężem Marianem, mama Barbary Dobrzynieckiej. Cztery lata spędziła na robotach w Niemczech, potem przebywała w obozie przejściowym. W pierwszej połowie stycznia 1946 roku przyjechała razem ze ślubnym na Ziemie Odzyskane, do miejscowości, która wówczas nazywała się Kahlberg.

– Moja mama była pierwszą kobietą, która przyjechała i osiedliła się w powojennej Krynicy Morskiej – słyszę od pani Barbary. – Była tu wprawdzie garstka osadników, ale sami mężczyźni. Dopiero później sprowadzili swoje rodziny.

Fakt, że pani Stanisława była w miejscowości pierwszą i jedyną kobietą, odgrywa w tej opowieści niebagatelne znaczenie, bo mama bosmanki była przy nadziei z pierwszym dzieckiem, które bardzo spieszyło się na świat.

– Nie zaczął się nawet siódmy miesiąc ciąży, a mama dostała bólów porodowych. Akuszerki w miasteczku brak, najbliższy szpital znajdował się w Podgrodziu, po drugiej stronie Zalewu Wiślanego. Mama, jej mąż i wujek wsiedli na łódkę i próbowali się dostać do ośrodka, ale była tak gęsta mgła, że stracili orientację. Nie wiedzieli, gdzie płyną. Znaleźli się gdzieś na środku zalewu, a tu zaczęła się akcja porodowa. Tego dnia nie dość, że była mgła, to jeszcze było też przeraźliwie zimno. I Mirek urodził się w tej zimnicy. Na łódce. Maleństwo. Taka malizna. Ledwo ponad 1,5 kg. Gdy mgła opadła, udało im się gdzieś dotrzeć, ale mama nie powiedziała mi gdzie. Mimo to mam obraz w głowie młodej zmarzniętej kobiety, która trzyma na rękach maleńkie, zziębnięte dziecko. Nie dawano mu szans życia – opowiada pani Barbara. – Pierwszy rodowity kryniczanin, a właściwie zalewianin – przyszedł na świat 28 kwietnia 1946 roku. 

W Krynicy znajduje się port rybackiW Krynicy znajduje się port rybacki Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Wyborcza.pl

– Później ciężarówkami wojskowymi udało się mojej mamie dotrzeć do Gdańska i lekarz stwierdził, że mój brat przeszedł zapalenie opon mózgowych i przeżyje najwyżej 12 miesięcy. Minął rok, mama znowu pojechała do lekarza i usłyszała: "No przeżył, ale on siedmiu lat nie dożyje. Nie ma co się pani  łudzić. Cud, że w ogóle przeżył". Dożył 74 lat. Umarł w ubiegłym roku – wspomina kryniczanka. – Był cudownym człowiekiem, nie ma dnia, żebym o nim nie myślała i nie przeżywała jego śmierci.

21 maja 2010 roku odsłonięto Pomnik Pierwszych Osadników, przedstawiający rybaka ciągnącego sieć pełną ryb. Usytuowany jest w centrum miasta, pomiędzy ulicami Gdańską i Turystyczną, naprzeciwko posterunku policji. Halina Halama, prezeska Stowarzyszenia Miłośników Krynicy Morskiej mówiła wówczas, że "ma przypominać historie tych ziem i ludzi którzy stworzyli Krynicę Morską".

– Moja mama dostąpiła zaszczytu i odsłoniła ten pomnik. Szkoda, że nie pomyślano o tabliczce z wyszczególnionymi nazwiskami mieszkańców. Jest to pomnik pierwszych osadników, ale niestety bezimienny – zauważa pani Barbara.

Niech pani wpisze... Krynica

Wielu zastanawia fakt, skąd nazwa miasteczka, które przecież po 1945 roku nazywane było "Łysą Górą" od niemieckiej nazwy Kahlberg, dwa lata później przechrzczono ją na "Łysicę", by od 1958 roku funkcjonować jako Krynica Morska?

