W branży turystycznej i gastronomicznej brakuje rąk do pracy. "Możemy mówić o minikryzysie"

- Możemy mówić o minikryzysie w związku z sytuacją kadrową w naszej branży. Brakuje rąk do pracy. Większość restauracji szuka pracowników. Wielu kucharzy odeszło np. do stoczni lub firm kurierskich. Mówią, że praca w gastronomii w czasie pandemii jest zbyt niepewna - zauważa w rozmowie z Podróże Gazeta.pl Evelina Visnievska, pomorska przedstawicielka Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej. Z brakiem kadry boryka się nie tylko branża gastronomiczna, lecz także hotelarska.

W ostatnich tygodniach pojawiło się kilkaset ofert pracy w turystyce i gastronomii. Poszukiwani są przede wszystkim: pokojowe i kelnerki, obsługa recepcji, kucharze, menedżerowie hoteli i restauracji, pomoce kuchenne.

Zobacz wideo Rząd luzuje obostrzenia. W maju wrócą: hotele, sklepy, gastronomia, sport i szkoły

- Problem dotyczy całej Polski. Słyszę od innych właścicieli restauracji z różnych części kraju, że jest ogromny problem z zatrudnieniem. Nie ma ludzi. Nie ma chętnych. Praca w branży gastronomicznej jest zbyt niepewna. Ludzie postanowili się przebranżowić. Zostali kurierami, sprzedawcami, zatrudnili się w stoczni, w magazynach. Część wyjechała za granicę. Wybierają taką pracę, która w razie kolejnej fali pandemii i ewentualnych lockdownów zapewni im ciągłość zatrudnienia, bez żadnych przerw. Obawiają się, że w sezonie będą mogli zarobić nawet godziwe pieniądze, ale co dalej? Z dziesięciu osób, które przesłały CV do restauracji mojego znajomego, na rozmowę kwalifikacyjną przyszły dwie osoby i jeszcze nie wiadomo, czy w ogóle zgodzą się pracować - informuje Visnievska, pomorska przedstawicielka Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej i menedżerka restauracji.

300 tys. pracowników odeszło z branży turystycznej i hotelarskiej 

Z szacunków Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej wynika, że nawet 200 tys. osób w trakcie pandemii odeszło z pracy w gastronomii. Do końca ubiegłego roku upadło między 7 a 8 tysięcy restauracji. Izba Gospodarcza Hotelarstwa Polskiego podaje, że już ponad 100 tys. osób straciło pracę w branży noclegowej, a kolejne 16 tys. zostanie zwolnionych w przypadku braku adekwatnej pomocy finansowej państwa. Główny Urząd Statystyczny informuje, że w minionym roku w sektorze gastronomii i zakwaterowania ubyło 5,3 tys. miejsc pracy.

Informacje Visnievskiej o przebranżowieniu byłych pracowników z branży gastronomicznej potwierdzają badania. Z raportu Grupy Progres wynika, że tysiące pracowników stanęły przed koniecznością przebranżowienia się. "Największą popularnością wśród pracowników z sektora HoReCa [łączne określenie sektora hotelarskiego oraz gastronomicznego - przyp. red.] cieszą się stanowiska w branży produkcyjnej, logistycznej, handlowej i usługowej" - możemy przeczytać w raporcie.

Kucharz to podstawa

Kogo brakuje najbardziej? - Wykwalifikowanych kucharzy z doświadczeniem, które jest niezbędne na tym stanowisku. Z racji tego, że sezon jest tuż za rogiem, nie ma czasu na szkolenia - słyszę od pani Eveliny. 

Visnievska dodaje: - Restauracja nie będzie mogła działać, kiedy nie ma kucharza. Kucharz to podstawa. W razie czego można pracować w ograniczonym składzie. Gdy nie ma kelnerów, szefostwo zakasuje rękawy, wchodzi na salę i pomaga przyjmować zamówienia.

