Mijaliśmy opancerzoną wojskową ciężarówkę. Wieżyczka z ckm na dachu obracała się czujnie w zapadającym zmroku. Ahmed dodał gazu i wyprzedziliśmy pojazd: - Ilekroć to robię, nadal mam dziką frajdę - powiedział. - Kilka lat temu za taki numer w najlepszym razie wylądowałbym w komisariacie i wyszedłbym obity.
Faktycznie, w Srinagarze jest teraz spokojniej. Miesięczną liczbę zabitych w Kaszmirze mierzy się już w dziesiątkach, nie w setkach. A w mieście do ataków dochodzi rzadko, czasem miesiąc mija bez bomby. Dlatego też armia zachowuje się spokojniej i jej pojazdy można bezpiecznie wyprzedzać. Pod warunkiem że się nie ma brody. Na najbliższym posterunku oświetla nas reflektor, a policjant z automatem każe zjechać na pobocze, a mnie wysiąść z samochodu. Sprawdza papiery, nieufnie przygląda się brodatemu zdjęciu w polskim paszporcie. W Kaszmirze dawno nauczyli się brody strzyc krótko. No, chyba ze ktoś jest sikhem, nie muzułmaninem, ale tych chroni widoczny z daleka turban. Ale chyba naprawdę jest spokojniej - po kontroli możemy jechać dalej.
Tylko turyści jakoś nie chcą wracać. Co prawda niemal wszystkie hotele nadal zajmuje wojsko, ale na brzegach jezior Dal i Najeen cumują setki cudownych barek hotelowych o wdzięcznych nazwach, jak Harmonia czy Lepsze Dziś - można wynająć całą barkę: trzy sypialnie z łazienkami, jadalnia, salon i weranda ze wspaniałym widokiem na jeziora i ośnieżone szczyty Kaszmiru (3300 rupii za dobę, 1 zł = 13 rupii ). Po prostu Szwajcaria! Rano podpływają na łódkach sprzedawcy kwiatów, dywanów i kaszmirowych swetrów (z wełny z podgardla tutejszych kóz) i nieprawdopodobnych haftowanych szali. Można się targować. Nawet wypada, choć i trochę wstyd, bo bieda aż piszczy.
Kaszmir żyje z turystów, produkcji energii elektrycznej i szafranu. Turystów nie ma, energię zabiera Delhi, stąd we wszystkich domach awaryjne lampy gazowe. A z samego szafranu się nie wyżyje, choć tu jest najlepszy na świecie.
W mieście można zwiedzać świątynie hinduistyczne i sikhijskie, zwłaszcza meczety, w tym przepiękny Hazratbal, w którym przechowywany jest włos z brody Proroka i przy którym pochowany jest legendarny szejk Mohammad Abdullah, Lew Kaszmiru. Trzeba też zwiedzić ogrody mughalskich cesarzy, dla których chłodny Srinagar był letnią stolicą. Ale takich krajobrazów jak w Kaszmirze nie ma nigdzie w Indiach. Można się wybrać na przejażdżkę po rzece szikarą, małą łódką z baldachimem, i oglądać uprawy lotosów i szpinaku. Ale nawet na jeziorze będą nagabywać sprzedawcy - nie kupić kwiatów lotosu od przepięknej sprzedawczyni to po prostu grzech. Można się wybrać w góry samochodem z kierowcą (wynajem kilka tysięcy rupii ) np. do Gulmarg, 50 km od miasta, gdzie zimą jeździ się na nartach, a wiosną podziwia się obłędne kolory górskich dolin: pola gorczycy aż promieniują rozświetlonym żółtym kwiatem. Trzeba tylko sprawdzić, czy nie jest potrzebne policyjne zezwolenie. Nie wiedziałem o tym i w parku narodowym Dachigam utknąłem przy wjeździe. Próbowałem przekonać strażnika, by zadzwonił do swojego szefa. - W niedzielę? - spytał mnie takim tonem, jakbym mu proponował wieprzowinę.
Zamiast do Dachigam pojechałem więc do Shankaracharya, górującej nad miastem świątyni boga Śiwy. Tam spisano tylko mój paszport. Gdy jednak zacząłem robić zdjęcia, natychmiast pojawił się żołnierz. Nie przeszkadzał - tylko patrzył. Za to przed wejściem do świątyni zabrano mi aparat cyfrowy, bo mógł zawierać bombę; zwykłe, choćby nafaszerowane elektroniką, przepuszczają. - Nic się nie bój, turystom tu nikt krzywdy nie zrobi - powiedział mi Achmed na pożegnanie. Przecież każdy bojownik ma rodzinę, a rodzina z turystów żyje. Każdy chce żyć, nie?
Z Delhi do Srinagaru (880 km) dojedziemy autobusem (droga długa i męcząca, ale ciekawa), koleją do Jammu i dalej autobusem (cały dzień) lub bezpośrednio samolotem. Trzeba pamiętać, że kontrole na lotnisku (zwłaszcza przy powrocie) mogą zająć godzinę lub więcej, są bardzo szczegółowe (nie wolno wnosić na pokład nawet zapalniczek lub zapałek), a loty mogą zostać odwołane. Są hotele otwarte dla turystów, w tym luksusowe, jak Grand Palace (były pałac maharadży), ale nic nie jest lepsze od barki hotelowej. Sporo dobrych restauracji: bardzo dobra w hotelu Akbar, przy śluzie Dalgate. Mięsne potrawy ponoć wyśmienite, o czym jako jarosz nic nie wiem, ale paneer (ser) ze szpinakiem - bajeczny! Mogą być trudności z kupieniem alkoholu, bo to kraj muzułmański, ale w państwowych sklepach jest zawsze.