– Tuż po wojnie Niemcy pozostawili wiele opuszczonych pensjonatów i hoteli, wysłanniczka z Urzędu Wojewódzkiego, przybyła tu, aby zinwentaryzować obiekty pod kątem wykorzystania ich w Funduszu Wczasów Pracowniczych. Kiedy przyjechała na kontrolę, podczas wypełniania ostatniego protokołu, zadała pytanie: "A jaką wpisać nazwę miejscowości?". Pracownik podał, niemiecką nazwę Kahlberg. "No, ale jak to? Niemiecką nazwę mam wpisać?". I wtedy jeden z mężczyzn powiedział: "Niech pani wpisze... Krynica. Jest Górska może być i Morska...." I w ten sposób przez przypadek powstała nazwa Krynicy – opowiada pani Maria, jednocześnie zastrzegając się, że to jedynie anegdota. 

– Jak to anegdota? Najprawdziwsza prawda. Tym mężczyzną był pierwszy mąż mojej mamy – Marian Raczkiewicz – wtrąca pani Barbara.

– Osobom, które chcą zobaczyć, jak wyglądało niegdyś życie w Krynicy – polecam film "Osada na Wybrzeżu" z 1965 roku. Listonoszka z rowerem to moja mama – mówi z dumą.

–  Na Piaskach i w Krynicy kręcono również serial "Czterech pancernych i pies", Janek i Marusia spacerowali właśnie tutaj – dopowiada pan Kazimierz. – A ja szczególnie lubię film o życiu ludzi morza pt. "Rybaczymy".  

Gdyby nie wojna

– Gdyby nie wybuch II wojny światowej Krynica Morska byłaby konkurencją dla Sopotu. Położenie krajobrazowe jest o wiele ciekawsze, mikroklimat tu panujący zdrowszy, w Sopocie przecież jest bardziej miejski, usytuowanie pomiędzy dwoma akwenami, no i lasy – iglaste i liściaste – tłumaczy pani Maria. –  Dzięki temu bezwiednie uczestniczymy w talasoterapii, czyli terapii polegającej na wdychaniu powietrza  bogatego w olejki eteryczne, które mają zbawienny wpływ na  nasz układ oddechowy. 

– Najważniejszą ulicą w latach międzywojennych była obecna ul. Teleexpresu. Kiedyś nosiła ona różne nazwy, jak np. Adolfa Hitlera czy Robotników. To ta uliczka jest najbardziej reprezentacyjna, budowano przy niej wille w stylu myśliwskim, bawarskim, z murem pruskim, z charakterystycznymi werandami, ponieważ kiedyś nie chodziło się na plażę. Wówczas najbardziej reprezentacyjnym miejscem był pensjonat dla bogatych mieszczan Cesarski Dwór, który miał elektryczne oświetlenie, bieżącą wodę i 75 łóżek. Podczas wojny miejsce to upatrzyło sobie SS, to właśnie tutaj powstawały plany obozu w Stutthofie, dokumenty ocalały i możemy je zobaczyć w obozie. Mieścił się tu także szpital wojskowy. Pensjonat pełnił także funkcję latarni morskiej – opowiada pani Maria. 

Dowiaduję się także, że na największym wzniesieniu Krynicy Morskiej, z którego rozpościera się imponujący widok na Zalew Wiślany oraz usytuowane niżej budynki utrzymane w stylu bawarskim,  jeszcze w XIX wieku wybudowano dom zdrojowy "Belvedere", który był nieoficjalnym sercem morskiego kurortu uzdrowiskowego. Dziś niestety można go podziwiać tylko na starych pocztówkach.

– Ponoć był to pensjonat Ewy Braun? – dopytuję.

- Nieprawda. Ani Ewa Braun, ani Hitler tu nie przyjeżdżali – śmieje się pani Barbara. – Cesarz Wilhelm też nie przypływał tu parostatkiem – jak opowiadają bajkopisarze. Wilhelm miał posiadłość w Kadynach, ale u nas nie bywał.

Co jeszcze zobaczyć? Obowiązkowym punktem zwiedzania jest latarnia morska, z której podziwiać można widok na wody pełnego morza i Zalewu Wiślanego, a od strony lądu można dojrzeć Tolkmicko i Frombork, a przy dobrej widoczności nawet światła Helu i Gdańska.

Latarnia w Krynicy MorskiejLatarnia w Krynicy Morskiej Henryk Sadura / shutterstock

W Krynicy Morskiej znajduje się także najwyższy szczyt Mierzei Wiślanej i najwyższa ustabilizowana wydma w Europie, czyli Wielbłądzi Garb o wysokości 49,5 m n.p.m. To jedyny naturalny punkt na mierzei, z którego widać równocześnie Zatokę Gdańską i Zalew Wiślany.

Plaża w Krynicy MorskiejPlaża w Krynicy Morskiej Patryk Kosmider / shutterstock

W Piaskach natomiast swoją przystań znaleźli miłośnicy opalania sauté.

– Uwielbiam Piaski – śmieje się pani Maria. – Nawet w najgorętszym sezonie na plaży dla naturystów jest naprawdę bezludnie i dziko. Ale przecież i w Krynicy Morskiej admiratorzy kąpieli słonecznych będą mogli błogo spędzić czas na plaży ciągnącej się aż 25 kilometrów. Gdy jednak kusi nas plaża naturystów, to możemy wsiąść na dwa kółka i ruszyć do Piasków 15-kilometrową ścieżką rowerową. Kto nie posiada swojego roweru, może skorzystać z wypożyczalni.

Dawna wioska rybacka

Krynica Morska wywodzi się z wioski rybackiej, dlatego nieodłącznym elementem tego miejsca jest port rybacki oraz port jachtowy. Dzięki środkom unijnym wyremontowano marinę i powstało zaplecze wypoczynkowo-rekreacyjne, m.in. amfiteatr, w którym odbywają się wydarzenia kulturalne i rozrywkowe.

Marina w Krynicy MorskiejMarina w Krynicy Morskiej Avillfoto / shutterstock

Jednak chyba największą atrakcją kurortu są dziki. Biegają po uliczkach, a turyści chętnie sobie z nimi robią zdjęcia.  – Dziki z Krynicą Morską kojarzone są od zawsze. Choć pamiętajmy, że to dzikie zwierzęta i trzeba jednak zachowywać dystans. Te sympatyczne zwierzęta pojawiają się na magnesach, na pocztówkach, a kilka dni temu obok Informacji Turystycznej już na stałe pojawiła się gromadka dzików wykonana ze spiżu i od razu wzbudziła zainteresowanie wśród urlopowiczów. A na zakończenie sezonu 15 września w mieście odbywa się Święto Pieczonego Dzika. To okazja do wspólnej zabawy i raczenia się dziczyzną – opowiada pan Kazimierz.

Obok Informacji Turystycznej stanęło stadko dzikówObok Informacji Turystycznej stanęło stadko dzików Piotr Abucewicz

Najmniejsza gmina w kraju

Krynica Morska to malutka miejscowość, w której na co dzień mieszka 1302 kryniczan.

– 30 temu na mocy rozporządzenia premiera Tadeusza Mazowieckiego o ustanowieniu miasta gminy Krynica Morska to malutkie miasteczko zyskało samodzielną tożsamość – tłumaczy pani Maria. W skład najmniejszej gminy w kraju wchodzą również: Młyniska, Przebrno, Nowa Karczma oraz Piaski.

Miasteczko ożywia się w sezonie, w szczycie wakacji dziennie do kurortu przybywa nawet 10 tys. wczasowiczów. Rocznie odwiedza je ok. 300 tysięcy turystów. 

– Mam wrażenie jakby w sezonie Krynica była z gumy. Zimą to miasto-dusz – słyszę od pani Barbary.

 – Może nie jest tak źle? – zastanawia się pani Maria. – Zimą też przybywają tu turyści, nawet wtedy lubią chodzić po plażach, podziwiać widoki czy szatę roślinną w śniegu. Poza tym na Zalewie Wiślanym jest gruba warstwa lodu, na którym odbywają się imprezy bojerowe, a także snowkiting, czyli zimowa odmiana kitesurfingu. To połączenie latawca ze snowboardem lub nartami.

Nowa atrakcja turystyczna?  

Od kilku lat nie tylko mieszkańców dzieli przekop Mierzei Wiślanej. Zdaniem rządzących kanał, który powstanie ma umożliwić statkom wpływanie na teren Zalewu Wiślanego, a także ułatwić dostęp do elbląskiego portu. Budowa ma zakończyć się w 2022 roku i pochłonąć łącznie 2 mld zł z budżetu państwa.