- Wiele osób, żeby nie generować kosztów wynajmu mieszkania, wróciło w swoje rodzinne strony i  teraz ich brakuje. Miejmy nadzieję, że sytuacja zmieni się pod koniec roku akademickiego, kiedy studenci będą szukać pracy na wakacje - zauważa pani Evelina.

Boją się o jutro 

Przedstawicielka Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej zwraca uwagę, że fachowcy, którzy pozostali w branży, chcą teraz zarabiać więcej i znacznie podnieśli swoje stawki.

- Pracownicy żądają teraz nie wiadomo jakich pieniędzy. Oczekują bardzo wysokich stawek. Kucharz z doświadczeniem chce teraz zarabiać nawet 40 zł netto na godzinę. Nie zdecyduje się na pracę za mniej niż 25 zł za godzinę. Wynika to też ze strachu przed lockdownami, które mogą zdarzyć się w przyszłości - dodaje menedżerka restauracji.

Restauratorzy i hotelarze szukają pracowników. Ale wielu z nich nie chce już pracować w branży. Jedni pracodawcy podczas pandemii znacznie ograniczyli zatrudnienie, inni płacili postojowe np. w kwocie 500 zł i w rezultacie pracownicy sami odchodzili. Trudno przecież za taką kwotę opłacić rachunki i jeszcze utrzymać rodzinę.

"Wiele wskazuje na to, że może czekać nas kolejny wzrost liczby osób zmieniających zawód i bezpowrotnie odchodzących z branży gastronomicznej i hotelarskiej" - powiedział na łamach horecaabc.pl Cezary Maciołek, prezes Grupy Progres.

Nie ma rąk do pracy, fachowcy są na wagę złota. Wydaje się więc logiczne, że ci najlepsi się cenią i podnoszą stawki.

- Nie jest to idealna sytuacja, biorąc pod uwagę podaż i popyt. Branże turystyczne i gastronomiczne wstają z kolan, są bardzo zapożyczone, koszty prawie ich zmiotły. To nie jest ten moment, gdy można w sposób znaczący podnieść wynagrodzenia. Oczywiście pracownicy mogą liczyć na wyższe wynagrodzenia niż w 2019 roku, ale nie są to takie podwyżki, jakie mogłyby wynikać z sytuacji - wyjaśnia w rozmowie z Podróże Gazeta.pl Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service, firmy specjalizującej się w rekrutacji pracowników dla polskich przedsiębiorstw.

Pandemia zintensyfikowała problem

Wraz z odmrożeniem gospodarki problem ze znalezieniem pracowników ma także branża hotelarska.

- Dzisiaj branża hotelarska, obok budownictwa czy transportu, boryka się z coraz większymi trudnościami w pozyskaniu i zatrzymaniu swoich pracowników. Pandemia oczywiście zintensyfikowała problem, ale niekorzystny trend rysuje się już od wielu lat. Nie zmienimy go, jeżeli nie zaczniemy (jako pracodawcy) stawiać głównego nacisku na szkolenia i motywację pracowników, tak by praca w branży hotelarskiej była dla nich atrakcyjna - mówi w rozmowie z Podróże Gazeta.pl Dariusz Burel, członek zarządu sieci Focus Hotels.

Dariusz Burel dodaje: - Kamieniem milowym w całym procesie kadrowym będzie uświadomienie sobie, że rynek pracownika to konstrukcja służąca interesom głównie pracodawców i niosąca wygodną dla nas narrację w tłumaczeniu większości problemów operacyjnych. Czasy, kiedy pracodawcy patrzyli na pracowników tylko przez pryzmat ekonomiczny, a sami pracownicy byli traktowani jako jeden z zasobów, który powinien przynosić efekty odpowiednio wyższe od nakładów, już bezpowrotnie minęły. Przy jednocyfrowym bezrobociu najcenniejszy stał się człowiek niezależnie od sytuacji makroekonomicznej, wymaga to od wszystkich zmiany naleciałych przez ponad 25 lat przyzwyczajeń. W tym obszarze upatrywałbym głównych problemów ze znalezieniem pracowników, które faktycznie występują. 

Członek zarządu sieci Focus Hotels dodaje, że dzięki wprowadzeniu przez ostatnie półtora roku rozwiązań kadrowych z kategorii cross trainingu (rotacja stanowisk) sieć hoteli w sezon letni wkracza z praktycznie niezmienionym zespołem.

- Wykorzystaliśmy wielozadaniowy potencjał naszych pracowników. Wyjście ze swojej strefy komfortu nie zawsze było dla nich łatwe, ale doskonale sobie z tym zadaniem poradzili, odnajdując się w nowych środowiskach pracy. Najtrudniejsze mamy już za sobą, wraz z praktycznie niezmienionym zespołem kończymy pracę nad scenariuszem powrotu do normalności. Brakuje nam jedynie daty pełnego otwarcia, którą zapewne poznamy niebawem. Pandemia na każdym stanowisku pracy wymusiła istotne zmiany. Początkowo z uciążliwych zaleceń niezauważalnie przekształciły się w praktyczne nawyki, które zapewne zaprocentują w relacjach z naszymi gośćmi i pozwolą nam dalej optymalnie zarządzać kosztami wynagrodzeń w spółce - dodaje Dariusz Burel.

Na podobny trend zwraca uwagę Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service.

- Po 1,5 roku zamknięcia branża wreszcie się otwiera. Firmy stosowały różne metody, żeby uniknąć zwalniania pracowników. Osoby, które przyjmowały np. rezerwacje telefoniczne, w tej chwili pracują na recepcji, ale gdy będzie zwiększała się liczba klientów, to wrócą na swoje pierwotne stanowiska - tłumaczy Krzysztof Inglot.

Prezes Personnel Service dodaje: - Gdyby nawet tak było, że hotele potrzebowałyby tysięcy czy dziesiątek tysięcy ludzi to my jesteśmy w stanie zrekrutować do 10 tys. osób tygodniowo z Ukrainy. Mówię tu o pracownikach wsparcia: sprzątaczkach, kelnerach, pomocach kuchennych. Wszystkie te osoby jesteśmy w stanie zrekrutować dla sektora turystycznego. Wydaje mi się, że przy obecnym bezrobociu i sytuacji na rynku branża nie powinna mieć większych problemów ze znalezieniem pracowników na rodzimym rynku pracy - zauważa Inglot. - Naprawdę nie brakuje chętnych, czy to wśród Polaków, czy wśród Ukraińców, którzy czekają na potencjalne miejsca pracy.

Personalny drenaż branży trwa

Cezary Maciołek, prezes Grupy Progres, zauważa, że wraz z zakończeniem roku szkolnego może się poprawić sytuacja i nastąpi szczyt sezonowych rekrutacji. Trzeba mieć jednak na uwadze fakt, że personalny drenaż branży HoReCa trwa i trudno będzie go cofnąć.

Rafał Krzycki, wiceprzewodniczący i sekretarz rady w Izbie Gospodarczej Gastronomii Polskiej zwraca uwagę w portalu horecaabc.pl, że rynek pracy w branży HoReCa po zakończeniu pandemii stanie się skomplikowany, pojawi się problem ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników, a rekrutacje okażą się wyzwaniem dla przedsiębiorców.

 – Z jednej strony wymuszą na nich walkę o najlepszych kandydatów, a z drugiej mocne pilnowanie kosztów. Być może, część z nich postawi na jednego dobrego lidera, który weźmie na siebie budowanie zespołu od początku i z zupełnie niewykwalifikowanych pracowników. W każdej wersji – w perspektywie długiego czasu – po ustaniu epidemii ryzykiem jest spadek jakości usług i niestety trzeba się z tym liczyć - stwierdza na łamach cytowanego już portalu branżowego Rafał Krzycki.

Więcej o: