We wtorek wieczorem w jednym z hoteli w Nowym Smokowcu w słowackich Wysokich Tatrach restaurację odwiedził nietypowy gość. W tym czasie lokal był otwarty, w kuchni wciąż przebywali pracownicy. Jak poinformowała miejscowa policja, zwierzę weszło do hotelu przez otwierane fotokomórką drzwi. Nikomu nie stała się krzywda.
– Tym razem nikomu nic się nie stało, ponieważ był to młody niedźwiedź. Jednak bardzo często spotykamy się z tym fenomenem Tatr – powiedział na łamach portalu webnoviny.sk szef hotelu, Milan Vechter. – Do hotelowej kuchni nieproszony gość nie wszedł.
Zastępca naczelnika policji miasta Wysokie Tatry Jozef Štefanák zauważył, że niedźwiedzie od półtora miesiąca niemal codziennie zapuszczają się na tereny miejskie. "Niestety dzieje się to nie tylko w nocy, ale także wczesnym wieczorem" - zauważył Štefanák.
Jego zdaniem płoszenie zwierząt czy inne dotychczas stosowane środki mijają się z celem. "Niedźwiedzie są do tego przyzwyczajone, to inteligentne stworzenia. Nie boją się" – zauważył.
Zdaniem zastępcy komendanta miejskiej policji to nie pierwszy taki przypadek. "Mieliśmy już zgłoszenie o tym, że niedźwiedź wszedł nocą do hotelu w Łomnicy. Kiedy zobaczył recepcjonistę, uciekł" – powiedział.
Niedźwiadek stał się gwiazdą w mediach społecznościowych.
Przyszedł na obiad – żartują internauci.
Byłby dobrym kucharzem w Ministerstwie Środowiska.
Nie chciałbym być na miejscu szefa kuchni.
Na Słowacji rośnie liczba niedźwiedzi. Jak podaje WWF, w latach 30. XX wieku populacja niedźwiedzi u naszego sąsiada była prawie na wymarciu. Wówczas żyło zaledwie ok. 20 osobników. Do naszych czasów udało się odbudować populację. Teraz można mówić o liczebności od 1200 do 1500 osobników.
Niedźwiedź brunatny jest na Słowacji gatunkiem chronionym. Od połowy kwietnia aż do lipca trwa okres godowy u niedźwiedzi. Prawdopodobieństwo spotkania z nim na szlaku jest wtedy dużo większe.
Swego czasu opublikowano nagranie, na którym widać osobnika biegającego po chodniku w Rużomberku w ciągu dnia. W ścisłym obrębie miasta, w pobliżu m.in. domu dziecka, internatu szkolnego i szpitala.
Po raz pierwszy od stu lat doszło do ataku niedźwiedzia na człowieka, który doprowadził do śmierci. Ofiarą był 57-letni mieszkaniec wsi, który wyszedł na spacer. Zdarzyło się to 13 czerwca w niedzielę po południu w lesie w okolicach wsi Łużna (Liptovská Lúžna), w Niskich Tatrach, około 100 km od Smokowca.
Jak więc zachować się, kiedy spotkamy w lesie niedźwiedzia? W rozmowie z Podróże Gazeta.pl Kazimierz Nóżka, leśniczy z Nadleśnictwa Baligród wspominał, że przeżył kilka takich niebezpiecznych sytuacji:
"Są bardzo do siebie podobne i nie dają o sobie zapomnieć. Kiedy człowiek widzi, jak nagle potężna masa cielska zaczyna rozwijać niesamowite szybkości, to wydaje się, że ucieczka jest niemożliwa. Taka pogoń dzieje się w sekundę, a potem, szczególnie przed zaśnięciem, gdy człowiekowi przewija się przed oczyma leśne życie, wracają klatki, na których uciekam przed niedźwiedziami. Oczywiście te miłe przeżycia też pojawiają się przed snem, ale niestety częściej mój mózg przywołuje sytuacje ucieczek przed Borysem czy inną bestią.
I myślę sobie wtedy, że mimo tego, że znam instrukcje i wiem, jak powinienem się zachować, w organizmie włącza się automatyzm. Głowa mówi: "Stój! Nie ruszaj się!", a nogi człowieka niosą gdzieś, gdzie wydaje mu się, że będzie bezpieczny. A gdy się ucieka, to niedźwiedź zazwyczaj goni. Zachowuje się prawie jak pies.
Gdy więc już sytuacja ucieczki ma miejsce - to zrzućmy coś z siebie: kurtkę, plecak, czapkę. Z nadzieją, że na chwilę zwierzę zatrzyma się przy tej rzeczy, a my będziemy mieli chwilę czasu na reakcję - co dalej zrobić."
"Jeśli idziemy szlakiem mniej uczęszczanym, pogwizdujmy sobie, podśpiewujmy, czasem klaśnijmy w dłonie, nie róbmy hałasu, ale dajmy sygnał niedźwiedziom, które gdzieś są w pobliżu, że idziemy. I one wtedy odejdą. Najgorsza sytuacja to zaskoczyć zwierzę. Wtedy może zaatakować" - radził Mariusz Szumowski, autor dwóch książek o przygodach pana Kazia.
"I to w zupełności wystarczy. Niektórzy turyści noszą ze sobą piszczałki, inni gaz pieprzowy w przypadku spotkania twarzą w twarz, ale nie przesadzajmy. To są dzikie zwierzęta, jeżeli nas usłyszą i wyczują, to powinny nam zniknąć z drogi tak szybko, że nawet nie zdążymy im zrobić zdjęcia. Ale niestety zawsze może się coś zdarzyć. To jest trochę tak jak z ludźmi. Idziesz ulicą, mijasz setkę ludzi, 99 proc. powie ci 'dzień dobry', a nagle setny bez powodu przyłoży ci w łeb. I nie wiesz za co" - dodał w swoim stylu leśnik.
Źródło: www.webnoviny.sk / WWF Polska