Krynica Morska na skutek tej inwestycji stanie się wyspą. Docelowo z lądem miejscowość połączą dwa mosty obrotowe, które będą otwierane naprzemiennie. Dzięki nim kierowcy nie będą stać w korkach, czekając, aż przez kanał żeglugowy przepłynie statek. Na razie został oddany do użytku jeden z nich.

Wycinka drzew podczas prac związanych z przekopem Mierzei WiślanejWycinka drzew podczas prac związanych z przekopem Mierzei Wiślanej caprimedia / shutterstock

Za rok prace mają być zakończone. Nie cichną obawy mieszkańców, że plaże zaczną znikać, a w wyniku prac na mierzei woda będzie zamulana. Ekolodzy wciąż nie mogą zrozumieć, że tego typu inwestycja odbywa się na chronionych obszarach Natura 2000.

– Uważam, że to inwestycja trafiona kulą w płot, która nigdy się nie zwróci – mówi zdecydowanie pani Barbara. – Jedynym plusem jest to, że ja jako żeglarka mogę sobie popłynąć na morze łódką, z której mogę korzystać. Np. na Hel. Jednak minusów widzę więcej. Zalew jest płytki. Jego średnia głębokość wynosi 2-2,5 m, a ze strony, z której odbywa się przekop – są ogromne płycizny. Kanał będzie wciąż zasypywany przez muły i piaski. Trzeba będzie mieć na stanie refulator i uruchamiać go dzień w dzień, żeby kanał się nie zasypał i żeby jakikolwiek statek mógł przepłynąć. Rząd zapowiadał, że tą drogą będą mogły pływać duże jednostki: 100 metrów długości, 20 szerokości i 4 metry zanurzenia, a to oznacza, że kanał musi mieć co najmniej 5 metrów głębokości. A nie daj Boże, jeśli któryś z dużych statków wpłynie na mieliznę, to będzie stał po wiek wieków, bo nic go stamtąd nie wyciągnie.

Jeden z moich rozmówców zauważa pozytywy tej inwestycji: – Przekop Mierzei Wiślanej przysłuży się turystyce i poza tym uniezależnimy się od Rosji – mówi pan Kazimierz. – Krynica Morska jako wyspa stanie się atrakcją turystyczną. Urlopowicze będą chcieli tu przybyć i na własne oczy ocenić kontrowersyjną inwestycję, która wciąż dzieli nie tylko kryniczan, ale i Polaków. Mimo wszystko zauważam, że coraz więcej osób zaczyna z nadzieją patrzeć na przekop Mierzei. Pojawiają się głosy, że rozwinie się infrastruktura morska, a co za tym idzie poszerzona zostanie oferta turystyczna. Teraz kursują statki wycieczkowe na trasie Frombork – Krynica Morska, wkrótce mogą być dostępne rejsy wycieczkowe z Krynicy na Hel czy do Gdańska. Mogą przypłynąć turyści ze Szwecji. Miłośnicy żeglowania będą mieli nową trasę do pokonania. Turystycznie kurort może na tej inwestycji zyskać – zapewnia mój rozmówca.

Już niedługo przekonamy się na własnej skórze, kto miał rację. Zakładany pierwotny koszt inwestycji (880 mln zł) według wyliczeń specjalistów zwróciłby się po 450 latach. Już wiemy, że nakład finansowy zostanie przekroczony ponad dwukrotnie, czyli za niemal 10 wieków można będzie dopiero czerpać z niej zyski. Tylko czy nasza planeta do tego czasu przetrwa?

Cóż nam pozostaje? Porzućmy na razie katastroficzne myśli. Cieszmy się słońcem, złocistym piaskiem, prawie nienaruszoną przyrodą i opalajmy się na plażach, póki jeszcze są.

JAK DOJECHAĆ:

Uważasz, że twoja miejscowość powinna znaleźć się w naszym cyklu i chcesz o niej opowiedzieć? A może znasz kogoś, kto chętnie podzieli się z nami opowieścią o miejscu, z którego pochodzi? Napisz do nas na adres podroze@agora.pl.

Poznaj też poprzednie odcinki naszego cyklu "Stąd jestem". Znajdziesz je tutaj >>

Więcej o: